Domyślny program pocztowy w Mac OS X w nieznany nikomu sposób potrafi wybrać sobie domyślny adres z którego wysyłane są wiadomości e-mail kiedy mamy w nim skonfigurowane więcej niż jedno konto. W przypadku kiedy mamy zaznaczoną odpowiednią skrzynkę pocztową wybór będzie właściwy, jednak w nowej wersji najczęściej jednak korzysta się z połączonego widoku i ukrywa boczną belkę w której tego wyboru się dokonuje. Oczywiście istnieje możliwość wyboru odpowiedniego adresu w trakcie redagowania wiadomości jednak myślę że lepszą opcją jest skonfigurowanie adresu domyślnego. Ja szczerze mówiąc szukałem tej opcji wśród ustawień skrzynek jednak znajduje się ona wśród opcji redagowania. Dla poszukujących w rozwinięciu wpisu zrzut ekranu z zaznaczonym miejscem, gdzie dokonujemy odpowiedniej zmiany.
Porada oczywiście jest banalna, jednak mam nadzieję że przyda się osobom które zastanawiały się jak ustrojstwo ujarzmić, a nie chciało im się szukać wspomnianej opcji.
Google Earth to narzędzie, którego przydatność stoi na niezwykle wysokim poziomie. Często przydaje się do pracy niezależnie od naszego zawodu. Z tego powodu warto mieć ten program zainstalowany na naszych stacjach roboczych. W domenie warto pokusić sie o odrobinę lenistwa i przeprowadzić jego dystrybucję poprzez zasady grup. Niestety Google nie udostępnia na swoich stronach gotowego pakietu .msi więc trzeba przeprowadzić kilka czynności w celu przygotowania właściwej paczki. No to czas na działania…
1. W pierwszej kolejności ściągamy najnowszą instalkę Google Earth ze strony pobierania. Tutaj wybieramy opcje konfiguracji zaawansowanej, które znajdziemy bezpośrednio pod oknem gdzie wyświetlają się warunki korzystania z usługi Mapy Google. Wybieramy opcje aby pobrana została najnowsza wersja, nie zezwalamy Google Earth na automatyczne instalowanie zalecanych aktualizacji oraz wybieramy opcję aby Google Earth został udostępniony profilom wszystkich użytkowników. Po wybraniu odpowiednich opcji pobieramy instalator.
2. Kolejnym krokiem jest rozpakowanie instalatora w celu dotarcia do jego zawartości i przygotowanie paczki pakietu .msi do wdrożenia. W tym celu przyda się program 7-Zip, za pomocą którego rozpakowujemy pakiet tak jak zrobilibyśmy z normalną skompresowaną paczką. Z wypakowanego katalogu kopiujemy jedynie następujące pliki i katalogi:
LocalAppData
program files
1045.mst
Google Earth.msi
Setup.ini
Kiedy już mamy dostęp do pakietu .msi musimy dokonać jego modyfikacji. W tym celu należy pobrać i zainstalować programOrca MSI Editor. Za pomocą tego narzędzia otwieramy paczkę i wybieramy View->Summary Information… . W tym miejscu w polu Languages pozostawiamy jedynie wpis 1045. Zamykamy okno i zapisujemy zmiany.
3. W tym momencie mamy gotową paczkę, którą możemy dystrybuować poprzez zasady grupy. Ważne jednak aby znajdowała się w tym samym katalogu co pliki które wcześniej wybraliśmy wśród wypakowanych.
W kwestii małego wyjaśnienia. Pakiet .msi edytujemy w celu sprecyzowania jednego języka, w którym zostanie zainstalowana aplikacja. Tak samo wygląda kwestia pozostawienia pliku z rozszerzeniem .mst, który najzwyczajniej zawiera nasz wybrany pakiet z lokalizacją. Opis przedstawia przygotowanie paczki w języku polskim, jednak nic nie szkodzi na przeszkodzie aby tą opcję wykorzystać w dowolny sposób. Dla ułatwienia w TYM miejscu znajdziecie poszczególne języki wraz z ich kodowymi odpowiednikami. Po znalezieniu odpowiedniego kodu poprostu pozostawcie plik .mst z tą wartością w nazwie i odpowiednio zmofyfikujcie pakiet .msi.
Myślę że sporo osób korzysta z dobrodziejstwa darmowego VirtualBox’a do tworzenia maszyn wirtualnych na naszych Mac’ach. Ja osobiście na co dzień korzystam z tego oprogramowania jako zaplecza do wirtualnego środowiska testowego dla moich rozwiązań. Co jednak w sytuacji kiedy chcielibyśmy przenieść naszą maszynę na inny fizyczny dysk? W rzeczywistości zapewne większości z nas wystarczy przeniesienie samego wirtualnego dysku jednak sprawa nie jest tak prosta jakby się nam wydawało i zwykłe skopiowanie pliku .vhd czy innego .vdi nie pozwoli nam na jego podłączenie ze względu na zbieżność UID wirtualnego dysku. VirtualBox dba o to żeby nie występowały dwa dyski o tym samym identyfikatorze co jest rozwiązaniem w moim odczuciu bardzo dobrym, mimo że w pierwszym momencie sam zastanawiałem się po co tak naprawdę takie skomplikowanie. Jednak tą kwestię można by rozważyć w osobnym artykule a tym czasem przejdę do rozwiązania kwestii poruszonej w temacie.
W pierwszej kolejności musimy określić lokalizację aktualnego dysku z którego korzysta maszyna wirtualna. Domyślnie jest to ścieżka:
W razie wątpliwości właściwą ścieżkę łatwo sprawdzić poprzez wybranie odpowiedniej maszyny i po wejściu w jej opcje wybraniu zakładki Nośniki. W tym miejscu możemy odczytać lokalizację pliku dysku w miejscu zaznaczonym na poniższym screenie.
Kiedy już znamy właściwą lokalizację możemy przejść do części zasadniczej, czyli do przygotowania sklonowanego dysku wirtualnego, który będzie sygnowany nowym unikalnym UID, co zagwarantuje nam uniknięcie konfliktu jakim kończyły się próby podpięcia skopiowanego pliku. Aby tego dokonać należy użyć terminalu systemowego(jeżeli nie wiesz co to za wynalazek, użyj systemowego Finder’a i wpisz: Terminal). Kiedy ukaże nam się wiersz poleceń skorzystamy z funkcji, jaką zapewnia nam konsolowe narzędzie vboxmanage. Standardowo składnia wygląda następująco:
Myślę że najłatwiej będzie się oprzeć na przykładowym wykorzystaniu funkcji. W moim przypadku chciałem przenieść dysk wirtualnej maszyny z dysku lokalnego na dysk przenośny LaCie. Składnia polecenia miała więc następującą formę:
Właściwe wykonanie polecenia zostanie potwierdzone przez następującej formy treść:
0%…10%…20%…30%…40%…50%…60%…70%…80%…90%…100%
Clone hard disk created in format 'VHD’. UUID: 3672ee4c-1d81-454f-bc16-d58359c8f591
Po przygotowaniu sklonowanego dysku wirtualnego dysku pozostaje nam jedynie jego podpięcie do maszyny. Dokonujemy tej czynności dokładnie w tym samym miejscu, w którym sprawdzaliśmy ścieżkę dysku za pomocą ikony, która została zaznaczona na poniższym zrzucie ekranu i wybraniu opcji Choose a virtual hard disk file…
Po wskazaniu właściwego pliku w nowej lokalizacji program bez najmniejszego problemu podepnie go do maszyny, co pozwoli nam na kontynuowanie pracy z wirtualną maszyną, której wirtualny dysk zmienił swoją lokalizację.
Uważni czytelnicy na pewno zauważyli że logo VirtualBox, które tutaj umieściłem jest nie aktualne ze względu na to, że od jakiegoś czasu aplikacja oficjalnie występuje pod flagą firmy Oracle. Jednak pragnę was uspokoić, zrobiłem to ze słodką premedytacją w hołdzie ojcom tego narzędzia czyli firmy SUN. Ciekaw jestem jak popularne jest w naszym kraju korzystanie właśnie z VB, które warto pamiętać jest całkowicie darmowe i na bieżąco rozwijane.
Ten wpis miał być o czymś zupełnie innym… ale, jak to zwykle bywa, proza życia weryfikuje plany. Mimo wszystko myślę, że tym razem wyszło na dobre i czytelnicy z przyjemnością, satysfakcją i zrozumieniem powitają nowy cykl artykułów pod nazwą „Wujek Dobra Rada”, co zdradził już sam tytuł :) Mam nadzieję, że uda mi się w cyklicznych odcinkach zamieścić tu ciekawe rozwiązania zarówno prostych jak również tych nieco bardziej skomplikowanych problemów jakie doświadczamy w codziennym użytkowaniu produktów firmy Apple. (więcej…)
Adobe Reader X – zgrabny i udany produkt Adobe to chyba najmniej problemowy software z jakim możemy się spotkać w codziennej pracy. Ja osobiście dotychczas nie miałem z nim większych problemów i takowych się nie spodziewałem. Nie ukrywam ogarnęła mnie lekka konsternacja, kiedy okazało się że użytkownik nie może otwierać dokumentów z dysków sieciowych w towarzystwie komunikatu, który mówił o odmowie dostępu. Dość lakoniczne stwierdzenie więc czas sprawdzić uprawnienia do zasobu dla danego użytkownika. Wszystko w najlepszym porządku, więc czas pognębić aplikacje samą w sobie. Winowajca znalazł się dość szybko więc po długim wstępie przejdźmy do oskarżonego i lekarstwa na jego dolegliwość.
Adobe Reader X został wyposażony w mechanizm mający na celu zabezpieczenie użytkownika przed złośliwym kodem oraz plikami o podejrzanym źródle z którego mogą zostać one pobrane (podobne rozwiązania domyślnie są aplikowane w Office 2010). W tym celu wprowadzono tryb pracy Protected Mode, który to właśnie może zakłócić spokój użytkownika odcinając go od plików PDF znajdujących się w dowolnej lokalizacji sieciowej wyświetlając informację o odmowie dostępu. Sposobem jest wyłączenie tego trybu w trakcie uruchamiania, czego możemy dokonać w kilku prostych krokach:
Uruchamiamy Adobe Reader X.
Przechodzimy do okna preferencji, uruchomimy je po rozwinięciu zakładki Edycja w menu głównym programu.
W oknie preferencji wybieramy pozycję Ogólne.
W dolnej części okna odznaczamy Podczas uruchamiania włącz tryb chroniony.
W przypadku kiedy program zapyta o potwierdzenie oczywiście potwierdzamy swoją wolę.
Wyłączamy program i cieszymy się właściwym otwieraniem plików z lokalizacji sieciowych już przy następnym otwarciu.
Rozwiązanie jest stosunkowo proste jednak uważam, że sam komunikat powinien w większym stopniu informować nas co spowodowało problem z otwarciem dokumentu. Powiadomienie samo w sobie, przynajmniej w moim przypadku, bardziej kierowało na problem z dostępem do zasobu niż z działaniem jakiegokolwiek mechanizmu bezpieczeństwa. Sprawę uważam za zamkniętą ;)
Szybki problem jak i szybkie rozwiązanie. W przypadku kiedy podczas próby drukowania w Outlook lub Internet Explorer otrzymujemy błąd związany ze skryptem w lini 2253 możemy być pewni że rozsypała nam się biblioteka ole32.dll. W takim przypadku przywrócenie możliwości drukowania jest niezwykle proste i sprowadza się do uruchomienia polecenia:
regsvr32 ole32.dll
W Windows XP klikamy Uruchom w Menu Start, w Windows Vista oraz 7 możemy polecenie wpisać bezpośrednio w pasek wyszukiwania w menu start.
Ciekaw jestem, komu z Was drodzy czytelnicy przytrafił się ten błąd podczas synchronizacji iTunes z iPadem bądź iPhonem? Objawia się on w ten sposób, że po archiwizacji danych, synchronizacji kontaktów, kalendarzy, filmów itp. iTunes dodaje bądź usuwa zaznaczone/odznaczone przez nas programy a następnie próbuje dokonać ponownej instalacji tych aplikacji, które znajdują się na iUrządzeniu! Trwa to dość długo (oczywiście zależnie od ilości posiadanych apek) a na koniec wyskakuje okienko komunikatu radośnie informujące, że „program taki a taki nie został zainstalowany z powodu wystąpienia nieznanego błędu”. Swoją drogą dziwne, że błąd jest n i e z n a n y , a mimo to posiada swój kod identyfikujący: 0xE800002D… (więcej…)
Z uwagi na mój amigowy rodowód, wpisy poświęcone tejże platformie pojawiają się na naszym blogu dość często, mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe…? ;) Dziś postaram się zadowolić zarówno Amigowców jak i Macuserów :)
Do tej pory nasza zabawa z siecią polegała na korzystaniu z usług, testowaniu połączeń, diagnozowaniu słabych punktów, podziale na podsieci, zdalnym dostępie i monitorowaniu aktywności urządzeń wpiętych w naszą sieć. Wszystko to odbywało się na dość wysokim poziomie lecz wystarczyło w większości wypadków. Jeśli jednak czujecie niedosyt zapraszam do lektury tego wpisu. (więcej…)
Co prawda do świąt Wielkanocnych jeszcze trochę (nie zapomnijcie śledzić bloga w związku z nadchodzącym konkursem applesauce!) to jednak dzisiejszy dzień nie jest pozbawiony zupełnie okazji do wpisu, z dwóch powodów: