Yosemite

Nagrywanie obrazu iUrządzenia na Maku

QuickTime

Nagrywanie obrazu iPhone lub iPada, dotąd wymagało dodatkowego oprogramowania. Większość liczących się odbiorników AirPlay, takich jak App Dynamic AirServer, Squirrels Reflector czy X-Mirage oferuje wbudowaną opcję nagrywania obrazu, przesyłanego strumieniowo do komputera (zdaje się, że Splashtop Mirroring360 ma otrzymać tę funkcję wkrótce). Alternatywą są też appki dla iOS, zapisujące w tle to co robimy na iGadżetach.

Okazuje się, że uaktualnienia systemu OS X (do wersji 10.10) oraz iOS (do wersji 8.x) dodają m.in. nowość w postaci możliwości rejestrowania obrazu urządzenia, pod warunkiem, że podpięte jest ono do Maczka za pomocą kabla USB-Lightning. Tak więc starsze modele z 30-pinowym złączem docka (jak np. iPhone 4/4s, czy iPad 2) się tutaj nie kwalifikują.

Do nagrywania obrazu i dźwięku służy aplikacja QuickTime Player, która w Yosemite została odrobinę odświeżona. Po jej uruchomieniu wybieramy z menu Plik opcję Nowe nagranie filmowe.

qt_menu

Domyślnie uruchomi się obraz z kamery iSight, ale w prosty sposób możemy zmienić źródło sygnału, na iPhone lub iPada. Ponadto możemy wybrać urządzenie rejestrujące dźwięk oraz ustawić jakość nagrania.

input_selection

Oczywiście w nagraniu da się utrwalić to, co widzi kamera naszego smarfona / tabletu :)

camera_loop

Rozwiązanie działa to całkiem fajnie, jednak zauważyłem dwie sprawy wymagające poprawy:

  • zdarza się, że okno podglądu się zamyka a QT wyświetla komunikat o błędzie,
  • obrót iUrządzenia powoduje że obraz przez chwilę jest zniekształcony, nim zostanie poprawnie przeskalowany do nowych proporcji i wymiarów ekranu.

Co do samej jakości nagrania oraz płynności nie mam zastrzeżeń. Jest lepiej niż w przypadku wspomnianych na początku wpisu programowych odbiorników AirPlay. Filmowanie naszych działań na iPhonie / iPadzie może być ciekawą formą prezentacji recenzji aplikacji, lub interesującym uzupełnieniem np. materiałów szkoleniowych. Zresztą pomysłów na wykorzystanie takiej opcji jest bez liku, i jestem przekonany, że przynajmniej część czytelników applesauce wykorzysta tę możliwość.

Yosemite na starym Maku – czy warto?

Yosemite_00

Chyba od zawsze, produkty Apple były uważane za długowieczne. Jedną z zalet, stawiającą ten hardware wyżej nad asortymentem konkurencji, jest dłuższy czas wspierania go przez oprogramowanie systemowe. Czyli kupując np. Maka, płacimy więcej ale mamy też na dłuższy czas spokój. Patrząc na pogłębiającą się tendencję, że większość nowych komputerów z jabłkiem ma coraz mniejsze możliwości w kwestii wymiany komponentów, jesteśmy niejako zmuszeni do dokonania wyboru: albo stary – jeśli jeszcze „zipie”, albo wymiana na nowy. W sumie to rozumiem takie podejście i jestem na tak. Co z tego, że peceta mogę rozbududowywać w zasadzie w nieskończoność, ponosząc przy tym  mniej lub bardziej regularne wydatki (bo do dobrego człowiek bardzo szybko się przyzwyczaja, a apetyt rośnie…)? Może się okazać, że wymieniając Maka po kilku latach nie dość, że jego cena będzie niższa niż sumaryczne koszty upgrade’ow peceta, to wydajność i stopień zawansowania finalnej konfiguracji nowego komputera będzie wyższy, niż tego pieczołowicie modernizowanego. A poprawa komfortu pracy znacznie bardziej odczuwalna.

Nie ukrywam, że z zazdrością patrzę na nowe jabłuszka w rękach przyjaciół (np. takie). Ech… gdyby w życiu człowiek miał tylko takie wydatki i problemy. Niestety rzeczywistość jest bardziej brutalna i z zadowoleniem przyjąłem informację, że moje wiekowe iMadło znajduje się w grupie komputerów kwalifikowanych do instalacji systemu OS X 10.10.

iMac08

Dla przypomnienia, od maja 2008 roku użytkuję iMaca (Early 2008) Core 2 Duo @2.66 GHz, w konfiguracji: 4 GB pamięci RAM (rozszerzona przeze mnie ze standardowych 2 GB krótko po zakupie), dysk twardy SATA 320 GB, karta graficzna ATi Radeon 2600 Pro 256 MB VRAM, matryca 20″. Trudno uznać obecnie taką jednostkę za demona prędkości, dziś zamiast robienia dobrego wrażenia prędzej może wzbudzić współczucie :)

Jednak ten komputer wciąż działa i wykonuje nadal sprawnie wiele czynności. Owszem, wystawia na próbę moją cierpliwość, ale większość pecetów z podobnym stażem albo trafiła już na cmentarzysko elektrośmieci, albo niespecjalnie nadaje się do użytku z Windows 8.x. iMac przyszedł do mnie z OS X 10.5, a Yosemite jest na 99,9% ostatnią wersją systemu operacyjnego, który da się na nim nie tylko zainstalować, ale przede wszystkim – używać. Właśnie od tym ostatnim, oraz parę ogólnych wrażeń z najnowszego OS X, kilka słów niżej.

Za uaktualnienie iMadła zabrałem się kilka dni po udostępnieniu oficjalnej wersji systemu. Oczywiście byłem ciekaw już dużo wcześniej, ale:

  • to moja jedyna (nie licząc iUrządzeń, oraz peceta) maszyna, więc wolałem ubezpieczyć się podejmując odpowiednie kroki,
  • postanowiłem zaczekać aż pierwsza fala użytkowników zwolni nieco łącza oraz wyrazi swoje opinie w sieci,
  • wybrana opcja instalacji wymagała wykonania kopii zapasowych danych, zapisania konfiguracji programów oraz odnalezienie informacji niezbędnych do ich rejestracji po ponownym zainstalowaniu.

Podobnie jak Kuba zdecydowałem się postawić system na czysto. Nie pamiętam już, czy z Mavericksem zrobiłem podobnie, czy aktualizowałem wcześniejszą wersję do bety. Nie ma to znaczenia, iMacowi należało się przewietrzenie trzewi, sformatowanie dysku, i selekcja oprogramowania, tak by odzyskać miejsce i wyeliminować software, z którego nie korzystam. A przez zaledwie rok uzbierało się tego naprawdę sporo. Wiele programów doszło choćby z powodu ich testowania i recenzowania na potrzeby bloga.

Zacząłem więc od zrobienia obrazu używanego systemu iMaca, na dysku zewnętrznym. Na szczęście znalezienie takiego nośnika nie było problemem, ba! w szufladzie znalazłem model prawie identyczny z tym, zainstalowanym w środku – jedyną różnicą było złącze PATA (dysk pozostał mi po Maxtor One Touch III, niestety padła elektronika w obudowie). W przekopiowaniu danych i utworzeniu bootowalnego obrazu pomóg nieoecniony Carbon Copy Cloner (mógłbym użyć również systemowego Narzędzia dyskowego, ale CCC używam nie pierwszy raz i chyba przyzwyczajenie zrobiło swoje). Po kilku godzinach (około 230 GB danych) krok pierwszy został zakończony, jeszcze tylko naprawa przywilejów i inne standardowe procedury przeprowadzone na zewnętrznym dysku i weryfikacja czy iMadło z niego wstaje.

Drugim krokiem była archiwizacja danych na dysku Time Capsule. Okazało się, że jakiś czas temu wyłączyłem robienie kopii przez Time Machine, więc samo przygotowanie do archiwizacji, porządkowanie danych trwało dość długo. Kopiowanie plików jeszcze dłużej, mimo że faktycznie dobre 60 GB mniej było do przetransferowania. Na szczęście ta operacja nie musi być dozorowana, więc spokojnie można ją przeprowadzić w nocy.

Sformatowanie dysku, oraz wyzerowanie całej przestrzeni to przedostatnia czynność, jakiej dokonałem. W przypadku dysku o pojemności 320 GB i transferach na poziomie ~50-70 MB/s zajęło to dobrą godzinę z małym okładem. Ok, operacja, jak i poprzednie, zakończyła się sukcesem, żadnych bad sectorów ani innych problemów.

W międzyczasie ściągnąłem z MAS Yosemite i utworzyłem instalacyjny pendrive. Proces instalacji odbył się wzorowo, trwał łącznie z wprowadzeniem danych mniej niż pół godziny – m.in. dlatego, że Yosemite nie musiał uaktualniać istniejących plików starego systemu, ich weryfikować, itp.

Yosemite_01

No dobra, OS X 10.10 na pokładzie! Start komputera trwa podobnie, no dobra trochę jednak krócej, niż w przypadku Mavericksa (mierzony do pojawienia się okna logowania, automatyczne logowanie mam domyślnie zawsze wyłączone). Ale jest na pewno dłużej niż na 10.5.2, z którym komputer do mnie trafił, choć to raczej nie powinno nikogo dziwić.

Aspekt wizualny systemu to sprawa gustu. Nie przeżyłem aż takiego szoku jak przy przesiadce z iOS 6 na „siódemkę”, ale chwilę potrwa nim zaakceptuję nowe szaty cesarza Yosemite. Z jednej strony mam poczucie większego porządku, z drugiej interfejs wygląda dla mnie zbyt plastikowo, mniej profesjonalnie. I chyba też nudniej.

Nie wiem czy to kwestia stosunkowo niskiej (dla przekątnej 20 cali) rozdzielczości / gęstości upakowania pikseli, czy kiepskich możliwości karty graficznej, ale tak medialnie uwypuklone przezroczystości nowego systemu, są tu ledwo dostrzegalne. Niespecjalnie mi nawet tego brakuje. GUI nie działa wybitnie płynnie, ale nie ma znów tragedii. Przynajmniej na chwilę obecną, bo z czasem może to być bardziej irytujące, albo przeciwnie – po kolejnych aktualizacjach wnoszących – mam nadzieję – optymalizacje, będzie lepiej. Nie spodziewam się cudów, ale skoro wielu posiadaczy nowszych Maków, zwłaszcza z ekranami Retina też wyraża swoje umiarkowane zadowolenie, to liczę na to, że Apple pochyli się nad tą kwestią. Swoją drogą, zastanawiające jest to, że gdy porównany Yosemite z Mavericksem, to podobnie jak w przypadku iOS 7 oraz iOS 6, mamy wrażenie obcowania z uproszczonym graficznie interfejsem, a jednak wymagającym „bebechów” o lepszych parametrach, by działać tak samo szybko.

Yosemite_reducedtrans_bug

Wyłączenie przezroczystości (Preferencje systemowe > Dostępność > Zmniejsz przezroczystość) nie powoduje wyraźnej poprawy zachowania elementów graficznych, natomiast Dock wygląda po prostu brzydko, a na dodatek przynajmniej na moim komputerze pojawia się błąd podczas wyświetlania „menu OSD”, np. przy zmianie głośności.

Ogólnie komputer jest wręcz zadziwiająco responsywny, trudno mi jednak stwierdzić jednoznacznie, że wynika to z samego oprogramowania systemowego czy dokonanej „rzezi niewiniątek”, czyli zubożenia ilości zainstalowanych aplikacji. Interfejs graficzny na pewno powstał z myślą o wyświetlaczach z wysoką gęstością pikseli, dlatego na dwudziestocalowym ekranie, który nie wyświetla nawet Full HD, prezentuje się wyraźnie gorzej. Hmm, może nie tyle gorzej, co mniej atrakcyjnie. Ot, znak czasów.

Yosemite_translation_bug

W kwestii tłumaczenia OS X na j. polski, znalazłem póki co jedną niedoróbkę. Mianowicie, gdy w oknie Findera najedziemy myszką na przyciski okna, jedna z pojawiających się „chmurek” zawiera frazę z języku angielskim.

Wracając do szybkości systemu. Wykonany test Geekbenchem 3 wskazuje, że jest szybciej niż w poprzedniej odsłonie systemu Apple:

  • OS X 10.10 – Single-Core Score: 1632; Multi-Core Score: 2999,
  • OS X 10.9 – Single-Core Score: 1616; Multi-Core Score: 2944.

Geekbench3

Obserwując zachowanie dysku i zarządzanie pamięcią odnoszę wrażenie, że magicy z Cupertino pod maską poprawili też całkiem sporo. Pozwoliło mi to również wyciągnąć wniosek, że planowany upgrade komputera (wymiana dysku na SSD, ew. SSHD i rozszerzenie pamięci RAM do maksimum obsługiwanego przez ten model – 6 GB), jest ekonomicznie nieuzasadniony. Owszem, poprawa wydajności i wygody pracy na pewno wzrosłaby odczuwalnie, ale nie rozwiązałoby to problemu z powolną grafiką. A koszt takiej modernizacji byłby dziś bliski wartości rynkowej iMaca…

Continuity. Ta wielowymiarowa technologia stanowiąca chyba najbardziej atrakcyjny element Yosemite, działa w ograniczonym zakresie również na starym iMacu. Z racji starego interface Bluetooth (2.1+EDR zamiast 4.0 LE) nie ma co liczyć na Handoff oraz Instant Hotspot. Ale już dzwonienie/odbieranie rozmów telefonicznych oraz pisanie i wysyłanie SMSów to magia w czystej postaci :) Może jakość dźwięku rozmów nie zachwyca i jeśli ktoś liczył na to, że będzie tak czysto i wyraźnie jak przy wykorzystaniu FaceTime, to się zawiedzie, ale taka możliwość robi wrażenie i wygląda na użyteczną. Niestety w moim komputerze nie działa również AirDrop. Nie mam drugiego Maka by sprawdzić czy nadal działa ta sztuczka. W każdym bądź razie iMac z iPhonem 5 się nie widzą i wymieniać pliki w ten sposób nie mogą.

W przypadku niektórych starszych Maczków można osiągnąć pełną sprawność Continuity dzięki modyfikacjom tzw. kextów, w innych przypadkach należy wymienić moduł interfejsu sieciowego WiFi/Bluetooth, niestety zewnętrzne karty BT nie działają. Polecam zapoznać się z narzędziem Continuity Activation Tool.

Aplikacje. Wiele systemowych programów zostało udoskonalonych i tego kwestionować nie można. Czy wszystkie zmiany poszły w dobrym kierunku wyjdzie w praniu. Podstawowe aplikacje, z których korzystam to Safari i Mail – muszę przyznać, że obie dostały wyraźnego kopa. Renderowanie stron, wyświetlanie wiadomości, ogólnie większość operacji wykonywanych w tych programach odbywa się szybko i sprawnie. Nie doświadczyłem póki co żadnych problemów ze stabilnością (odpukać!). Bardzo podobają mi się nowy Spotlight oraz Centrum powiadomień. Wygląda na to, że w końcu zacznę ich używać częściej, niż miało to miejsce w poprzednich „dziesiątkach”.

iCloud Drive. Wciąż jestem dość nieufny w kwestii przechowywania ważnych danych w chmurze. Mimo to sporadycznie korzystam z Dropboksa, Google Drive oraz OneDrive. Większość tych dysków oferuje przestrzeń za darmo, z ograniczonymi czasowo bonusami w postaci większej ilość gigabajtów. Nie lubię takich procederów, bo gdy się przyzwyczajam do dobrego, to później bardziej boli gdy nagle trzeba albo zrezygnować albo uiścić opłatę. Oferta Apple w tej materii wydała mi się więc bardzo atrakcyjna. Koszt €0,99 miesięcznie za 20 GB jest praktycznie bezbolesny dla portfela. No i sprawa zaufania. Zdecydowanie łatwiej mi zaufać Apple niż Google… To, czego się spodziewałem, a jednak stanowi łyżkę dziegciu to fakt, że w iCloud mamy za darmo 5 GB, a najtańszy płatny miesięczny abonament dodaje 15 GB, a nie 20. Szkoda. Postanowiłem sprawdzić jak wygląda szybkość kopiowania plików na iCloud Drive w porównaniu do konkurencji. Niestety tu nie jest różowo, skopiowanie pliku 123,04 MB trwało ponad 2,5x dłużej na iCloud Drive niż na inne dyski… (ponad 9 minut vs ~3 min 30 s.). A test wykonałem na łączu symetrycznym 20/20 Mbps. Tak więc „zapchanie” dysku w chmurze Apple wymagać będzie szybkiego łącza i cierpliwości. Od firmy, która zbudowała potężną serwerownię na przechowywanie danych, spodziewałem się lepszych wyników.

Zobaczymy za jakiś czas, jak nowy dysk sieciowy się przyjmie i będzie spisywał. W kwestii backupu zdjęć i tak chyba nic nie przebije Flickra, z darmowym terabajtem przestrzeni…

Zdecydowana większość programów firm trzecich, zarówno nabytych w Mac App Store jak i po za nim, działa bez problemów. Oczywiście sam fakt uruchomienia programu nie daje gwarancji, że każda opcja będzie funkcjonować jak należy, dlatego należy dokładnej weryfikacji dokonać samemu. I trzymać kciuki za aktualizacje. Ja czekam na pewno na nową wersję PYMplayera, który niestety Yosemite nie lubi (ale działa tu np. wyszukiwanie napisów do filmu – czyli jedna z ważniejszych rzeczy).

Czas na podsumowanie – odpowiedź na tytułowe pytanie. Według mnie warto. Instalacja na czysto każdej wersji systemu odświeża komputer, i pomaga zachować porządek. Szybkość działania Yosemite nawet na tak leciwym komputerze jak mój jest przyzwoita, jestem gotowy na aplikacje Yosemite-only, cieszy mnie możliwość esemesowania i odbierania rozmów z poziomu komputera. Udoskonalone wersje programów i usług systemowych powodują, że mniej konieczna jest instalacja alternatywnych rozwiązań.

Czekam na poprawki i optymalizacje ale wiem też, że kolejny system OS X pojawi się u mnie z nowym Makiem. Oby wystarczył na następne 6-7 lat…