flickery dla OS X – mini-recenzja
flickr to popularna na całym świecie platforma umożliwiająca publikację fotografii i grafik w postaci cyfrowej. Mimo swoich wielu zalet, takich jak zaawansowane katalogowanie materiałów i przeszukiwanie zasobów, uproszczone dzięki zastosowaniu folksonomii czy chmury znaczników, sam wcześniej nie miałem z tym serwisem bliżej styczności. Po części wynikało to z faktu, że korzystałem z alternatywnych rozwiązań, jak np. ImageShack oraz, że tak naprawdę nie odczuwałem potrzeby pokazywania całemu światu swoich prywatnych zdjęć. Później pojawił się Instagram, a obecnie najczęściej korzystam z opcji udostępniania Strumienia zdjęć w iOS wybranej grupie osób.
Serwis flickr działa już dekadę, a wciąż nie doczekał się wersji w naszym ojczystym języku, choć dostępny jest w – moim zdaniem – nieco bardziej egzotycznych. Inną niedogodnością jest fakt wymogu posiadania konta pocztowego w serwisie Yahoo, no chyba, że wykorzystamy logowanie przez Facebooka lub Google – czego osobiście nie jestem zwolennikiem.
Jakby nie patrzeć flickr jest za to platformą, na którą z automatu można publikować zdjęcia wprost z programu iPhoto. Ma również aplikacje mobilne zarówno dla iOS jak i Android, co zwiększa jej atrakcyjność.
Przeglądając portfolio produktów autorstwa Mathiasa Gansriglera, którego rewelacyjny program Transloader zakupiłem i opisałem na applesauce, trafiłem na flickery dla OS X. Stwierdziłem, że do dobry powód by poznać serwis i sam program.
Przeznaczeniem flickery jest zarządzanie albumami, strumieniami zdjęć, galeriami, ulubionymi zdjęciami oraz kontaktami użytkowników platformy. Jak przystało na porządnie zaprojektowany program dla Maca większość operacji odbywa się metodą „przeciągnij i upuść”, co odpowiada zdecydowanej większości użytkowników.
flickery potrafi wyświetlać cyfrowe zdjęcia na trzy sposoby: za pomocą wbudowanej przeglądarki (nie chodzi tu o przeglądarkę WWW), w oknie oraz na pełnym ekranie – czyli dokładnie tak jak robi to iPhoto.
Cechą wyróżniającą flickery jest możliwość przeszukiwania zasobów serwisu z użyciem różnych kryteriów:
- wg użytkownika,
- wg słowa kluczowego/nazwy,
- wg lokalizacji (o ile obrazy zawierają informacje geotagowania).
Właśnie przeglądanie i wyszukiwanie (po za szybkim i wygodnym katalogowaniem własnych obrazów w serwisie flickr) stanowi według mnie największą zaletę flickery. Dotąd odwiedzałem flickr w 99% przypadków wyłącznie klikając w łącze do serwisu, zawarte w czyjejś wiadomości opublikowanej w portalu społecznościowym lub mikroblogu. Teraz mogę łatwo nie tylko znaleźć uzytkowników/autorów zdjęć w mojej okolicy, ale również wyszukiwać i wyświetlać fotografie w zdecydowanie bardziej przyjazny sposób niż w przeglądarce internetowej.
Miłym dodatkiem są plug-iny flickery dostępne dla iPhoto oraz Aperture, które możemy zainstalować już po uruchomieniu programu. Ich efektem jest pojawienie się dodatkowych opcji zapisu zdjęcia z flickr do bibliotek tych programów:
Z poziomu flickery możemy oczywiście wysyłać obrazy, a co więcej w samym programie znajdują się narzędzia pozwalające na wykonanie zdjęć (a nawet filmów) kamerą iSight, oraz na zrobienie zrzutu wybranego obszaru ekranu. Przemyślane i wygodne.
Program pozwala dostosować sporo ustawień dotyczących wysyłanych na serwis fotografii takich jak format pliku, rozmiar, jakość miniatur, kategorie, tagi, itp.
Demo aplikacji (działąjące bez ograniczeń przez 15 dni) możecie pobrać tutaj. Natomiast pełną wersję programu w cenie €13,99 w Mac App Store.
Trudno mi zarzucić cokolwiek temu programowi, trudno też uznać flickery za pozycję must-have. Ale wynika to nie z jej ograniczeń czy niedociągnięć, bo takich nie stwierdziłem. Powód jest prozaiczny – nie jestem nałogowym „publicystą” zdjęć. Myślę, że wśród was znajdą się osoby korzystające z serwisu zdecydowanie częściej.
I dla nich mam niespodziankę. Wśród czytelników, którzy krótko opiszą w komentarzach swoje doświadczenia z flickrem oraz uzasadnią dlaczego flickery im się przyda, wybiorę trzy osoby, które zostaną nagrodzone kodami do zrealizowania w MAS.