Artykuły

iCloud Drive – gorzka refleksja po irytującym błędzie

Nie raz wspominałem o tym, jak zadowolony jestem ze stabilności i szybkości działania usług związanych z iCloud. Dysk sieciowy od Apple stał się dla mnie głównym magazynem danych, które powinny być dostępne na każdym z urządzeń, z jakich korzystam. Co prawda wciąż brakuje w nim funkcji odpowiedzialnych za współdzielenie danych i katalogów. Irytuje mnie to zwłaszcza w kontekście braku możliwości wyeliminowania Dropboxa z mojego środowiska pracy 1. Pomijając to ograniczenie, ostatnie miesiące przyniosły mi sporo satysfakcji w kontekście korzystania z chmury Apple do przechowywania danych. Niestety ostatnie dni spowodowały, że do iCloud Drive zacząłem podchodzić z rezerwą.

W zeszłym tygodniu miała miejsce awaria, która spowodowała problemy dla niewielkiej części użytkowników iCloud. Sam nie zauważyłem problemów, jednak już dzień po tych zajściach zorientowałem się, że moje dane nie synchronizują się pomiędzy urządzeniami. Możliwe, że był to jedynie zbieg okoliczności, jednak trudno nie łączyć tych wydarzeń. To, co zwróciło moją uwagę w pierwszej kolejności to brak synchronizacji mojego aktualnego stanu timeline twittera w Tweetbocie. W pierwszej chwili pomyślałem, że to problem samej aplikacji, jednak chwila analizy wskazała, że problemem jest brak dostępu do iCloud Drive. Jak się okazało, problem dotyczył zarówno iOS, jak i macOS. Niestety podstawowe kroki (restart urządzeń, ponowne uruchomienie iCloud Drive, ponowne zalogowanie w iCloud, resetowanie ustawień sieciowych), które standardowo są w stanie rozwiązać tego typu problemy, nie przyniosły skutku. W gruncie rzeczy skomplikowały one sprawę.

Okazuje się, że gdybym nie posiadał kopii danych, awaryjnie w kilku lokalizacjach, w zsynchronizowanej formie, to utraciłbym dostęp do swoich informacji. Należy pamiętać, że w momencie wyłączenia iCloud Drive 2 wszystkie dane są usuwane z urządzenia. Co prawda macOS zabezpiecza przed utratą danych, kopiując całą zawartość dysku 3 do lokalnego katalogu umieszczonego w katalogu domowym użytkownika. Jednak w przypadku iOS dane znikają i jedyne co w tym przypadku widać, to pusta lista w dedykowanej aplikacji.

iCloud Drive Error

Jakby nie patrzeć, jest to zupełnie naturalne. Z drugiej strony, w mojej opinii, pliki mogłyby pozostać na dysku iPhone’a po wyłączeniu chmury. Ostatecznie rezygnacja z iCloud Drive nie musi być jednoznaczna, z tym że chcemy utracić dostęp do zgromadzonych w nim danych. Oczywiście dane nie są kasowane z serwerów Apple i są one w dalszym ciągu dostępne przez witrynę iCloud.com. A przynajmniej powinny być, ponieważ mnie spotkała tam niezwykle przykra niespodzianka.

iCloud Drive Error

Nie ukrywam, że poziom mojej irytacji w tym przypadku sięgnął zenitu. Od momentu, kiedy korzystam z dysków w chmurze, nie zostałem NIGDY tak skutecznie odcięty od dostępu do swoich danych. Nie pozostało mi nic innego jak skontaktować się ze wsparciem technicznym i w tym przypadku byłem praktycznie pewien, że konsultant nie będzie miał zbyt dużego pola manewru, a sprawa zostanie skierowana do działu inżynierów Apple.

Tutaj rozpoczyna się gorzka refleksja, która powoduje, że nie zamierzam już tak ochoczo rekomendować iCloud Drive jako solidnego i godnego zaufania rozwiązania. Okazało się, że sprawa zgodnie z moimi przewidywaniami ma trafić do działu inżynierów. Zgłoszenia dokonywałem w czwartek, kontakt miał nastąpić w poniedziałek. W tej sytuacji, jeżeli nie posiadałbym kompletu danych w innej lokalizacji, byłbym praktycznie odcięty od swoich plików. Dla części z Was zapewne tak jak i dla mnie stanowiłoby to olbrzymią komplikacją w kwestii pracy nad bieżącymi projektami. Dlatego niezwykle ważne jest, aby zawsze posiadać zsynchronizowane i zawsze aktualne kopie danych, które wypychacie do cyfrowej chmury. Zawsze zwracałem uwagę na niebezpieczeństwo „wypięcia wtyczki” w przypadku, kiedy zaczynamy opierać się w swojej pracy głównie na rozwiązaniach bazujących w chmurze i jednocześnie nie posiadając lokalnych kopii swoich danych. Tutaj nastąpiło potwierdzenie tych obaw.

Drugim bolesnym doświadczeniem, jest synchronizacja aplikacji na podstawie jednego rozwiązania. W moim przypadku praktycznie wszystkie aplikacje, które mają taką możliwość, synchronizują się na podstawie iCloud. Oczywiście w trakcie trwania opisywanego tutaj problemu ich synchronizacja była niemożliwa. Możecie mi wierzyć, że byłem bliski napisania maila z podziękowaniem do OmniGroup za to, że ich serwery synchronizacji są niezależne od chmury Apple. Moja praca tak bardzo opiera się na wykorzystaniu OmniFocus, że brak synchronizacji między iOS i macOS byłby dla mnie traumatycznym przeżyciem.Na szczęście, czarny scenariusz przedstawiony przez wsparcie Apple, czyli kilka dni bez iCloud Drive, nie spełnił się. Już następnego dnia wszystko ruszyło i w gruncie rzeczy nie wiem, czy rzeczywiście miała miejsce ingerencja techników, czy zadziałało samo z siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, osoba zajmująca się moim przypadkiem, dopiero ode mnie dowiedziała się, że sprawa została zamknięta i wszystko wróciło do normy.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mój przypadek może stanowić wyjątek. Udowodnił mi on jednak, jak bardzo integralnym elementem ekosystemu Apple jest iCloud Drive. Jego awaria paraliżuje większość udogodnień, z których korzystamy, żonglując urządzeniami z logo nadgryzionego jabłka. Warto pomyśleć o scenariuszu awaryjnym, kiedy tak jak w moim przypadku coś pójdzie bardzo nie tak. Wygląda na to, że w ciągu ostatnich miesięcy przechwaliłem iCloud. Zafundował mi on najbardziej dotkliwą w codziennej pracy awarię, jaką pamiętam, wśród wszystkich usług chmurowych, z których dotychczas miałem okazję korzystać. Jest to ważna lekcja na przyszłość i kolejny pstryczek w nos w kontekście „nie ufaj zbyt mocno technologii, kiedy nie masz nad nią pełnej kontrolii”.

Ciekaw jestem, czy mieliście podobne przypadki. Koniecznie dajcie znać w komentarzach i pamiętajcie, żeby zawsze posiadać lokalne kopie swoich danych.


  1. Co nie zmienia faktu, że jestem coraz bliżej ograniczenia jego wykorzystywania jedynie przez witrynę WWW ↩︎
  2. W celu ponownego uruchomienia usługi ↩︎
  3. Pliki które zostały pobrane lokalnie. Aktualnie iCloud Drive wybiórczo przechowuje pliki dla oszczędności miejsca. ↩︎

Instapaper Premium za darmo — bliski upadek czy droga na szczyt?

instapaper-logo

Mało rzeczy potrafi mnie zaskoczyć, jednak informacja o udostępnieniu wszystkim użytkownikom Instaper pakietu premium za darmo wywołała na mojej twarzy wyraz, który bez wątpienia wskazuje na niedowierzanie. Co prawda przez jakiś czas zastanawiałem się nad przyszłością tej usługi po tym, jak 23 sierpnia świat obiegła wiadomość, że Pinterest kupił ten doskonały serwis. Spodziewałem się wielu scenariuszy, jednak nie tego, którego jesteśmy świadkami.

Zastanawiając się nad tym wydarzeniem, trafiłem na informację, której zaczerpnięto u samego źródła. Według oficjalnej wypowiedzi nie ma dalszych planów na monetyzację Instapaper i ma on dawać użytkownikom swoją najlepszą możliwą wersję. Dokładny cytat z The Verge znajdziecie poniżej:

Pinterest says it has “no new monetization plans to share at this time” for Instapaper. The decision to drop subscriptions, Pinterest says, was simply a matter of the app being “better resourced,” so that it can “offer everyone the best version.”

Wiele spodziewałem się po Pinterest, ale na pewno nie takiej dawki hojności. Ostatecznie utrzymanie serwisu, z którego mogą codziennie korzystać miliony osób 1 zdecydowanie rodzi koszty, zwłaszcza w perspektywie zapewnienia działania funkcji zawartych w pakiecie premium.

Naturalnie w takiej sytuacji pojawia się pytanie, co taki krok ma na celu. Przez ostatnie miesiące Instapaper się nie zmienił i wciąż to najlepsza usługa typu „read it later” na rynku. W mojej ocenie udostępnienie pełnego arsenału możliwości dla wszystkich użytkowników ma na celu walkę o dominację na rynku, gdzie trwa ciągła wojna z konkurencyjnym Pocket. Im więcej użytkowników, tym więcej o nich wiemy. A nie jest tajemnicą, że żyjemy w czasach, gdzie najbadziej wartościową jest wiedza o nas. Treści, jakie zapisujemy codziennie, aby przeczytać je w wolnej chwili, doskonale określają nasze zainteresowania i pasje.

Te informacje w połączeniu z tym, co trafia na tablice w serwisie Pinterest to kopalnia wiedzy. Nie jest więc dla mnie dziwne, że podjęto walkę z Pocket, aby to właśnie Instapaper stał się królem tej kategorii produktów. Szczerze nie kojarzę, aby tym dwóm serwisom zagrażał jakiś trzeci gracz. Jak by nie patrzeć, wytoczono właśnie ciężkie działa przeciwko konkurentowi.

Wiele osób zastanawia się co dalej i czy przypadkiem nie obserwujemy pierwszego kroku do upadku Instapaper. Osobiście jestem daleki od takich wniosków. Pinterest jako nowy właściciel tego serwisu ma olbrzymie możliwości finansowe i może sobie bez problemu pozwolić na takie niekonwencjonalne kroki. W tej chwili pozostaje nam obserwować dalej rozwój wypadków i cieszyć się nowymi funkcjami. Sam nie opłacałem wersji premium serwisu i cieszy mnie ta zmiana. Mam nadzieje, że nie odbije mi się to czkawką. Jednak jak już wspomniałem, patrzę w przyszłość Instapaper bez większych obaw.

Swoją drogą. Który obóz reprezentujecie? Pocket czy Instapaper?


  1. Ostatnia wzmianka o liczbie użytkowników, jaką udało mi się znaleźć, pochodzi z 2011 roku i mówi o 2 milionach użytkowników.

Apple Maps – złe dobrego początki

apple_maps_logo

Pamiętacie moment premiery Apple Maps? Chińskie nazwy w centrum Warszawy to był jedynie przedsmak problemów z użytecznością tego rozwiązania. Prezentacja map była atrakcyjna wizualnie a skeumorfizm interfejsu użytkownika doskonale wpisywał się w aktualny w tamtym momencie design systemu iOS. Narzekali wszyscy, niezależnie od tego, jak bardzo kochali czy nienawidzili Apple. Moment, kiedy na swojej oficjalnej stronie firma z Cupertino podpowiadała jak wrócić do Google Maps był ostatecznym sygnałem, że mieliśmy do czynienia z klasycznym falstartem.

Przyznaję, że podchodziłem do nich z wielką nadzieją i starałem się przymykać oko na ich słabości. Jednak częstotliwość, z jaką musiałem sięgać po alternatywy dla znalezienia punktów adresowych, spowodował, że poszły one w odstawkę. Do łask powróciło Google Maps i przez dłuższy okres towarzyszyły mi w codziennej pracy i wypoczynku. Oczywiście co jakiś czas weryfikowałem jak Apple radzi sobie z poprawkami. Sporo uwagi poświęciłem również zmianom wizualnym, jakie przyniósł dla całego systemu iOS 7. Nie oznaczało to jednak, że zamierzam dać im kolejną szansę.

apple_maps_short

Zmiana nastąpiła stosunkowo niedawno. Na fali konsekwentnego wykluczania usług Google z codziennych narzędzi, które pomagają mi w pracy, nastąpił moment, kiedy trzeba było zastanowić się nad mapami. To był doskonały moment, aby dać kolejną szansę Apple. Ku mojemu zaskoczeniu, 1 Efekt okazał się niezwykle pozytywny.

Właśnie mija sześć miesięcy, od kiedy na co dzień wszelkie trasy, które muszę pokonywać wyznacza dla mnie Apple Maps. Mimo sporadycznych przypadków 2, wyszukiwanie adresów działa znakomicie. Brak wyniku wyszukiwania spotkał mnie zaledwie kilka razy. Dzięki temu byłem w stanie z większym optymizmem spojrzeć na naszą dalszą współpracę. Oczywiście najważniejszym elementem tej układanki jest wytyczanie tras przejazdu. Tutaj również większość sugestii była sensowna oraz odpowiadała moim osobistym wyborom, które podjąłbym ze względu na znajomość alternatywnych dróg.

Czym jednak byłaby współczesna nawigacja bez analizy aktualnych warunków, jakie panują na drogach. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że tego typu informacji jest aktualnie znacznie więcej i są na bieżąco aktualizowane. Ma to oczywiście przełożenie na dobór aktualnej trasy przejazdu. Szczególnie miło aplikacja zaskoczyła mnie, kiedy miałem do przejechania kilkaset kilometrów i co najmniej czterokrotnie trasa została zmieniona w celu przyśpieszenia czasu przejazdu. Później udało mi się potwierdzić, że rzeczywiście na trasie pojawiły się wtedy znaczne utrudnienia. W tych czasach zaoszczędzone minuty są na miarę złota i właśnie ten dzień spowodował, że z przekonaniem kiwam głową, kiedy myślę o Apple Maps.

apple_maps_gui

Wśród nowości ciekawe jest też informowanie o utrudnieniu na trasie przejazdu. Nie pojawiały się one w moim przypadku zbyt często, jednak jest to ciekawy i zdecydowanie wpływający na bezpieczeństwo jazdy dodatek. Co prawda Apple Maps przez większość czasu pracuje w tandemie z Yanosikiem, który w kwestii powiadomień o zagrożeniach 3, jest nie do zastąpienia.

Wkrótce w naszym kraju powinny pojawić się również sugestie Siri, których przedsmak otrzymaliśmy, kiedy to Apple aktywowało na krótki czas tę nowość i pojawiła się w systemie iOS. Niestety wyszła tutaj największa bolączka map, czyli kiepska jakość bazy POI. Dla mnie osobiście nie stanowi to większego problemu, ponieważ z reguły szukam konkretnych adresów. Sugestii zasięgam raczej w innych aplikacjach. Zdaję sobie jednak sprawę, że dość ograniczony zakres dostępnych, polecanych, punktów może być dla części użytkowników frustrujący.

Wielkim plusem jest też interfejs użytkownika. Jako jeden z elementów systemu doskonale się w niego wpisuje i posiada integracje, które są nieosiągalne dla konkurencyjnych rozwiązań. Pasek powiadomień informujący o kolejnych manewrach, czy widok mapy z poziomu zablokowanego ekranu są rewelacyjne. Kiedy dodaję do tego tryb nocny, to trudno mi wyobrazić sobie czego jeszcze mógłbym potrzebować.

apple_maps_issue

Zdaję sobie sprawę, że ten dość długi wywód jest przepełniony pochwałami i dla części z Was może wydawać się mało wiarygodny, ale właśnie dlatego powstał ten tekst. Po kilku miesiącach użytkowania jestem niezwykle zadowolony z usługi mapowej Apple. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że pokrycie bazy adresowej czy punktów POI, mogłyby być lepsze. To rzeczywiście wciąż może być uznawane za największą wadę Apple Maps. Tak jak wspomniałem, ja z tym elementem nie miałem w ostatnim czasie większych problemów.

Ciekaw jestem, jak to wygląda u Was. Czy daliście mapom z Cupertino szansę, czy może zirytowały Was w przeszłości tak bardzo, że stwierdziliście „nigdy więcej”? A może ktoś z Was dokonał powrotu podobnego do mnie? Dajcie koniecznie znać w komentarzach!


  1. Odrobinę przesadzam, spodziewałem się, że sporo dobrego zostało tutaj zrobione. Lubię odrobinę dramatyzmu. ;)

  2. Z których część była dla mnie dość zrozumiała ze względu na to, że lokalizacje te można nazwać totalnymi dziu… ciekawostkami natury geograficznej.

  3. Zwłaszcza tych w kolorze niebieskim

Zadbaj o swoje narzędzia

tools

Od kiedy pamiętam, za każdym razem kiedy mam styczność z różnego rodzaju fachowcami czy specjalistami, zawsze zwracam uwagę na warsztat ich pracy. To co najbardziej mnie interesuje to narzędzia z których korzystają. Nie chodzi mi tutaj wyłącznie o osoby, które wykorzystują nowoczesne technologie. Zarówno informatyk jak i stolarz ma olbrzymi wpływ na komfort swojej pracy. To, czy o niego dba, w mojej opinii wyznacza w pewien sposób jego wartość.

Skąd ten temat? Na pewno w Waszych głowach pojawiło się teraz takie pytanie. Natchnęły mnie do jego poruszenia ostatnie informacje, które napłynęły z firmy IBM, która jak wiecie postanowiła zaoferować swoim pracownikom sprzęt firmy Apple. W krótkim czasie okazało się, że do obsługi bieżących problemów, które owi użytkownicy zgłaszają potrzebnych jest zaledwie dwudziesto cztero osobowa grupa wsparcia technicznego. Wynika to z faktu, że jedynie 5% użytkowników urządzeń od Apple zgłasza jakiekolwiek problemy. Biorąc pod uwagę fakt, że w przypadku sprzętu działającego pod kontrolą systemu Windows wskaźnik ten osiąga 40% trudno nie dojść do jednoznacznych wniosków.

IBM swoim ruchem udowodnił tezę, którą głoszę od dawna. To co daje przewagę sprzętom, produkowanym przez Apple to fakt, że stanowią doskonałe narzędzia pracy. Po pierwsze intuicyjność ich obsługi powoduje, że użytkownik nie traci czasu na poszukiwanie funkcji czy odpowiedniej drogi do przeprowadzenia potrzebnych mu operacji. Chwila z systemem OS X czy iOS, dla osoby mniej lub bardziej orientującej się w obsłudze urządzeń elektronicznych, pozwala odnaleźć się w interfejsie użytkownika. Wynika to z największego atutu tych systemów – intuicyjności.

Trudno nie docenić zaoszczędzonych frustracji, kiedy nie ma potrzeby wyszukiwać, wydaje się oczywistych, elementów systemu. Sam nie raz gotowałem się wewnętrznie kiedy ktoś poprosił mnie o pomoc przy telefonie z zainstalowanym systemem Android. Poszukiwanie pozornie prostych funkcji potrafiło mi zająć przysłowiową wieczność. Przykro mi, ale oczekuję od technologii, że jej zawiłość kończy się tam, gdzie zaczyna się interfejs użytkownika.

Kolejnym elementem jest stabilność. Chociaż przez ostatnie lata pod tym względem sytuacja nie wyglądała zbyt optymistycznie, to dla użytkownika, który przesiada się z systemu Windows, OS X będzie synonimem skały. El Capitan wraca do najlepszych tradycji, które wyznaczył Snow Leopard i użytkownicy, którzy potrafią rozgrzać do czerwoności trzewia swoich komputerów z logo Apple, znów mogą się cieszyć stabilnością swoich maszyn.

Moja praca, w sporym uproszczeniu, polega na rozwiązywaniu problemów oraz potrzeb technologicznych i informatycznych osób, z którymi współpracuję. Przez lata udało mi się doprowadzić moje środowisko pracy do takiego poziomu i organizacji, że absolutnie nie zajmuje ono mojej uwagi. Będąc świadomym zakresu obowiązków, które na mnie spoczywają posiadam odpowiedni zestaw aplikacji, makr oraz skryptów które wspomagają wszelkie procesy. W skrócie staram się maksymalnie wykorzystywać potencjał technologii, które są w moim posiadaniu.

Tutaj muszę zaznaczyć, że ten poziom udało mi się osiągnąć dopiero po przejściu na sprzęt od Apple. Urządzenia tej firmy dzięki wspomnianej stabilności, intuicyjności i ogólnie pojętej solidności spowodowały, że moje narzędzia pracy nie wymagają dodatkowej uwagi i nie generują problemów. Służą mi doskonale, pozwalając skupić się na bieżących zadaniach. Jak pokazują dane od IBM, pracownicy tej firmy, którzy przesiedli się na sprzęt z Cupertino doświadczają aktualnie podobnych wrażeń. Mogą poświęcić swoją energię na produktywne wykonywanie zadań, a nie frustracje spowodowane brakiem współpracy ze strony technologii. Nareszcie otrzymali solidne narzędzia.

Niezależnie od tego jakiego są rodzaju, potrzebujemy narzędzi w codziennej pracy. W moim przypadku jak zdążyliście się zorientować jest to MacBook. Codziennie zamykamy wspólnie kolejne zadania i daje mi on ten najważniejszy dla mnie komfort świadomości, że kiedy zajdzie potrzeba zawsze będzie gotów do działania. Ostatecznie zaufanie jest podstawą każdej udanej współpracy. On wielokrotnie udowodnił mi, że jest gotów, zawsze, bez zająknięcia i obaw przed czekającym nas wyzwaniem. Tak właśnie postrzegam porządne narzędzia i tylko takich Wam życzę. Niestety najczęściej wymaga to większego wkładu finansowego, jednak o wydatku zapomnicie po kilku dniach a o jakości używanego na co dzień produktu nigdy – a przynajmniej nie w czasie kiedy będzie on Wam służył w codziennej pracy lub rozrywce.


Artykuł ten ukazał się pierwotnie w listopadowym wydaniu Mój Mac Magazyn. Serdecznie zapraszam do subskrypcji do której możecie zapisać się w tym miejscu. Zdecydowanie polecam!

Apple Pencil to nie rysik w pojmowaniu Steve’a Jobsa

Apple Pencil

 

 

Gdyby Steve Jobs miał przewracać się w grobie za każdym razem, kiedy „znawcy tematu” życzą mu tego komentując pojawienie się Apple Pencil to myślę, że zdecydowanie nie spoczywałby w pokoju. Ok, wystarczy tych ponurych żartów i przejdźmy do rzeczy. Kiedy patrzę, na komentarze związane z iPad Pro, a zwłaszcza z rysikiem, który został dla niego stworzony, to nóż otwiera mi się w kieszeni.

Wciąż powtarzane stwierdzenia, że Jobs nigdy by do tego nie dopuścił, to w mojej opinii kompletne bzdury. Śmiem twierdzić, że byłby dumny i sam kilka razy zaznaczyłby jak magiczny jest ten nowy produkt. Owszem, mówił on o tym jak nienawidzi rysików, i zapewne potwierdziłby to dziś. Jednak spójrzmy prawdzie w oczy. W jego postrzeganiu rysik był czymś zgoła odmiennym.

W pojmowaniu Steve’a był to element niezbędny do obsługi urządzenia. Zastępstwo palca, którego użycie nie zapewniało odpowiedniej precyzji wyboru na ekranach dotykowych. Ja sam z uśmiechem politowania patrzyłem zawsze na znajomych, którzy korzystali z tego typu wyświetlaczy przy jego użyciu. Totalna abstrakcja, obca mojemu pojmowaniu wygodnej obsługi interfejsów.

Apple Pencil to zupełnie inna bajka, jest to narzędzie, rzecz bez której każdy z nas da sobie radę i obsługa iPada Pro nie będzie stanowiła żadnego problemu. Element, który w rękach artystów czy grafików będzie stanowił genialne narzędzie pracy. Większości z nas zupełnie niepotrzebny element wyposażenia, a dla pewnego grona pożądany i nad wyraz użyteczny sprzęt.

Nie jestem znawcą tematu, ale wydaje mi się, że w przypadku Apple Pencil, firma z Cupertino znów zrobiła to co potrafi najlepiej. Wzięła na warsztat znane od lat rozwiązanie i przygotowała swoją, udoskonaloną i pod wieloma względami lepszą wersję. Właśnie to cechowało Steve’a, potrafił znaleźć drogę do udoskonalenia znanych nam już produktów.

Dlatego, proszę Was. Zanim zaczniecie opowiadać głupoty w stylu „Gdyby Jobs żył…” spójrzcie na niektóre sprawy szerzej i zastanówcie się. Powtórzę jeszcze raz. Apple Pencil to nie rysik w pojmowaniu Steve’a Jobsa!

Polskie ceny Apple Music to większe wydarzenie niż myślisz

apple_music_1

Apple Music od tygodnia gości na naszych urządzeniach. Wiem, że tego oczekujecie ale na wrażenia i opinie przyjdzie jeszcze czas. Ostatecznie jest to tak rozbudowana usługa, że wyrażanie wiążących werdyktów na jej temat po kilku dniach użytkowania jest co najmniej kiepskim pomysłem. Dziś jednak chciałbym poruszyć temat cen abonamentu, jakie obowiązują na subskrypcję Apple Music.

Wszędzie już przed premierą huczało na temat obniżonych kwot dla naszego kraju. Plotka znalazła swoje potwierdzenie w rzeczywistości i możemy się cieszyć Apple Music za kilka euro mniej niż nasi zachodni sąsiedzi. Dobra wiadomość, prawda? Oczywiście, że tak. Jednak w mojej opinii nie doceniamy wagi tego wydarzenia.

Od kilku lat w Polsce dzieje się coraz lepiej w kwestii produktów Apple. Zakup MacBooka czy iPhone’a nie jest problemem. Wystarczy, że wybierzesz się do większego miasta i bez problemu znajdziesz miejsce, gdzie dostaniesz swoje urządzenie od ręki. Oczywiście, możesz też dokonać zamówienia przez internet na oficjalnej stronie. Możliwości w stosunku do tego, co działo się jeszcze pięć lat temu są nieporównywalnie większe. To czego nam brakuje w tej chwili to jedynie firmowy Apple Store. Myślę jednak, że jesteśmy już na liście kolejnych lokalizacji.

Mimo to Polska dla Apple wciąż stanowiła zaścianek. Zarówno w iOS jak i OS X są elementy, które pozostają nieaktywne dla naszego kraju. Siri czy sugestie Spotlight to chyba najbardziej bolesne elementy. Wciąż nie wiadomo czy doczekamy się ich w naszym języku. Plotki o wprowadzeniu tych funkcji w naszym kraju pojawiają się przy każdej kolejnej premierze nowych wersji oprogramowania, jednak nic dotychczas z tego nie wynikło. Sam liczę na Siri po Polsku tej jesieni, jednak rozum podpowiada mi, że to jeszcze nie jest ten moment.

W tym wszystkim pojawiło się światełko w tunelu. Właśnie za sprawą cen Apple Music. Po raz pierwszy Apple dało wyraźny znak mówiący, że jednak stanowimy punkt zainteresowanie wśród rynków na których skupia się gigant z Cupertino. Oczywiście, obniżka cen nie nastąpiła wyłącznie dla nas i wiadome było, że Apple musi zapewnić konkurencyjną finansowo kwotę w każdym z krajów do których zawitało z nową usługą.

Nie zmienia to jednak faktu, że po raz pierwszy zostaliśmy uwzględnieni w trakcie dopasowywania oferty firmy dla rynków światowych. Nareszcie otrzymaliśmy przywilej, który wynika z tego jak kształtują się nasze finanse i Apple dostosowało swoją ofertę do naszych portfeli. Dotychczas ceny produktów były jedynie przeliczane i zaokrąglane do sensownych sum.

Być może nie zgodzicie się ze mną w tym co napisałem. Jednak w moim odbiorze podejścia Apple do naszego rynku jest to pewien punkt o znaczeniu historycznym. Nareszcie ktoś pochylił głowę nad tym, jak uczynić ofertę bardziej atrakcyjną dla naszego kraju. Być może to jednorazowa sytuacja, warto jednak o niej pamiętać.

Serdecznie zapraszam Cię do mojego kolejnego artykułu o Apple Music:

Co wyróżnia Apple Music wśród konkurencji

Pomyśl, zanim wrzucisz do sieci zdjęcia z wakacji

vacation

Żyjemy w czasach, kiedy wszyscy dookoła chwalą się tym, gdzie byli na wakacjach, co jedli, kogo spotkali lub jak to upili się na ostatniej imprezie. Mało kto myśli o tym, że upublicznia w ten sposób znacznie więcej niż by mu się wydawało. Ostatecznie, ze względu na współczesną technologię zdjęcie, to nie tylko obraz.

Każdemu z Was polecam przeczytanie świetnego artykułu, który pojawił się na stronie niebezpiecznik.pl. Daje on jasno do zrozumienia jak wiele przykrych rzeczy jest w stanie nas spotkać, jeżeli podchodzimy zbyt pochopnie do tematu.

W tym miejscu chciałbym Wam przypomnieć aplikację DeGeo, którą opisywałem na łamach applesauce. Dzięki niej bez problemu będzie mogli wyczyścić dane geolokalizacji ze zdjęć, przez co staną się one zdecydowanie bardziej anonimowe. Proces trwa kilka sekund, które warto poświęcić dla własnego spokoju. Pełną recenzję programu znajdziecie TUTAJ.

Zastanówcie się dwa razy, zanim wrzucicie coś do sieci. Bądźcie świadomi zagrożeń i tego jak bardzo obnażacie swoją prywatność przez udostępnienie zwykłego zdjęcia. Szanujmy swoją intymność. Przy okazji: Udanych wakacji!

Co dalej z iTunes Match?

iTunes Store

Już jutro premiera Apple Music. Nie wiem jak Wy ale ja przebieram nogami nerwowo odliczając czas do godziny zero. Postanowiłem jednak poruszyć pewną kwestię, która nurtowała mnie od dłuższego czasu. Co dalej z iTunes Match? Wiele wyjaśniło się po serii tweetów, które opublikował Eddy Cue. Okazuje się, że iTunes Match pozostanie osobną usługą. Jednak Apple Music będzie zawierało jej funkcjonalność w sobie. W mojej opinii jest to najlepsze możliwe rozwiązanie.

Znam spore grono osób, które nie ma ochoty korzystać z usługi streamingowej dającej dostęp do nieprzebranej ilości utworów. Preferują swoją zgromadzoną przez lata kolekcję albumów, bez zakłócania odbioru w postaci polecanych wykonawców i tym podobnych udogodnień. Sam należałem do tego grona jednak mam swój zamysł na wykorzystanie możliwości Apple Music i zdecydowanie skorzystam z tej usługi.

iTunes Match pozostaje świetnym rozwiązaniem. Jej roczny koszt na poziomie 24,99 € 1 pozostaje zachęcający. Dodatkowo, w najbliższym czasie zwiększony zostanie limit utworów, które będzie można przesłać do chmury Apple, a których nie udało się dopasować z ofertą sklepu iTunes. Dotychczas, liczba ta wynosiła 25 000, docelowo ma być zwiększona do 100 000. Dla mnie abstrakcja, jednak są osoby dla których był to problem 2. Myślę, że teraz będzie to zaporowa liczba.

To co zastanawia mnie najbardziej, to kwestia mojej aktualnej subskrypcji iTunes Match. Mam ją wykupioną do stycznia przyszłego roku. Wiem też, że na pewno zostanę subskrybentem Apple Music po zakończeniu okresu darmowego. Liczę na to, że nastąpi jakieś przekierowanie środków, które zasili subskrypcję nowej usługi. Ciekaw jestem jak zostanie to rozwiązanie, zwłaszcza że usługi te uznane są za komplementarne. Apple Music zawiera w sobie iTunes Match.

Cieszę się, że Apple nie zabiło iTunes Match i pozostawiło ciekawą alternatywę dla użytkowników o specyficznych potrzebach. Wiadome jest, że ilość jej subskrybentów drastycznie spadnie. Nie wątpię jednak, że wciąż sporo osób będzie z niej korzystać. Trzymam również kciuki za podniesienie poziomu stabilności tej usługi. Sam nie miałem z nią większych problemów, jednak sporo osób narzekało na jakość.


  1. stanowi to mniej niż połowę rocznego kosztu subskrypcji Apple Music

  2. Miłosz, pozdrawiam!

Co wyróżnia Apple Music wśród konkurencji

apple_music_1

Apple nareszcie pokazało swoją usługę streamingu muzyki. Czekałem na to od momentu, kiedy dokonali zakupu marki Beats. Wiadome było, że głównie chodziło o pozyskanie solidnego fundamentu dla produktu mającego podjąć walkę z aktualnymi liderami rynku. Co prawda, do pierwszych wrażeń pozostaje czekać do końca miesiąca. Jednak już w tej chwili wiadomo, że Apple Music będzie miał siłę przebicia pocisku przeciwpancernego.

Co w takim razie jest największym atutem, który odróżnia tę usługę na tle konkurencji? Odpowiedź jest prosta. Olbrzymia i zdecydowanie najlepsza biblioteka dostępnych utworów. Reszta to tylko dodatki. To właśnie dostęp do twórczości największej możliwej ilości artystów zapewnia sukces usługom streamingowym. Tutaj najlepiej widać, jak wiele dały lata istnienia sklepu iTunes i rozsądne relacje z wytwórniami.

Przez lata Apple stworzyło muzycznego behemota. Siłę jakości i wszechstronności. Z reguły, muzyka której słucham nie należy do najpopularniejszych. Nie raz powodowało to, że musiałem obejść się ze smakiem, chcąc dodać konkretny album z kolekcji fizycznej do tej cyfrowej, korzystając ze Spotify. Od czasu kiedy powróciłem do iTunes Match, rzadko zdarza się, żeby jakiś album nie został dopasowany do oferty sklepu Apple. Daje mi to jasno do zrozumienia, że to właśnie iTunes zapewnia w moim przypadku najlepsze warunki do obcowania z muzyką w postaci cyfrowej.

Apple w celu promocji swojego nowego dziecka wytoczyło ciężkie działa. Trzy darmowe miesiące usługi, to więcej niż zachęta do przetestowania serwisu. Przez taki okres czasu urodzi się w użytkownikach przyzwyczajenie. Mało tego, zdążą spersonalizować Apple Music według swoich potrzeb. W takiej sytuacji ciężko będzie z niej zrezygnować. Świetny krok, który na starcie da kilkadziesiąt milionów aktywnych użytkowników. Spowoduje też bolesny odpływ subskrybentów od konkurencji.

Myślę, że do systemów subskrypcji aktualnych liderów rynku streamingu muzyki przez najbliższe tygodnie napłynie fala rezygnacji z abonamentu. Sytuacja ta nie poprawi się później. Obserwując kłopoty finansowe i narzekania artystów na Spotify, które zdaje się być liderem, ciekaw jestem co stanie się z resztą konkurencji Apple Music. Ciężko postrzegać ją w różowych barwach. Byle do 30.06.2015. Wtedy okaże się, czy Apple znów potrafiło doprowadzić do perfekcji to, co inni sprzedają od dłuższego czasu. Później, pozostanie jedynie zdominować rynek. Mają w tym doświadczenie i odpowiedni arsenał do ataku.

Google i moje zdjęcia? No fucking way!

google_photos

Na ostatnim Google I/O, została pokazana usługa bliźniacza do tej znanej użytkownikom Apple. Zdjęcia w chmurze, synchronizacja między urządzeniami i to co w tym wszystkim nad wyraz kuszące: za darmo! Dodatkowym atutem, jest brak ograniczenia przestrzeni dla zebranych fotografii, pod warunkiem że korzystamy z opcji High Quality. Tutaj należy pamiętać, że zdjęcia są kompresowane w przypadku, kiedy pochodzą z aparatów wyposażonych w matryce większe niż 16 megapikseli. Istnieje jednak opcja dla wyższej rozdzielczości, miejsce jest wtedy ograniczone do przypisanej do konta Google ilości przestrzeni dyskowej.

Osobiście w kwestii zdjęć korzystam z chmury Apple i przechowuję w niej aktualnie całą moją bibliotekę. Spowodowało to, że wykupiłem również większy pakiet dyskowy. Poniosłem z tego tytułu koszty, jednocześnie zyskując spokojną głowę w przypadku awarii sprzętu. Mógłbym zaoszczędzić patrząc na ofertę Google, jednak nie ma najmniejszych szans, żebym się na to zdecydował. Wszystko przez poszanowanie własnej prywatności. Wiem doskonale, że dla Apple zawartość moich zdjęć nie ma większego znaczenia. Chyba już wiecie do czego dążę?

Ten świat jest tak zbudowany, że nic nie jest za darmo. Nawet w twarz ciężko dostać za nic. Pomyśleliście ile cennych danych przekażecie na serwery firmy, która żyje z tego, że posiada informację na temat swoich użytkowników? Jedną z największych zalet Google Photos ma być mechanizm potrafiący interpretować zawartość zdjęć. Twarze, zwierzęta, miejsca, to wszystko ma pozwolić na automatyczne generowanie odpowiednich albumów i przyśpieszenie wyszukiwania. Jednym słowem, nie będzie kłopotem zweryfikować, jakiej marki sprzęt macie w domu, czy też preferujecie odzież firmy Adidas lub Wrangler. Oczywiście nikt nie będzie oficjalnie mówił o tym, co dodatkowo jest przez mechanizm rozpoznawane. Jakby nie patrzeć, rozpoznawanie twarzy to chyba najmniejszy kłopot. Podobne mechanizmy od lat istnieją w oprogramowaniu do katalogowania zdjęć.

Jak myślicie, czy przypadkiem nie będzie to doskonała metoda na jeszcze lepsze sprofilowanie nas, jako potencjalnych odbiorców reklam i treści, które mają być kierowane do precyzyjnie dobranego grona? Wiem, że decydując się na przekazanie całej swojej biblioteki zdjęć Google, obnażę się przed tą firmą całkowicie. Mechanizm mający interpretować treść zobaczy intymną część mojego życia, która wcześniej była dla Google niedostępna. Wiem, że i tak pozwoliłem moim zdjęciom powędrować do serwerowni Apple, więc nie są one już tylko i wyłącznie w moim posiadaniu. Wolę jednak, aby rezydowały na serwerach firmy, która żyje ze sprzedaży produktów, a nie ze sprzedaży i korzystania z danych swoich użytkowników. Dlatego moje zdanie w kwestii nowej usługi jest jasne. Biblioteka zdjęć na serwerach Google? No fucking way!