Recenzje

Sterowanie PC z Windows 8 za pomocą iPhone – Splashtop Gesture Touchpad for Win8

gesture-touchpad-for-win8

Aplikacje firmy Splashtop dość często goszczą na łamach applesauce. Wynika to z ich przydatności oraz ceny – jeśli nie są darmowe, to bardzo często można je zdobyć w promocji.

Jeśli chcielibyście wykorzystać iPhone jako bezprzewodowy gładzik dla komputera z systemem Microsoft Windows 8, możecie za darmo pobrać z App Store appkę pod nazwą Gesture Touchpad for Win8.

win8_pad_01

Aby w ogóle móc korzystać z produktów Splashtop, na komputerze należy wcześniej zainstalować Splashtop Streamer – darmowe oprogramowanie, które pozwala na komunikację z mobilnymi aplikacjami. Oraz stworzyć konto z przypisanym adresem e-mail i hasłem. Dla zwiększenia bezpieczeństwa można aktywować dodatkowy kod, lub włączyć wymaganie podania hasła kontrolowanego komputera.

Splashtop_Streamer-PC

Gesture Touchpad for Win8 działa w sieci lokalnej (co raczej zrozumiałe ;)). Konfiguracja appki sprowadza się w zasadzie do dodania komputera – wymagane są: nazwa oraz adres IP.

win8_pad_06

Po podłączeniu ekran naszego iPhone działa jako touchpad dla peceta, przesuwanie palcem od prawej krawędzi wywołuje pasek Charms. Na dole mamy przyciski myszy, ale to nie wszystko.

win8_pad_02

Przesunięcie palcem na dolnym pasku powoduje przełączenie zestawu dostępnych przycisków, znajdziemy tu przyciski Windows, Shift, Control, aktywator klawiatury ekranowej wraz z panelem klawiszy kursorów, klawiszy funkcyjnych i inne.

win8_pad_05

Jak na gładzik XXI wieku przystało działają gesty takie jak przesuwanie zawartości okna dwoma palcami, czy powiększanie-zmniejszanie „szczypaniem”.

win8_pad_04

Sterowanie działa sprawnie i bez uciążliwych opóźnień. Zdecydowanie największą wadą jest interfejs pre-iOS7 oraz nie dostosowanie głównego obszaru gładzika do przekątnej ekranu większej niż 3,5″ – co powoduje wyświetlenie na dole brzydkiego czarnego paska (gdy zmienimy orientację iPhona pasek ten pojawi się z boku).

Gesture Touchpad for Win8 to nie appka „must have”, ale przyda się na pewno w sytuacji gdy fizyczny „gryzoń” odmówi posłuszeństwa, lub gdy chcemy zaprezentować coś na dużym ekranie (np. z użyciem projektora) i potrzebujemy oddalić się od komputera, zachowując możliwość jego kontroli.

Twoja cała sieć lokalna pod ręką – Coucou dla OS X

coucou_logo

Tytuł wpisu jest być może trochę na wyrost, ale jest jak najbardziej zgodny z prawdą przy założeniu, że wszystkie posiadane przez nas urządzenia pracujące w sieci wspierają protokół Bonjour (lub ZeroConf). W przypadku, gdy macie „park maszynowy” pochodzący z Cupertino nie ma problemów, ponadto wiele urządzeń sieciowych, takich jak NASy czy drukarki sieciowe również będzie ochoczo współpracować z Coucou, który jest bohaterem dzisiejszego artykułu.

Coucou to program dostępny wyłącznie dla platformy OS X, a za jego narodziny, dorastanie i wychowanie odpowiedzialny jest Boy van Amstel, działający pod szyldem Danger Cove. Powinniście znać go już dobrze, dzięki takim aplikacjom jak Porthole, Reign oraz AirVLC, które miałem przyjemność wcześniej tu opisywać.

W zasadzie trudno jest jednoznacznie zdefiniować przeznaczenie tego kawałka software’u… W podstawowym zakresie możemy wykorzystać Coucou jako skaner sieciowy, dzięki któremy podejrzymy urządzenia w naszej sieci lokalnej (przewodowej oraz WiFi).

coucou_01

Klikając na ikonkę w menu systemowym wyświetlimy urządzenia, które korzystają z protokołu Bonjour, zobaczymy ich nazwy, adresy (IPv6IPv4) oraz uruchomione na nich usługu sieciowe z przypisanymi portami.

W przypadku iUrządzeń (takich jak iPhone czy iPad) dopóki nie włączymy jakiejś usługi (np. serwera DLNA), zamiast nazwy zobaczymy adresy fizyczne interfejsu sieciowego (tzw. adresy MAC). Będą one widoczne na liście pomimo informacji zawartej w preferencjach, że pokazywane są urządzenia Apple, za wyjątkiem tych pracujących pod iOS (notabene Apple TV też pracuje pod tym systemem przecież…).

coucou_02

Z niektórych usług (poprawnie skonfigurowanych) możemy skorzystać bezpośrednio po wybraniu takowej na wykrytym urządzeniu, wprost z menu Coucou.

Nie miałem niestety możliwości sprawdzić połączeń z drukarkami czy serwerami plików NAS. Według zapewnień autora działa to bardzo dobrze. Można np. wyświetlić automagicznie stronę WWW konfiguracji drukarki lub zasoby dysku sieciowego. Generalnie można uznać, że Coucou dzięki Bonjour potrafi za nas uruchomić odpowiednią aplikację (Finder, Terminal, Współdzielenie ekranu, itp.) i podłączyć się do wykrytego urządzenia, z wykorzystaniem wybranej usługi. Bez problemu wejdziemy w ten sposób np. na dysk TimeCapsule. Możemy również łatwo udostępniać ekran czy pliki. Większość tych operacji możemy przeprowadzić systemowo lub za pomocą dedykowanych aplikacji, ale zaletą Coucou jest zminimalizowanie kroków koniecznych do uzyskania pożądanych efektów.

Jedną z ciekawszych opcji jest możliwość udostępniania np. naszej strony WWW (lub jakiegokolwiek projektu webowego przygotowanego w np. Rails, MAMP, Django), którą lokalnie stworzyliśmy i uruchomiliśmy, innym użytkownikom/komputerom dzięki dostępnym w przeglądarce Safari – zakładkom witryn Bonjour. Bliższe wyjaśnienie prezentuje poniższy film:

Gwoli ścisłości w nowej wersji Safari, opcję pokazywania zakładek Bonjour ustawia się w innym miejscu:

bonjour_safari

Nie da się ukryć, że deweloperzy aplikacji sieciowych oraz webmasterzy najbardziej docenią korzyści płynące z tak niepozornego programu. Choć również i zwykłym użytkownikom przyda się takie narzędzie. Zwłaszcza tym posiadającym więcej Maczków.

Coucou jest do nabycia w Mac App Store w cenie €3,59.

Cloak – bezpieczne połączenie z sieciami publicznymi w iOS i OS X

CloakIcon

Żyjemy w czasach, kiedy możliwość połączenia z internetem jest wyznacznikiem w kwestii wyboru hotelu, sal konferencyjnych, pubów i tym podobnych. Najczęściej znajdujemy tam otwarte sieci WiFi, do których bez większego namysłu się podłączamy. Bywa też, że logujemy się do zabezpieczonych sieci, które dla przykładu udostępnia organizator konferencji lub jakiegokolwiek innego wydarzenia. Niestety mało kto zastanawia się nad faktem ilości osób, która jednocześnie z nami jest do tego WiFi podłączona. Musicie wiedzieć, że za każdym razem istnieje potencjalne zagrożenie, że jakiś przyjemniaczek skanuje cały ruch i wydobywa Wasze cenne informacje, które przykrym trafem udało mu się przechwycić. Jak się przed tym ustrzec? Chciałbym przedstawić Wam rewelacyjne narzędzie, które zapewni komfort bezpiecznego korzystania z publicznych sieci.

Cloak to oprogramowanie, które jest dostępne zarówno na iOS jak i OS X. Pozwala w prosty sposób zabezpieczyć swoje połączenie z siecią i stać się anonimowym. Oprogramowanie działa w banalny sposób, tworzy tunel VPN do bezpiecznej lokalizacji, z której dalej odbywa się nasz ruch. Domyślnie aplikacja wybiera najszybsze dostępne połączenie. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie aby wybrać lokalizację do której nasz tunel ma być skierowany. Do wyboru mamy wszystkie kontynenty, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Szyfrowanie i bezpieczeństwo tego typu połączeń powodują, że dane, które przesyłamy przez sieć stają się bezużyteczne dla każdej osoby, która chciałaby je przechwycić. Dodatkowo będziecie mogli przy jego użyciu uzyskać dostęp do treści, które są ograniczone tylko do danego kraju lub kontynentu.

Cloak_Local

Wersja dla OS X po instalacji i uruchomieniu rezyduje w górnym pasku menu. Uruchomienie bezpiecznego połączenia sprowadza się jedynie do otwarcia menu kontekstowego i kliknięcia przycisku Secure my connection. Po kilku sekundach, tunel zostanie ustanowiony i jesteśmy bezpieczni. Wygodną opcją jest możliwość zdefiniowania skrótu klawiszowego, za pomocą którego można uruchamiać lub wyłączać VPN. Dodatkowo w ustawieniach aplikacji możemy wybrać jakie sieci mają być automatycznie zabezpieczane przy użyciu Cloak oraz przygotować listę tych zaufanych. Myślę, że warto optymalnie do swoich potrzeb skonfigurować te opcje aby nie musieć pamiętać o zabezpieczeniu w publicznych sieciach i pozostawić to automatycznym mechanizmom.

Cloak_Menu

Wersja dla iOS to bardzo uproszczona aplikacja, która instaluje odpowiedni profil VPN w naszym telefonie. Pozwala też na konfigurację sieci zaufanych, lokalizacji przez którą ma powstać tunel oraz to, czy Cloak ma automatycznie uruchamiać tunel w przypadku niezaufanych połączeń. Aby uruchomić bezpieczne łącze musimy udać się do Ustawień naszego iPhone’a i w zakładce ogólnie odnaleźć pozycję VPN, po wejściu w nią możemy uruchomić tunelowanie. Oczywiście jeżeli uruchomicie automatyczne działanie aplikacji to VPN zostanie uruchomiony bez podjęcia jakichkolwiek kroków ze strony użytkownika bezpośrednio po podłączeniu do sieci. Ważne jest, że w przypadku zmiany ustawień w aplikacji musi nastąpić ponowna instalacja zmodyfikowanego profilu połączenia.

Cloak_iOS

Niestety korzystanie z Cloak nie jest darmowe. Wymaga od nas wykupienia abonamentu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie abyście tak jak ja skorzystali z 30 dniowego okresu próbnego. Jeżeli zdecydujecie się, że chcecie wykupić abonament, to macie do wyboru dwie opcje. Mini Plan, który pozwoli na transfer 5 GB danych przy użyciu bezpiecznego tunelu za 2,99 dolarów miesięcznie oraz Unlimited, który jak sama nazwa wskazuje nie ma ograniczeń i kosztuje 9,99 $ miesięcznie. W mojej ocenie są to bardzo rozsądne ceny. W kontekście poczucia i realnego bezpieczeństwa jakie gwarantuje aplikacja nie jest to duży wydatek. Dodatkowo możemy w ramach abonamentu korzystać z usługi na dowolnej liczbie urządzeń.

Osobiście jestem absolutnie zachwycony aplikacją Cloak. Zabezpieczenie swojego połączenia sieciowego przy jej użyciu jest banalnie proste. Przy odpowiedniej konfiguracji program pozostaje dla użytkownika całkowicie transparentny co dla mnie jest olbrzymim atutem. Dla wielu zaporą może być opłata za możliwość korzystania. Jednak wiele osób poczucie bezpieczeństwa ceni sobie bardziej niż kilkanaście złotych miesięcznie. Gdybym często korzystał z publicznych sieci to nie zastanawiałbym się nad wykorzystaniem Cloak w codziennej pracy nawet przez chwilę. Gorąco zachęcam Was do testów we własnym zakresie i serdecznie polecam!

Linki do aplikacji dla OS X znajdziecie na stronie dewelopera.

Wersja dla iOS dostępna jest za darmo w AppStore.

Emcee – nazwa odtwarzanego utworu w pasku menu

Emcee_Icon

Na co dzień korzystam z dwóch odtwarzaczy muzyki. Pierwszym z nich jest iTunes w którym przechowuję w wersji cyfrowej to, co fizycznie zgromadziłem na swoich półkach z płytami. Drugim jest Spotify, dzięki któremu mogę odsłuchiwać nowości i albumy wobec zakupu których się waham. Tak jak moją bibliotekę muzyki znam niemal na pamięć, tak często w Spotify uruchamiam funkcję radia i zdarza się, że nie potrafię ze słuchu odgadnąć wykonawcy czy nazwy utworu. W takich sytuacjach pomocą służy mi malutka aplikacja Emcee, którą chciałbym Wam dziś przybliżyć.

Emcee_Menu_Bar

Pewnie zastanawiacie się, po co mi dodatkowa aplikacja skoro mogę odpalić odtwarzacz i podejrzeć co aktualnie jest odtwarzane. Owszem, mogę, jednak w mojej opinii jest to mało ergonomiczne rozwiązanie. Jak zdążyliście już zauważyć staram się ignorować rozproszenia odrywające mnie od codziennej pracy. Z tego względu uważam za znacznie wygodniejsze to, co oferuje aplikacja Emcee. Umieszcza ona w górnym pasku menu krótką informację o wykonawcy i nazwie utworu. Autor zapewnił wsparcie dla iTunes i Spotify co w moim przypadku jest idealną i wystarczającą kombinacją. Wśród oferowanych, po rozwinięciu menu aplikacji, opcji otrzymujemy możliwość skopiowania do schowka wyświetlanych informacji, wyszukanie ich przy użyciu Google oraz możliwość uruchamiania aplikacji wraz ze startem systemu.

Jestem zwolennikiem jak najmniejszej ilości ikon na górnym pasku menu w czego uzyskaniu od dawna pomaga mi aplikacja Bartender. Muszę jednak stwierdzić, że informacje o aktualnie odtwarzanej muzyce w formie jaką prezentuje Emcee jest dla mnie do przyjęcia i nie burzy mojego poczucia estetyki.

Jeżeli tak jak ja czasami chcecie szybko podejrzeć, co aktualnie płynie z głośników podłączonych do Waszego Maca to jest to aplikacja dla Was. Serdecznie polecam.

Aplikację Emcee znajdziecie w AppStore w cenie 0,99 €.


AKTUALIZACJA

Niestety ze względy na zmiany wprowadzone przez Spotify, aktualnie oprogramowanie nie działa z tą usługą. Wyświetla jedynie utwory z iTunes.

Zdalny pulpit Mac/PC na iUrządzeniach – Edovia Screens for iOS

edovia-tractor

Od wielu lat jestem zadowolonym użytkownikiem rozwiązania pozwalającego na zdalny dostęp do biurka komputera – LogMeIn. Niestety jakiś czas temu firma zdecydowała zrezygnować z wersji darmowej LogMeIn Free, która mimo swoich ograniczeń pozwalała w zupełności na realizację moich oczekiwań w kwestii zdalnego dostępu. Ostatnie pół roku dzięki wspaniałomyślności deweloperów, jako nabywca appki LogMeIn Ignition dla iOS (niedostępna już w App Store) mogłem korzystać z usługi w pełnym zakresie. Niestety ten okres właśnie mija, a ja już wcześniej postanowiłem poszukać rozwiązania alternatywnego. Sytuacja z LogMeIn nie jest jednak beznadziejna ani do końca spisana na straty, ale o tym dowiecie się wkrótce od Kuby.

Osobiście mam doświadczenia z aplikacjami Splashtop Remote Desktop, TeamViewer czy VNC Viewer, ale korzystając z okazji – promocji – nabyłem jeszcze inny produkt. Screens, bo nim dziś będzie mowa.

Najważniejszymi zaletami LogMeIn były: możliwość pracy w zasadzie w dowolnej przeglądarce na komputerze (lub dedykowanej aplikacji), brak konieczności dokonywania jakichkolwiek ustawień na routerach w sieci, stosunkowo wysoka szybkość działania nawet na słabych łączach, kopiowanie plików i zawartości schowka pomiędzy odległymi urządzeniami, przekazywanie zarówno obrazu jak i dźwięku, oraz możliwość zdalnego dostępu do komputera, na którym żaden użytkownik jeszcze się nie zalogował. Zwłaszcza ta ostatnia cecha jest dla mnie kluczowa, bo gdy komputer jest w jakiejś lokalizacji wystarczy poprosić kogoś o włączenie, a nie dodatkowo o zalogowanie – co wiązałoby się z ujawnieniem hasła.

screens_01
Screens w postaci klienta występuje w wersjach dla iOS oraz dla OS X. Natomiast dostęp możliwy jest do komputerów Mac, PC z Windowsem oraz PC z Linuksem. Konfiguracja Maków umożliwiająca połączenie z np. iPhone jest wręcz trywialnie prosta: w Preferencjach systemowych -> Udostępnianie zaznaczamy Współdzielenie ekranu lub – jeśli chcemy zestawić połączenie szyfrowane: Zdalne logowanie. Trzecia możliwość to zaznaczenie opcji Zdalne zarządzanie (która automatycznie aktywuje Współdzielenie ekranu). Oczywiście w każdym przypadku możemy, a nawet musimy określić kto ma uprawnienia do takiego dostępu, a w przypadku Zdalnego zarządzania – wybrać, co konkretnie zdalny użytkownik może zrobić (obserwacja, pełna kontrola, kopiowanie, chat, ponowne uruchomienie/wyłączenie komputera i inne).

screens_02

Należy też pamiętać o tym, by systemowa zapora sieciowa (o ile jest załączona) zezwalała na połączenia przychodzące dla tych usług.

To wszystko wystarczy, jeśli potrzebujemy zdalny dostęp w sieci lokalnej. Do umożliwienia dostępu z Internetu potrzeba trochę więcej zachodu i dostępne są (nie dla wszystkich jednak) dwie opcje – Screens Connect (również dla PC z Windows) oraz ręczna konfiguracja.

Instalacja Screens Connect jest szybka i bezbolesna. Rezultatem jest nowy panel w Preferencjach systemowych, a interakcja użytkownika sprowadza się do stworzenia Screens ID i wprowadzania tych danych (ID/Hasło) w odpowiednich miejscach panelu.

screens_04W przypadku PC, instalator Screens Connect dodaje programy (serwery) TightVNC i freeSSHd (jeśli nie zainstalowaliśmy ich lub odpowiedników wcześniej). Są one wymagane do zestawienia zdalnego połączenia.

Konfiguracja ręczna to kilka kroków i warto tu dodać, że jeśli nie dysponujemy stałym adresem IP (od czego zwalnia nas Screens ID), warto skorzystać z usługi darmowego DDNS, np. w sposób opisany tutaj.

Kolejne etapy manualnego dostosowania Maca to:

  • statyczne zaadresowanie komputera, do którego chcemy się łączyć (Preferencje systemowe -> Sieć i tu wybieramy dla Konfiguruj IPv4 – używając DHCP z ręcznie przydzielanym adresem,
  • dodanie odwzorowania portów TCP i UDP o numerach 3283, 5900 na prywatny adres IP naszego komputera w sieci lokalnej (W przypadku routerów Apple korzystamy z Narzędzia AirPort, w którym edytując konfigurację stacji bazowej wchodzimy w ustawienia Sieć a następnie dodajemy wpis w sekcji Ustawienia portu – z menu rozwijanego wybieramy Apple Remote Desktop i tylko modyfikujemy adres IP).

screens_03

Możemy tu uznać, że nasz Mac jest gotowy do przyjęcia gościa z zewnątrz. Teraz dochodzimy wreszcie do sedna i zajmiemy się klientem Screens dla iOS.

screens_05

Dodawanie komputerów w aplikacji Screens na iOS działa automagicznie dzięki usłudze Bonjour, pod warunkiem, że na wszystkich zdalnych komputerach zainstalowaliśmy Screens Connect. Wykrywanie działa zarówno w sieci lokalnej jak i przez Internet!

screens_06

W sytuacji gdy zdalny komputer konfigurowaliśmy ręcznie i wszystkie ustawienia zostały poprawnie wprowadzone, w appce Screens dodajemy urządzenie również manualnie, wypełniając odpowiednie pola rzeczywistymi danymi. W polu adres wprowadzamy nasze zewnętrzne IP lub globalną nazwę hosta, którą uzyskujemy po skonfigurowaniu konta np. w serwisie no-ip.com.

screens_08

Z tego co zauważyłem to ew. problemy z wykrywaniem komputerów występują w przypadku złych wpisów i reguł w Zaporze sieciowej. Dlatego warto zanim zaczniemy obwiniać i rekonfigurować router, sprawdzić czy właśnie tam nie zaczaił się błąd – pomimo że Screens Connect będzie sygnalizować kłopot z mapowaniem portów.

Zdalny pulpit w Screens obsługujemy gestami, tzn. powiększanie/zmniejszanie – „szczypaniem”, przewijanie zawartości okna – przesuwaniem dwoma palcami, lewy przycisk myszki – tapnięciem jednym palcem, prawy przycisk myszki – tapnięciem dwoma palcami, itd. Oczywiście działa też przeciąganie okien i zaznaczanie tekstu, wywołanie Mission Control czy wyświetlanie wszystkich okien aktywnej aplikacji (tak jak na Magic Trackpad).

Na dole ekranu znajdziemy przewijalny pasek skrótów z ikonkami:

  • wysuwanej klawiatury,
  • przycisku akcji, pozwalającego m.in. na: zamknięcie połączenia, przełączenie w tryb podglądu, włączenie trybu gładzika, zrobienie zrzutu ekranu i przesłanie zawartości schowka,
  • klawiszy kursora: Góra, Dół, Prawo, Lewo,
  • klawiszy przewijania strony: W górę, W dół, Na początek, Na koniec,
  • klawiszy specjalnych: Escape, Tabulator, Control, Shift, Alt (Opcja) i Command (lub Windows w przypadku PC),
  • operacji takich jak: Kopiuj, Wklej, Wytnij, Cofnij, Przywróć, Zaznacz wszystko, Zamknij okno, Minimalizuj okno, Zakończ, Spotlight, Wyloguj oraz klawisze funkcyjne.

screens_07

W preferencjach każdego komputera do którego się łączymy, możemy m.in. wybrać jakość obrazu poprzez określenie ilości wyświetlanych kolorów (tysiące lub miliony), metodę autentykacji, domyślny tryb pracy po włączeniu (pełen ekran, tryb kontroli lub podglądu).

screens_10

Da się nawet określić zachowanie po rozłączeniu (np. wylogowanie użytkownika, umieszczenie kursora w wybranym narożniku – co sprawdza się gdy mamy je uaktywnione w Mission Control, czy wyświetlenie okna pozwalającego na administrowanie systemem Windows – Ctrl+Alt+Del). Co więcej, jeśli mamy więcej niż jeden monitor podłączony do komputera, Screens może zapamiętać wybrany wyświetlacz!

screens_09

Screens wspiera klawiatury fizyczne sparowane z iUrządzeniem poprzez Bluetooth (choć w tym wypadku nie będą działać klawisze funkcyjne F1-F12).

Miłą rzeczą jest również wsparcie dla klonowania AirPlay, dzięki czemu biurko zdalnego komputera możemy wyświetlić np. na telewizorze podpiętym do Apple TV. Oczywiście filmu w ten sposób obejrzeć się nie da, ale zdjęcie, interfejs aplikacji, itp. jak najbardziej. Choć tu akurat widać, że coś nie jest dopracowane jak należy, bo podczas przewijania zawartości ekranu zdalnego hosta pojawiają się artefakty, tak jak by występował problem z odświeżaniem/buforowaniem obrazu. I niestety jak się pojawią to już nie chcą zniknąć :/

Z poziomu appki możemy dwukierunkowo obsługiwać schowek z tym, że od Screens do komputera przesyłać można wyłącznie tekst (trafia bezpośrednio do pola tekstowego lub otwartego dokumentu), natomiast w drugą stronę zależnie od systemu operacyjnego komputera możemy odebrać:

  • czysty tekst (Windows, Linux),
  • czysty tekst, obrazy z aplikacji Podgląd, edytora graficznego lub przeglądarki WWW, łącza URL oraz nazwy zaznaczonych plików (OS X).

Sporą zaletą jest możliwość synchronizacji ustawień w programie (łącznie z dodanymi profilami zdalnych komputerów) za pomocą iCloud lub Dropboksa. Dzięki temu jeśli skonfigurujemy wszystko np. na iPhone to po uruchomieniu Screens na iPadzie wszystko będzie wyglądać i działać tak samo.

Tak naprawdę dostępnych w programie opcji jest tak dużo, że aby każdą opisać wpis ten byłby o wiele dłuższy a myślę, że każdy z was lubi odkrywać nowe i przydatne funkcje sam, więc nie będę psuć zabawy :)

Screens for iOS to program genialny i nie dziwię się czemu jest taki drogi. To zdecydowanie najlepszy klient VNC dostępny na mobilnej platformie Apple. Ja jestem zadowolony z wyboru Screens jako następcy / zastępcy LogMeIn choć uczciwie przyznam, brakuje mi w tym rozwiązaniu trochę większej szybkości odświeżania (zwłaszcza gdy korzystam z połączenia via 3G), transferu plików oraz przekazywania dźwięku ze zdalnego komputera. To ostatnie to nie ograniczenie Screens, a samego protokołu VNC niestety… Jako, że często – z racji wygody – wykorzystywałem LogMeIn z poziomu komputera, rozważam również zakup Screens for Mac, o ile uda się upolować jakąś sensowną promocję, bo prawie €30,00 w Mac App Store to dla mnie zaporowa cena. Po za tym przydałaby się też wersja dla Windowsa…

Powyższy artykuł nie jest podręcznikiem prowadzącym użytkownika za rękę, więc jeśli podczas konfiguracji Screens napotkacie jakiekolwiek problemy polecam zaczerpnąć wiedzy u źródła. Firma Edovia udostępnia przewodniki do swoich produktów oraz dział wsparcia m.in. z odpowiedziami na najczęściej zadawane pytania. Co prawda po angielsku, ale ze sporą ilością obrazków, więc nawet nie poligloci dadzą sobie radę ;)

Zdalne pobieranie plików z Internetu na Macu – Transloader

transloader_00

Zdarzyło się wam natrafić na interesujący dokument, program lub plik multimedialny, którego nie możecie (z uwagi na nieznany format) lub nie chcecie (z uwagi na brak miejsca w urządzeniu) pobrać bezpośrednio na iPhone lub iPada? Ja dość często musiałem mierzyć się z takim problemem. Zwykle link URL trafiał do appki Notatki, lub wysyłałem go do siebie jako wiadomość iMessage lub e-mail. Teraz nie muszę tego (w większości wypadków) robić. O ile na stronie zamieszczony jest bezpośredni odsyłacz do takiego pliku, robi to za mnie duet Transloader w postaci appki dla iOS i programu dla OS X.

transloader_02

Rozwiązanie to nie działa gdy do ściągnięcia wymagana jest dodatkowa aplikacja, jak np. iTunes. 99% pozostałych przypadków elegancko i sprawnie załatwia. Dzieło Eternal Storms Software bazuje na synchronizacji via iCloud (zatem należy posiadać skonfigurowane konto, ktoś z was tego jeszcze nie zrobił…?). Appka mobilna przechwytuje zawartość schowka (oczywiście adres również możemy wprowadzić ręcznie) i gdy potwierdzimy, że zawiera on łącze do pożądanego pliku, jest ono wysyłane do nasłuchującego odbiornika na komputerze.

transloader_04

Ten natomiast, dokładnie w ten sam sposób jak robi to przeglądarka WWW, połączy się do źródła i rozpocznie download danych.

transloader_06

Po zakończeniu procesu, plik zostaje zachowany w określonym przez nas wcześniej w preferencjach miejscu, a my możemy być powiadomieni o tym w wybrany sposób.

transloader_05

iCloud miewa słabsze dni, czasem informacja jest przesyłana z opóźnieniami. Zdarza się też, że będziemy po za zasięgiem, komputer jest wyłączony, lub zapomnieliśmy uruchomić Transloader na Macu. Nic straconego, programy grzecznie zaczekają na odpowiedni moment by ze sobą pogadać, a przycisk Clear finished Downloads na iUrządzeniu działa tylko, gdy faktycznie dane zostaną pobrane (aplikacja na Maca informuje zwrotnie appkę na iOS).

transloader_08

Trudno w zasadzie się bardziej rozpisywać na temat Transloadera, to po prostu działa i nie wymaga mumbo-jumbo ani innych zaklęć :) Miłym dodatkiem jest to, że można sprawić by Transloader zagnieżdzał się w pasku menu.

transloader_07

Transloader dla iOS 7.x (iPhone/iPad/iPod Touch) jest dostępny za darmo, Transloader dla OS X 10.7.3+ kosztuje €4,49.

SmartyPins – sprawdź swoją wiedzę na mapie Google

SmartyPins

Natknąłem się ostatnio na świetny quiz przygotowany przez Google, który nazywa się SmartyPins. Zabawa polega na zaznaczaniu na mapie miejsc, których dotyczą zadawane pytania. Dla przykładu „Gdzie znajduje się najbardziej znana rezydencja Elżbiety II?”. W tym przypadku odpowiedź jest banalna, jednak pojawiają się dużo trudniejsze łamigłówki.

Zasady są proste, otrzymujemy limit kilometrów, który zmniejsza się w przypadku złej odpowiedzi. Obniżenie następuje o tyle kilometrów, o ile dalej zaznaczyliśmy lokalizację, która w naszej opinii jest prawidłowa. Oczywiście za dobre odpowiedzi otrzymujemy dodatkowe 15 kilometrów. Dodatkowo, możemy wybrać kategorię, z której chcemy otrzymywać zagadki. Domyślnie będą one mieszane.

smarty_pins_screen

W mojej opinii świetna zabawa. Nie dość że testuje naszą wiedzę, to potrafi usystematyzować położenie co ciekawszych lokalizacji na mapie świata. Ciekaw jestem ile odpowiedzi uda Wam się udzielić zanim Wasz limit ulegnie wyzerowaniu. Koniecznie dajcie w tej kwestii znać!

Google SmartyPins – LINK

Tania alternatywa dla iTunes Match – Cloud Player

cloud_player_01

Przez rok korzystałem z usługi iTunes Match i muszę przyznać, że jest świetne rozwiązanie, choć nie pozbawione wad. Koszt rozwiązania jest według mnie stosunkowo niewielki, a wygoda jak i sama idea, przez wielu użytkowników nie doceniane. Największy problemem stanowi pełna synchronizacja utworów znajdujących się w naszej fonotece i dopasowanie ich do zbiorów w sklepie iTunes. Nawet poprawne opisane albumy, zripowane bezpośrednio z oryginalnch płyt CD, nie zawsze były trafne rozpoznanie. Być może teraz sytuacja wygląda lepiej, ja zrezygnowałem z iTunes Match niedługo po pojawieniu się Spotify. Mimo to, z uwagi na fakt, że oferta serwisów streamingowych nie jest kompletna, a w swoich zbiorach posiadam dość rzadkie utwory, bootlegi i inne rarytasy, to rozważam powrót do usługi Apple.

W międzyczasie, postanowiłem sprawdzić, czy da się w miarę prosty i ekonomiczny sposób znaleźć alternatywę dla dla iTunes Match w podstawowym zakresie, tj. składowanie muzyki w chmurze i bezpośredni streaming z takiego źródła.

cloud_player_03

Większość z nas używa dziś powszechnie chmury. Dyski sieciowe takie jak Dropbox, Box, OneDrive, Google Drive, czy synchronizacja via iCloud to fajne rozwiązania, które umożliwiają nam dostęp do danych z dowolnego miejsca. Jedynym wymogiem jest dostęp do Internetu. Co prawda większość tych rozwiązań oferuje ograniczoną przestrzeń dyskową za darmo, ale obecne stawki abonamentowe stają się coraz bardziej przyjazne dla naszych portfeli, a ponadto istnieje wiele sposóbów na bezpłatne powiększenie takiego magazynu.

Ja preferuję trzymać dane, zwłaszcza te istotne, u siebie, na dysku lokalnym, lub w postaci archiwum na płycie DVD czy dysku zewnętrznym. Dyski sieciowe (w chmurze, nie NAS) wykorzystuję raczej sporadycznie, czemu by jednak nie zwolnić miejsca na dysku komputera i przerzucić całą muzykę na dysk w chmurze? Nawet jak ją stracę, to mam oryginalne nośniki, więc nie będzie problemu z ich odzyskaniem, prawda?

Podstawowa kwestia przy wyborze rozwiązania, to sposób w jaki chcemy do tej muzyki się dobrać, z komputera czy z iPhone/iPada? Dla mnie kluczowym jest to drugie, ponieważ częściej mam przy sobie iUrządzenia niż komputer. Ponadto iPhone/iPad wspierają AirPlay.

Kolejna rzecz to obsługiwane formaty. Myślę, że większość z nas nie będzie się bawić w przesyłanie wielu gigabajtów muzyki w formacie bezstratnym i zadowoli się .mp3 lub .aac z maksymalnym bitratem. Mimo to, postanowiłem zweryfikować wspierane formaty audio i moim ulubionym programem XLD skonwertowałem bazowy utwór zespołu Eagles – Hotel California (z referencyjnego dla mnie albumu Hell Freezes Over) w FLAC do poniższych:

cloud_player_02

Następnie tak przygotowane pliki wrzuciłem do folderu Muzyka utworzonego na każdym z posiadanych przeze mnie kont dysku w chmurze, tj. Dropbox, Box, OneDive oraz Google Drive, i rozpocząłem testy. Dodam tylko, że upload plików najszybciej nastąpił na Dropboksa, a najwolniej na Box. Nie korzystam z aplikacji pomocniczych instalowanych na komputerze, a konta obsługuję za pośrednictwem przeglądarki WWW (Safari).

Bezpośredni streaming w oknie przeglądarki zadziałał odpowiednio dla następujących formatów:

  • Dropbox: AAC, MP3, Apple Lossless i WAV
  • Google Drive: AAC, MP3, Apple Lossless, WAV (wszystkie z wykorzystaniem webowego Music Player for Google Drive, w przypadku FLAC zasugerowano mi pośrednictwo CloudConvert z czego nie skorzystałem)
  • OneDrive: pomimo faktu rozpoznania większości plików jako ścieżki audio (ikonka z nutką), OneDrive w przeglądarce nie oferuje możliwości odtworzenia muzyki, za to można np. wygenerować kod HTML do osadzenia pliku na stronie WWW (ciekawa opcja)
  • Box: AAC, MP3, Apple Lossless, WAV, FLAC, AIFF – przy czym po za .mp3 pozostałe formaty wymagały wcześniejszego zbuforowania utworów (Generating Preview…)

Reasumując: nie udało się w ogóle otworzyć plików Ogg Vorbis oraz WavPack.

Jak wspomniałem wcześniej, najwyższy priorytet ma odtwarzanie na urządzeniach przenośnych, więc logicznym krokiem było sprawdzenie, jak sobie z tym radzą oficjalne appki dla iOS. Wyniki są następujące:

  • Dropbox: AAC, MP3, Apple Lossless, WAV i (o dziwo!) AIFF (wsparcie AirPlay z poziomu iOS)
  • Google Drive: żaden plik nie ma możliwości odtworzenia bez pomocy dodatkowej, zewnętrznej aplikacji!
  • OneDrive: AAC, MP3, Apple Lossless i WAV (wsparcie AirPlay z poziomu aplikacji)
  • Box: AAC, MP3, Apple Lossless, WAV, FLAC, AIFF – buforowanie przebiegało sprawniej, przypuszczam więc, że tylko część pliku jest pobierana lokalnie przed odtwarzaniem (wsparcie AirPlay z poziomu iOS)

Postanowiłem więc przeszukać App Store pod kątem programu, który będzie potrafił nie tylko dobrać się do zasobów na wymienionych dyskach, ale również streamować przechowywaną na nich muzykę. Nie było to proste, bo znakomita większość appek to menadżery plików, które pozwalają na pobieranie i wysyłanie plików między iDevices <-> Cloud, i ewentualny podgląd dokumentów tekstowych, zdjęć itp. Natomiast multimedia są tu traktowane po macoszemu, i odtworzenie czegokolwiek w najlepszym przypadku wymaga wcześniejszego pobrania pliku do iPhone/iPada. Wiele programów jest niestety również płatnych, bez darmowych wersji demo, lub z poblokowanymi opcjami, bez których wykonanie testów było niemożliwe.

Po kilkunastu godzinach na polu bitwy zostały trzy aplikacje, w których zdecydowany prym wiedzie Cloud Player i na nim się dalej skupię.

Cloud Player – Music Player for Dropbox, Box, OneDrive, Google Drive to appka uniwersalna, która w wersji darmowej posiada ograniczenie do maksymalnie 3 zasobów sieciowych, wyświetla sporadyczne reklamy. Cloud Player Pro jest do nabycia wewnątrz aplikacji za marne €0,89. Po kilku chwilach z programem nie zastanawiałem się długo nad zakupem. Tym bardziej, że większość oferty App Store była brzydsza i droższa.

Cloud Player pozwala na streaming muzyki, tworzenie playlist i to w oparciu o utwory znajdujące się na różnych dyskach!, na pobieranie plików do pamięci iPhone/iPad i wysyłanie do chmury. Wspiera również AirPlay, umożliwia tworzenie i usuwanie, przenoszenie, zmianę nazwy folderów i plików. W ustawieniach odtwarzacza można określić wielkość bufora na dane muzyczne czy ilość prób otwarcia pliku.

cloud_player_04

Obsługiwane przez Cloud Player formaty to: AIFFApple Lossless, AAC, MP3 i WAV niezależnie od wybranego konta dysku w chmurze.

Cloud Player posiada też zaimplementowaną obsługę okładek, jednak działa to dość nieprzewidywalnie, tzn. te same pliki, które na komputerze posiadają okładki, w odtwarzaczu już nie mają. Z drugiej strony utwory, które w folderze na komputerze nie miały okładek, na iUrządzeniu zostają wzbogacone o pobraną z Internetu. Wydaje mi się, że ma tu znaczenie format pliku audio, dopasowanie okładki odbywa się prawdopodobnie dla najpopularniejszego rozszerzenia, czyli .mp3 (dzięki informacjom zawartym w tagu ID3).

cloud_player_05

Nie wiem jak wy, ale ja przyzwyczajony jestem do organizacji fonoteki w iTunes, czyli hierarchiczny porządek i możliwość sortowania według albumu lub wykonawcy. Tutaj tego nie ma i trzeba się nieco przestawić… Oczywiście wyszukiwanie działa, pod warunkiem, że najpierw utwory z każdego konta dyskowego wrzucimy do biblioteki Songs.

cloud_player_08

Niestety gdy dodamy wszystko na raz, to zrobi się misz-masz, więc lepszym – choć nieco żmudnym – rozwiązaniem jest dodawanie utworów albumami jako osobne playlisty. Biblioteka Songs automatycznie powiększa się o każdy odegrany choćby w części utwór, pozycje można usuwać pojedyńczno przesuwając paluch w lewo, lub wszystkie na raz, po wejściu w Settings -> Delete songs library.

cloud_player_06

Oczywiście utwory możemy zapętlić lub włączyć odtwarzanie losowe. Działa też opcja Teraz grane (Now Playing), a program nie przerywa odtwarzania podczas pracy w tle.

cloud_player_07

Wcześniej wspomniałem o tym, że Cloud Player był jedną z trzech appek, które zaskarbiły sobie moją przychylność. Pozostałe dwie to:

  • Air Beats Pro – Cloud Manager for Dropbox and Google Drive, który póki co jest jeszcze dostępny za darmo. Oferuje streaming tylko z tych dwóch dysków w chmurze. Natomiast nie ogranicza się wyłącznie do utworów muzycznych, obsługuje streaming plików wideo w wybranych formatach oraz podgląd dokumentów różnych typów: tekstowe, prezentacje, arkusze kalkulacyjne, PDFy, itp.
  • VLC for iOS, rownież darmowe rozwiązanie, które pozwala na chwilę obecną na streaming z Dropboksa, choć wsparcie dla Google Drive jest (jednak pliki przed odtworzeniem muszą być najpierw pobrane na urządzenie). VLC radzi sobie za to pięknie z formatami FLAC, OGG i WV (nie wspominając  pozostałych), oraz obszernym zbiorem kodeków wideo. Co też warto dodać, po instalacji VLC Streamera na komputerze, VLC for iOS stanowi świetną alternatywę dla płatnych Air Video i StreamToMe.

Gdy wyżej wymienione serwisy w chmurze wam nie wystarczą możecie spróbować appki AudioBox, która pozwala (rzekomo) na dużo więcej. Tylko, że w wersji darmowej nie wiele da się sprawdzić, natomiast obsługa magazynów sieciowych związana jest z abonamentem. To i tak pikuś. Aby dokonać płatności za subskrybcję panowie deweloperzy oczekują podania danych karty kredytowej, ew. zdjęcia karty z kompletem danych..! Dziwne, że ten proceder uszedł uwadze zespołu dopuszczającego aplikacje w Apple. Ja na pewno nie zaryzykuję takiego sposobu dokonywania transakcji.

Jeśli dotrwaliście do tego miejsca to gratuluję i życzę miłego streamingu waszych zbiorów muzycznych z internetowej chmury!

LightPaper – świetny darmowy edytor Markdown

Uproszczone do granic możliwości edytory tekstu, to od momentu zakupu iA Writer, moje ulubione narzędzie do tworzenia wszelkiej maści artykułów i innych piśmienniczych przedsięwzięć. Ich największą siłą jest oczywiście możliwość wykorzystywania składni Markdown. Dla mnie jest to w tej chwili nieodzowna technika formatowania tekstu, która maksymalnie upraszcza moją pracę i wprowadza upragniony standard do wszystkiego co tworzę. Od jakiegoś czasu próbuję przekonać do wspomnianej kategorii oprogramowania mojego redakcyjnego kolegę Marka, jednak podpierając się kilkoma argumentami skutecznie się wymigał. Teraz nie będzie miał odwrotu!

Ostatnio natrafiłem na rewelacyjne oprogramowanie LightPaper, które jest darmowe i oferuje wszystko co potrzebne do rozpoczęcia przygody ze składnią Makdown i prostymi edytorami tekstu. Pierwszą z ważnych cech tego programu jest fakt, że jego interfejs możemy podzielić na trzy kolumny. Pierwsza może służyć Wam za nawigator po strukturze plików – bardzo wygodne narzędzie w przypadku, kiedy będziecie chcieli sięgnąć do jakichś archiwalnych dokumentów. Środkowa to oczywiście pole edycji, gdzie powstaje nasz tekst. Trzecia odpowiada za podgląd tekstu, już sformatowanego według zastosowanej przez nas składni Markdown. Oczywiście poza środkowym polem pozostałe możemy dowolnie ukrywać.

LightPaper

Polecam Wam jednak pracę w trybie pełnego ekranu, w którym to właśnie tego typu edytory tekstu pokazują jak przyjemnym procesem może być pisanie. Dodatkowo, możemy uruchomić tryb wolny od rozproszeń, mój ulubiony, w którym to na ekranie monitora nie pozostaje nic oprócz białego tła i Waszego tekstu. Świetnym mechanizmem jest również automatyczne zamykanie znaczników. Wszelkie nawiasy, gwiazdki i tym podobne znaki będą automatycznie dublowane, po czym kursor umiejscowiony jest pomiędzy nimi. W mojej opinii bardzo przydatne. Jeżeli byłoby to dla Was utrudnienie, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby funkcję wyłączyć. Mamy również do dyspozycji licznik użytych słów, który dla sporej liczby osób, starających się mieścić w określonych ramach, może być przydatny.

Osobiście, jestem użytkownikiem aplikacji iA Writer Pro i nie zamieniłbym jej na żadną inną. Nie da się ukryć, że jej cena nie należy do najniższych, jednak spełnia moje wymagania w 100%. Biorąc pod uwagę podstawowego iA Writer, nie wydałbym w tej chwili na niego pieniędzy. Macie tutaj doskonałą alternatywę, która w mojej opinii bije go na głowę. Od tej chwili nie macie wymówki. Jeżeli w jakikolwiek sposób byliście zainteresowani składnią Markdown i uproszczonymi edytorami tekstu, to drzwi są dla Was otwarte. Lepszego wstępu do tej kategorii oprogramowania niż LightPaper nie potrafię sobie wyobrazić. Polecam!

Emulator konsoli Nintendo Game Boy Advance dla iOS – GBA4iOS

gba4ios_00

Emulatory to często jedyny sposób by móc odświeżyć wspomnienia, pokazać młodszym od siebie jak wyglądały kiedyś gry. Zdobycie oryginalnych konsol i komputerów z epoki, bywa trudne w realizacji i kosztowne. Do tego dochodzi kwestia oprogramowania, łatwiej znaleźć obraz ROMu w sieci, niż kartridż. W App Store nie ma przesadnie wielu aplikacji emulujących inne platformy i nic w tym dziwnego, gdyż wiele gier i programów objętych jest wciąż prawami autorskimi. Z tego właśnie powodu emulator GBA4iOS nie jest dostępny w sklepie, ale dzięki błędowi w systemie można go zainstalować prosto z witryny WWW. Aby tego dokonać należy przed pobraniem appki cofnąć datę, przynajmniej o dobę wstecz. Następnie, już po jej uruchomieniu możemy przywrócić poprawne ustawienia. Jeśli następnym razem GBA4iOS nie będzie się włączać, wystarczy znów dokonać wspomnianej modyfikacji (bez konieczności powtórnego pobierania).

gba4ios_01

GBA4iOS to w zasadzie emulator dwóch konsol: Game Boy Advance oraz Game Boy Color. Muszę przyznać, że dla mnie oba produkty są obce, osobiście bliższy kontakt miałem jedynie z konsolą NES.

Aby rozpocząć zabawę należy najpierw pobrać ROM gry, w tym celu wykorzystujemy wbudowaną w GBA4iOS przeglądarkę. Miejsc z takimi plikami jest w sieci wiele, dlatego nie zamierzam podawać adresów. Po dodaniu gry do biblioteki emulatora wybieramy interesujący tytuł i… gramy.

gba4ios_02

Zależnie od orientacji iUrządzenia, mamy do dyspozycji dwia sposoby wyświetlania:

  • cały ekran wypełniony obrazem gry, a na nim wyświetlane półprzeźroczyste przyciski pozwalające na sterowanie bohaterem gry i obsługę emulowanej konsoli,
  • ekran podzielony mniej więcej na pół, w górnej części obraz gry, poniżej panel z przyciskami.

Szybkość emulacji jest moim zdaniem wysoka, jednak jeśli gramy w wybitnie wymagający tytuł na starszym urządzeniu z iOS (wymagany jest system w wersji mi. 6.x), zawsze można w preferencjach zmienić parametry, aby wyeliminować ew. opóźnienia.

gba4ios_03

Oczywiście emulator pozwala na zapisanie stanu gry oraz większość innych operacji, możliwych do zrobienia na prawdziwej konsoli. Ponadto autorzy udostępniają samouczek, dzięki któremu można samemu zmienić np. „skórę” emulowanej konsoli.

Dla mnie GBA4iOS to przede wszystkim ciekawostka, z dwóch powodów:

  • możliwość uruchomienia znanych, starych tytułów i porównanie ich grywalności, oprawy graficznej oraz muzycznej z nowymi produkcjami
  • kwestia nieautoryzowanej instalacji oprogramowania spoza App Store – ciekawe czy inne oprogramowanie dałoby się w ten sposób zainstalować?

Tymczasem zachęcam do sprawdzenia GBA4iOS i życzę miłej zabawy.