Myślę, że nie ma wśród fanów Apple, a zwłaszcza Steve’a Jobsa, osoby która, chociaż w podstawowym zakresie nie zna historii firmy NeXT. Mimo że sprzętowo nie zapisała się ona szczególnie w kartach historii, to na podstawie stworzonego w niej systemu NeXTStep powstał uwielbiany przez wszystkich użytkowników komputerów z logo nadgryzionego jabłka, OS X. Jednocześnie był on biletem powrotnym do Cupertino dla Steve’a. Co działo się dalej, wiemy wszyscy. Warto jednak dowiedzieć się czegoś więcej na temat samego NeXT.
Z tego względu polecam Wam obejrzenie poniższego filmu. Możecie w nim posłuchać wypowiedzi osób, które uczestniczyły w wydarzeniach z czasów banicji Jobsa. Doug Menuez, Peter Graffagnino i Don Melton opowiadają o kulisach pracy oraz narodzinach technologii, które towarzyszą nam do dziś. Masa anegdot i wspomnień powodują, że każda minuta tego nagrania to czysta frajda dla fanów. Zresztą przekonajcie się sami.
Po obejrzeniu koniecznie dajcie znać, jak Wasze wrażenia.
Nawyk, podobno 30 dni powtarzania danej czynności powoduje, że utrwala się ona właśnie w tej formie. Myślę, że większość z Was zgodzi się ze mną, że wyrobienie tych dobrych wymaga sporej pracy i samodyscypliny, kiedy z tymi złymi nie ma najmniejszego problemu i wchodzą do naszej codzienności niczym przysłowiowy nóż w masło.
Większość z nas pracuje przy komputerach. Tutaj pokusy w postaci ulubionych portali, przejrzenia Facebooka czy nadgonienia timeline na Twitterze są o tyle trudne, że wkradają się na ekran monitora niepostrzeżenie. Moment nieuwagi i kursor automatycznie ląduje na ikonie przeglądarki lub ulubionego klienta Twittera. W tym miejscu zaczyna się nieposkromiona tułaczka, która skutecznie niszczy stan skupienia.
Znam ten problem doskonale, sam łapałem się na tym niejednokrotnie. Na szczęście istnieją narzędzia, które pomagają w skutecznej walce. Aplikacja SelfControl, to od dłuższego czasu mój kompan w codziennej pracy. Jej zasada działania jest banalnie prosta. Uruchamiasz ją, ustawiasz jak długo chcesz być odcięty od rozpraszających Cię stron i voilà. Wystarczy potwierdzić wybór hasłem administratora i zostajecie skutecznie odcięci od sieciowych rozpraszaczy. Najważniejsze, że deaktywacja działania aplikacji wymaga restartu komputera. Myślę, że skutecznie zmotywuje Was to do wytrwania przy podjętej decyzji o pracy w skupieniu.
Lista serwerów i stron, które mają zostać zablokowane, podlega edycji i możecie dowolnie ją modyfikować. Osobiście dodałem kilka polskich portali informacyjnych, które notorycznie odwiedzałem. Zdecydowanie zachęcam Was do podobnego kroku, aktualizacja na bieżąco wspomnianej listy jest kluczem do sukcesu.
Serdecznie polecam przetestowanie SelfControl. Aplikacja jest zupełnie darmowa i doskonale spełnia swoje zadanie. Sieć wciąga, a jeszcze bardziej odciąga, zwłaszcza od zadań, na których powinniśmy skupić swoją uwagę. Dotyczy to każdego z nas bez wyjątku. Aby sobie z tym poradzić niezbędna jest silna wola, więc jeżeli jest taka możliwość to dlaczego jej nie wspomóc.
Jestem wielkim fanem aplikacji Zdjęcia, która zastąpiła stare i niezwykle ociężałe iPhoto. Od premiery, nie miałem z tym menadżerem zdjęć żadnych większych problemów. Dodatkowo narzędzia, jakie oferuje, w pełni wystarczają moim amatorskim potrzebom. Szczególnie cenię sobie możliwość przechowywania i synchronizacji całej mojej biblioteki w chmurze iCloud, co zapewnia mi dostęp do wspomnień uwiecznionych na zdjęciach, za pomocą każdego z urządzeń Apple, które posiadam.
Co najważniejsze, aplikacja Zdjęcia zarządza miejscem, jakie zajmuje biblioteka na dysku mojego Maca co w przypadku dysku SSD jest niezwykle istotne. Zastanawialiście się jednak, jak rzeczywiście działa funkcja „Optymalizuj dysk Maca”? Oczywiste jest, że zdjęcia zostają załadowana na dysk w razie potrzeby i usuwane w przypadku kiedy aplikacja stwierdzi, że należy odzyskać odrobinę miejsca. Niestety dokładne informacje, na jakiej podstawie zostają podjęte procesy optymalizacji, są niedostępne, co stanowi swoistą regułę w przypadku Apple. W moim przypadku cała kolekcja zdjęć pochłania 54,7 GB danych, jednak lokalnie na dysku zajmuje 20,5 GB.
W rozwiązaniu tej niewiadomej pomogła mi dyskusja, którą śledziłem na forum dyskusyjnym StackExchange. Okazuje się, że wyznacznikiem do rozpoczęcia optymalizacji jest sytuacja, kiedy wolna przestrzeń na dysku zaczyna spadać poniżej 10% ogólnej pojemności. W takim przypadku, jeżeli posiadasz dysk o pojemności 256GB to optymalizacja będzie dążyła do sytuacji, aby zmniejszyć możliwie maksymalnie rozmiar biblioteki zdjęć i pozostawić na dysku 26GB wolnej przestrzeni.
Co ciekawe, znaczną ilość wielkości biblioteki aplikacji Zdjęcia zajmują miniatury zgromadzonych fotografii. W moim przypadku stanowią one 25% jej wielkości na dysku 1. Okazuje się, że dla każdego ze zdjęć są generowane dwie miniatury. Wysokiej i niskiej rozdzielczości. Ma to bezpośredni wpływ na jakość wyświetlania biblioteki i płynność jej przeglądania w aplikacji Zdjęcia, zwłaszcza na ekranach Retina. Nie zmienia to jednak faktu, że 25% to spora część wielkości samej biblioteki, która z założenia nie powinna być uszczuplana w procesie optymalizacji.
Mam nadzieję, że udało mi się przedstawić Wam zasadę działania funkcji „Optymalizuj dysk Maca” oraz samej biblioteki zdjęć. Przyznaję, że chciałbym mieć większy wpływ na to, jak ta aplikacja gospodaruje miejsce na moim Macu. Nie spodziewam się jednak udostępnienia takiej możliwości przez Apple. Z drugiej strony, jeżeli dotychczas nie podjąłem próby ingerencji w zasady jej działania, to niech tak zostanie.
Biblioteka ma rozmiar 20GB, miniatury zajmują 5GB↩
Część z Was na pewno będzie miała w zamiarze czystą instalację najnowszej wersji systemu OS X. Oczywiście jest to możliwe, przy użyciu odpowiednio spreparowanego pendrive’a. Aby móc to zrobić należy wykonać kilka kroków.
1. Pobierz instalator OS X El Capitan z App Store
System jest polecany przez Apple w sklepie, więc nie będziecie mieli problemu z jego odnalezieniem. Należy jednak potwierdzić chęć pobrania całego instalatora, domyślnie system będzie chciał przeprowadzić aktualizację.
2. Sformatuj pendrive
W pierwszej kolejności należy sformatować pendrive do formatu Mac OS Extented (Kronikowany). Użyj do tego Narzędzia dyskowego, które jest zainstalowane w systemie. Nadajcie nośnikowi nazwę ElCapInstaller, co ułatwi późniejsze wydanie komendy w terminalu.
3. Stwórz nośnik instalacyjny
Kiedy już macie sformatowany i odpowiednio nazwany pendrive oraz ściągnięty instalator systemu, to możecie przystąpić do właściwej operacji. W tym celu należy uruchomić Terminal i wydać następującą komendę:
Po jej wywołaniu, zostaniecie poproszeni o podanie swojego hasła administratora i zostanie rozpoczęty proces przygotowywania nośnika instalacyjnego, który zajmie odrobinę czasu, jednak będziecie widzieli procentowy postęp operacji.
To wszystko, po ukończeniu działania komendy w terminalu otrzymacie gotowy nośnik z instalatorem systemu OS X El Capitan. Aby z niego skorzystać musicie nacisnąć Alt podczas uruchamiania Waszego Maca. Zanim jednak zaczniecie instalację nowego systemu lub aktualizacji pamiętajcie o stworzeniu kopii zapasowej danych!
Zastanawialiście się kiedyś nad sytuacją, kiedy ginie Wasz dysk zewnętrzny, pendrive lub karta pamięci? Poza tym, że to strata finansowa, pozostaje jeszcze jeden bardziej istotny problem. Zawarte na nich dane. Jakie by nie były są z reguły prywatne i osobiste. A to jednoznacznie określa, że nie chcemy aby trafiły w niepowołane ręce.
Z tego powodu chciałbym zwrócić Waszą uwagę na funkcję szyfrowania nośników w OS X. Jest to o tyle wygodne rozwiązanie, że wbudowane w system i nie wymagające dodatkowych kroków z Waszej strony. Wystarczy, że po podłączeniu urządzenia uruchomicie Finder i klikniecie prawym przyciskiem na wybrane urządzenie zewnętrzne. Wśród opcji kontekstowych znajdziecie opcję Szyfruj…, zgodnie z poniższym zrzutem ekranu.
Wystarczy, że klikniecie tę opcję. Następnie w wyświetlonym oknie dialogowym należy podać hasło, które będzie podstawą do dostępu do zaszyfrowanych danych. Ważne jest, żeby Wam nie umknęło, bo może się okazać, że zabezpieczyliście pliki nawet przed samym sobą. Z tego względu podpowiedź jest tutaj obowiązkowym polem do uzupełnienia.
Następnie pozostaje poczekać, aż dane zostaną zaszyfrowane. W ten sposób możecie być znacznie bardziej spokojni o prywatność Waszych danych. Urządzenia przenośne mają tendencję do gubienia się. Warto w takiej sytuacji 1 mieć świadomość, że Wasze pliki są bezpieczne.
Jednym z najczęstszych kłopotów użytkowników natywnego klienta poczty dla OS X jest wygląd wysłanych wiadomości w innych klientach. Problem ten nasila się zwłaszcza w przypadku Outlooka. Często wyświetla on wiadomości pochodzące z Mail dla OS X czcionką Times New Roman. Irytujące, zwłaszcza w przypadku, kiedy wygląd maili został z góry narzucony i nie powinien ulec zmianie u adresata. Często pojawiają się też dodatkowe śmieci w postaci plików o nazwie w formie ATT00001.htm. Na szczęście istnieje rozwiązanie tego problemu.
Z pomocą przychodzi plugin do aplikacji Mail o nazwie Universal Mailer. Jest to dodatek, który dodaje odpowiednią zakładkę w preferencjach klienta pocztowego. Wystarczy, że go pobrać i zainstalować. Wymaga to podania hasła administratora. W trakcie instalacji nastąpi restart klienta poczty.
Po pomyślnej instalacji plugin znajdziecie po prawej stronie okienka ustawień, które najszybciej wywołacie skrótem klawiaturowym ”⌘+,”. Jego zawartość prezentuje się następująco.
Jedyną zmianą jakiej musicie dokonać to wybór czcionki i jej rozmiaru według własnych preferencji, przy użyciu zaznaczonego na zrzucie keranu przycisku. Należy jednak pamiętać, że plugin znika przy każdej aktualizacji Mail dla OS X, które pojawiają się z aktualizacjami całego systemu. Wystarczy go wtedy ponownie zainstalować.
Prawda, że proste? Z mojego doświadczenia wynika, że całkowicie rozwiązuje to problem z błędnym wyświetlaniem zawartości wiadomości przy użyciu niewłaściwej czcionki w Outlooku. Dla wielu osób format wysyłanych maili ma kluczowe znaczenie. Proste i sprawne rozwiązanie. Na zdrowie.
Jakiś czas temu opisywałem aplikację Amphetamine, której zadaniem jest wyłączenie usypiania systemu na określony czas. W międzyczasie pojawiła się aktualizacja tego przydatnego narzędzia wprowadzająca dwie ciekawe nowości.
Pierwszą z nich jest Drive Alive. Funkcja, która pozwala zdefiniować dyski, które w trakcie działania aplikacji mają pozostać wybudzone. Myślę, że jest to przydatna nowość dla osób, które korzystają z dysków zewnętrznych. W sytuacji, kiedy prowadzi się prezentację i wykorzystuje dane z zewnętrznego nośnika, jest bardziej niż wskazane zapewnić sobie ciągły do nich dostęp. Moment, kiedy musimy zaczekać nim dysk rozkręci swoje talerze potrafi być irytujący. Zwłaszcza w przypadku, kiedy ktoś oczekuje szybkiego wyświetlenia danych.
Kolejną nowością jest WiFi Activation. Pozwala ona na aktywowanie Amphetamine w sytuacji, kiedy jesteśmy połączeni ze wskazaną siecią WiFi. Konfiguracja polega na wpisaniu nazwy wybranej sieci. Aplikacja, po wykryciu połączenia wejdzie w tryb „bezsenności” komputera. Myślę, że ta funkcja będzie miała spore grono odbiorców.
Amphetamine pozostaje moją ulubioną aplikacją w swojej kategorii. Cieszy mnie, że twórcy nie spoczywają na laurach i wzbogacają ją o przydatne funkcje. To właśnie czyni ją elastyczną w stosunku do potrzeb użytkowników. Ponownie polecam!
Zdarza się Wam, że chcielibyście aby Wasz Mac wszedł w stan uśpienia lub wyłączył po upływie wskazanego czasu? Myślę, że każdy choć raz miał podobną potrzebę. OS X posiada możliwość stworzenia odpowiedniego harmonogramu dla podobnych czynności, jednak nie jest to wygodne w codziennych nieprzewidzianych okolicznościach.
Z pomocą przychodzi aplikacja GoodNight. Po uruchomieniu rezyduje ona w pasku Menu. Obsługa jest banalnie prosta. Wszystkie funkcje dostępne są w menu kontekstowym. Sprowadzają się one do wybrania czasu za jaki aplikacja ma wykonać swoje zadanie oraz decyzji czy system ma zostać zamknięty czy uśpiony.
W mojej opinii jedynym mankamentem jest brak możliwości ustawienia przypomnienia na kilka minut przed zakończeniem odliczania. Powoduje to, że kiedy źle oszacuje się przedział czasu do zamknięcia systemu, możliwa jest przykra niespodzianka w postaci gasnącego ekranu. Ostrzeżenie byłoby o tyle pomocne, że stanowi sygnał do zweryfikowania pozostałego czasu.
GoodNight to prosta aplikacja, która spełnia swoje zadanie. Niestety nie jest już rozwijana, przez co ikona w pasku Menu nie została dostosowana do ekranów wysokiej rozdzielczości. Mimo to, jeżeli macie potrzebę wyłączania systemu OS X po upływie wskazanego czasu to powinniście się nią zainteresować. Zwłaszcza, że jest darmowa.
Jedną z aplikacji, które instalowałem na swoich Macach w pierwszej kolejności była Caffeine. Służy ona wyłączaniu na wskazany okres czasu funkcji usypiania komputera. Tylko i aż tyle. Dla mnie rzecz niezbędna w trakcie każdego spotkania czy prezentacji. Jak zauważyliście, napisałem to w czasie przeszłym. Wynika to z faktu, że kofeinę zastąpiłem Amphetamine’ą, jakkolwiek to brzmi.
Aplikacja Amphetamine pełni funkcję analogiczną do swojej poprzedniczki. Różni się natomiast ilością możliwych do skonfigurowania funkcji. Najważniejszy oczywiście jest czas, na jaki chcemy uodpornić swój komputer przed zasypianiem. Aplikacja pozwala na wybranie zdefiniowanych przedziałów czasowych oraz wybranie zaplanowanych godzin, kiedy to chcemy aby komputer pozostawał nieustannie aktywny. Myślę, że dla części z Was może się to okazać sporym udogodnieniem. Dla mnie istotna jest również funkcja, która mimo działania aplikacji pozwala na wygaszenie ekranu. Często w pracy wyłączam wyświetlacz przy użyciu aktywnego narożnika. Zdarza się, że zależy mi na tym aby w czasie mojej nieobecności system pozostał aktywny i nie przeszedł w stan uśpienia. Amphetamine sprawdza się w takich sytuacjach idealnie.
Ważnym dodatkiem jest również możliwość zdefiniowania zachowania aplikacji w przypadku rozładowania baterii. Program może zostać automatycznie zdezaktywowany, kiedy poziom naładowania spadnie poniżej wskazanego przez użytkownika pułapu. Rzecz przydatna, zwłaszcza jeżeli zapomni się o ręcznym wyłączeniu działania aplikacji. Całkowite rozładowanie baterii w trakcie nieobecności często może okazać się przykrą niespodzianką. Amphetamine zapewnia również możliwość stworzenia odpowiedniego skrótu klawiaturowego. Zapewnia to szybkie i wygodne aktywowanie aplikacji w razie potrzeby. Aplikacja wspiera również wykorzystanie systemowych powiadomień, co może znacząco ułatwić orientację w aktualnym stanie jej działania.
Żegnam Caffeine po kilku latach owocnej współpracy. Wiem jednak, że znalazła ona godnego następcę. Amphetamine spełnia swoje zadanie w 100% i posiada kilka przydatnych dodatkowych funkcji, które pozwalają na lepsze dostosowanie do moich potrzeb. Zdecydowanie polecam, zwłaszcza że jest ona dostępna za darmo.
Swego czasu komputery Apple wyposażane były standardowo w dedykowany pilot pozwalający na sterowanie odtwarzaniem muzyki w iTunes, filmów – w QuickTime Playerze lub multimediów w ogóle – dzięki nie rozwijanemu już niestety Front Row. Dziś już chyba tylko Apple TV posiada taki gadżet (nie wiem na 100% bo od 7 lat nie kupiłem żadnego nowego Maczka… :)). Alternatywnym rozwiązaniem, które firma z Cupertino zaproponowała swoim klientom jest appka Remote dla systemu iOS, pozwalająca na kontrolowanie multimediów na komputerze i telejabłku. Remote wygląda ładnie i działa sprawnie ale trudno uznać to za panaceum na wszystko.
W międzyczasie w App Store pojawiło się wiele rozwiązań zamieniających iUrządzenia w bezprzewodową mysz/klawiaturę, launcher oprogramowania oraz zdalny pilot umożliwiający kontrolę wybranych programów firm trzecich, w mniej lub bardziej podstawowym zakresie. Kilka z takich rozwiązań opisywałem na applesaucewcześniej.
Kilka dni temu, dzięki informacji zawartej na blogu recenzowanej tu również aplikacji Porthole, dowiedziałem się o świetnym (i o dziwo wcale nie takim nowym – bo początki datuje się na 2010 rok) rozwiązaniu pilota uniwersalnego.
Unified Remote, gdyż tak się ów projekt nazywa to rozwiązanie złożone z darmowego serwera dostępnego (póki co) dla następujących platform:
Microsoft Windows (XP i nowszy, 32/64 bitowy)
Apple OS X (10.6 i nowszy, tylko 64 bitowy)
Linux (różne dystrybucje, 32/64 bitowy)
Raspberry Pi (ARMv6)
Arudino Yún (MIPS)
oraz aplikacji klienckiej, dostępnej na smartfony (i tablety) z następującymi systemami mobilnymi:
iOS (v. 7 lub nowszy)
Android (v. 1.5 lub nowszy)
Windows Phone (v. 7.5 oraz 8).
Sam się zastanawiam mocno, jak to świetne i bez wątpienia ciekawe rozwiązanie mogło mi wcześniej umknąć? ;) Pewnie dlatego, że do zeszłego roku Unified Remote nie wspierał (a przynajmniej nie w takim zakresie, w jakim robi to obecnie) urządzeń z nadgryzionym jabłkiem. Na szczęście grupa młodych, ambitnych szwedzkich programistów naprawiła ten karygodny błąd. A ja od zawsze przyklaskuje rozwiązaniom łączącym środowiska heterogeniczne.
Unified Remote pozwala na naprawdę bardzo dużo. Już w samej tylko wersji darmowej (appki mobilnej) użytkownik może:
przełączać między jasnym i ciemnym tematem kolorystycznym interfejsu,
skorzystać z kilkunastu darmowych pilotów o zróżnicowanych możliwościach, jak np. menedżer plików, sterowanie aplikacją Spotify, obsługa Windows Media Center, Windows Media Player, VLC, YouTube, launcher, menedżer zadań, itd.
Zarówno darmowa jak i płatna wersja appki mobilnej wspiera alternatywne klawiatury (jak np. Swype, SwiftKey) oraz pozwala na hasłowanie i szyfrowanie zestawionego połączenia, w celu zwiększenia bezpieczeństwa.
Wygląda nieźle, prawda?
To jeszcze nic. W przypadku appki dla iOS zakupy wewnątrz aplikacji (In-app purchase) pozwalają nabyć pojedyńczy pilot w cenie 0.99 € (co jest mało ekonomiczne ale niektórzy mogą mieć bardzo sprecyzowane wymagania) lub odblokować wszystkie opcje programu i piloty płacąc jednorazowo 3.99 €.
Dodatkowo appka dla iOS oferuje widget w Centrum powiadomień oraz wspiera schematy URI ułatwiające automatyzację zadań. Natomiast wersja dla Androida oferuje dodatkowo: obsługę głosową, personalizowane widgety i skróty, szybkie akcje w obszarze powiadomień, wparcie dla znaczników NFC, współpracę z zegarkami Android Wear oraz intergrację z taskerem (jak się domyślam to taki androidowy odpowiednik programu Harmonogram zadań na Windowsie).
Cóż można tu dodać? Nie zdążyłem przetestować jeszcze wszystkich możliwości (nie wahałem się ani chwili z odblokowaniem pełnej wersji appki), ale muszę przyznać, że zarówno konfiguracja (przynajmniej w sieci WiFi), zestawienie połączenia jak i użytkowanie Unified Remote nie sprawia żadnych kłopotów. Można oczywiście ponarzekać na dość spartański interfejs albo, że niektóre „piloty” oferują skromne możliwości. Niemniej UR to rozwiązanie otwarte na użytkownika, więc przy odrobinie zaangażowania można pożądaną funkcję sobie dodać.
Jestem pod ogromym wrażeniem uniwersalności i skuteczności działania UR. Niecierpliwie czekam też na kolejne aktualizacje oraz nowe opcje. W przypadku iOS autorzy planują wsparcie dla Apple Watcha, natomiast cukierników powinna ucieszyć opcja kontroli jednego urządzenia z Androidem, drugim urządzeniem.
Naprawdę goraco polecam Wam przetestować Unified Remote. Bezpłatna wersja potrafi wiele, a pełna zamieni Wasz smartfon/tablet w zdalne centrum kontroli. A który z nas nie chciałby poczuć, że ma w ręku władzę..?
PS. Osobiście korzystam z Unified Remote w połączeniu z iMakiem (OS X). Wersja serwera dla Windows ma (podobno) kilka wyjątkowych smaczków, które na pewno niektórym z Was przypadną do gustu.