Gorzkie doświadczenia z pracy w Apple
Sixteen hour days are filled with meetings after meetings followed by more meetings. Whilst this is somewhat standard in most organisations, meetings at Apple wreaked of toxic agendas designed to deliberately trip people up, make fools of the less respected and call people out.
Rzadko zdarza się, aby była możliwość przeczytania lub usłyszenia informacji na temat warunków pracy w Apple. Wszystko owiane jest tajemnicą i mało kto kwapi się do zdradzenia jakichś szczegółów. Z tym większym zainteresowaniem przeczytałem tekst Bena Farrela, który zwolnił się z Apple i postanowił podzielić się kilkoma spostrzeżeniami związanymi ze swoim byłym już pracodawcą.
Całość ma dość gorzki wydźwięk pokazujący firmę jako bezduszną korporację w najgorszym tego słowa znaczeniu. Przyznaję, że sam nie pracowałem nigdy w takim molochu. Znam jednak spostrzeżenia osób, które są w różych korpo zatrudnione. Specjalnie nie dziwi mnie nacisk i obciążenie psychiczne o którym pisze Ben. Mam jednak wciąż dziwne przeświadczenie, że jest to gorzki list osoby wylewającej żale. Nie ukrywajmy, każdy kto podejmuje zatrudnienie w tak potężnej organizacji musi być świadomy idącego za tym natłoku obowiązku i nieustającej presji mającej „zapewnić odpowiednie słupki w raportach”.
Treść wpisu Bena znajdziecie tutaj. Ciekaw jestem jak wy oceniacie jego spostrzeżenia. Dla każdego pasjonata marki to absolutny „must read”. Myślę jednak, że traktowanie tego tekstu jako wykładni warunków pracy w Apple byłoby krzywdzące. Ostatecznie, każdy kij ma dwa końce.
Niestety Apple jakim widzą go zakochani Klienci marki, to tylko jedna strona medalu. Jestem skłonny uwierzyć w to co pisze Ben, bo znam pewne aspekty „współpracy” z Apple z punktu widzenia resellera i niestety nie jest ona łatwa. Wysoki standard traktowania Klientów nie idzie niestety w parze z wysokim standardem traktowania partnerów biznesowych, którzy jakby nie patrzeć też pracują na słupki w Excelu (tudzież w Numbers).
Każdy kij ma dwa końce a medal dwie strony :) Faktycznie jeśli ktoś myślał, że trafiając do takiej korporacji będzie mógł ściemniać i nieźle na tym wyjść finansowo mógł się zawieść. W każdej większej firmie im niżej w hierarchii tym większa presja. Na kilka tysięcy pracowników, garstka z nich to wizjonerzy, pomysłodawcy, projektanci. Reszta to wyrobnicy. Jak w fabryce. Trzeba naprawdę mieć wiele do zaoferowania by zacząć dobrze i skończyć jeszcze lepiej. Absolutnie nie usprawiedliwiam tu ani Apple ani innych wielkich molochów. Sam nie czuł bym się dobrze w takim towarzystwie (sprawdzone empirycznie). Co innego startup, gdzie garstka osób praktycznie… Czytaj więcej »
Masz we wszystkim rację, tylko wizerunek Apple na zewnątrz, jest niemal nieskazitelny dla zwykłych ludzi. Użytkownicy czy pasjonaci, tacy jak Ty czy ja, wiemy już nieco więcej i wiemy, że na tym wizerunku zdarzają się mniejsze lub większe skazy. Apple to typowa „Love brand”, ludzie kochają ich produkty, firmę, otoczkę, sklepy itd.. Ja też je lubię i dobrze mi się z nich korzysta. Ale widzę obie strony medalu, albo oba końce kija o którym wspominałeś. Moim zdaniem za pięknym fasadą widoczną dla Klienta, kryje się zwykła korposzczurownia dla maluczkich trybików :)
Cóż, aż tak się wielkie firmy od siebie nie różnią :) A co do ludzkiej świadomości to niestety jest jak piszesz. Czy wynika to z naiwności czy ograniczonego światopoglądu, nie wiem. Ale uważam, że skoro ktoś nie zadał sobie trudu by nieco lepiej poznać swoją ulubioną firmę, to nie powinien później w zdziwieniu reagować histerycznie.
Nie dziwi mnie przeczytany artykuł, mimo fascynacji świata byłym szefem apple ja go z usłyszanych opowieści nie lubiłem, mimo że sam posiadam całą gamę ich sprzętu nie chciałbym tam pracować