Wywiady

Legendarni Sadownicy – wywiad z Jaromirem Koppem

Jaromir wspólcześnie

Witamy w kolejnym wywiadzie miesiąca! Dziś, w czwartym odcinku, naszym i waszym gościem jest młody, zdolny i fanatyczny propagator jabłczanych przetworów – Jaromir Kopp, znany szerzej jako Apple Fan Oldboy vel MacWyznawca! :)

Marek Telecki: Witaj Jaromirze, jesteś od długiego czasu mniej lub bardziej aktywny w polskim makowym światku. Kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z Apple, i jak to się w ogóle stało?

Jaromir Kopp: Byłem wtedy użytkownikiem i fanem Amigi. Na giełdzie komputerowej przy Politechnice Wrocławskiej spotykaliśmy się z innymi fanami Amigi. Okazało się, że jeden z nich pracował w firmie poligraficznej właśnie na Macach. Snuł on opowieści o wyskakujących dyskietkach, sieci łączącej komputery i jedno-klawiszowych myszkach. Potem okazało się, że w tej firmie szukają pracowników i… zostałem przyjęty. Tak rozpocząłem przygodę z Maczkami.

MT: Jakie platformy komputerowe były w Twoim kręgu zainteresowań, zanim zająłeś się Makami prywatnie i zawodowo? Czy Przyjaciółka to był Twój pierwszy „grat”, czy wcześniej przygarnąłeś jakiegoś ośmiobitowca?

JK: Zacząłem od ośmiobitowego Atari 800XL. Nie było mnie stać (wtedy uczęszczałem do technikum) poza komputerem nawet na magnetofon do niego (takie były wtedy najpopularniejsze pamięci masowe). Dzięki temu zacząłem sporo programować w Atari BASIC. Potem dorobiłem się stacji dyskietek, ale nadal to programowanie było moim ulubionym zajęciem na komputerze. Na tym ośmiobitowcu nawet można było kompilować programy w C, co jednak nie przypadło mi do gustu. Potem oczywiście Atari ST, ale ktoś zaoferował mi za niego dobrą cenę i gdy nie udało mi się kupić nowego Atari (kolejnego) stwierdziłem, że nie wytrzymam tygodnia bez komputera i nabyłem Amigę 500. „Zakochałem” się w niej. Po pierwszych fascynacjach grafiką i dźwiękiem ponownie zacząłem bawić się w programowanie (Microsoft BASIC dla Amigi, C oraz „kodowanie” dem w asemblerze). Gdy już zacząłem pracować na Maczkach Amiga pozwalała mi na emulację Macintosha w domu (ale nie było to wygodne).

MT: Zdradź czytelnikom jakie urządzenia komputerowe posiadasz i których używasz regularnie. Oraz wymień nazwy programów, bez których nie wyobrażasz sobie normalnego funkcjonowania.

JK: Obecnie mój jedyny komputer do pracy to MacBook Air i7 z 8 GB RAM i 120 GB SSD. Jest jeszcze stary MacBook C2D 2.16 GHz z 3 GB RAM i dyskiem hybrydowym 500 GB, używany już sporadycznie. Poza tym zabytkowy iPad 1 Gen i iPhone 5s. Mam jeszcze iBooka G3 600 MHz i iBooka G4 1.2 GHz, ale uruchamiam je okazjonalnie, by pokazać gościom jak sprawne są stare komputery Apple.
Z programów na OS X to najczęściej uruchamiam: Apple Mail, Safari, FimeMaker Pro Advanced 11, XCode, RapidWeaver, TextWrangler i TextMate oraz poczciwy TextEdit. Często iMovie i Keynote, rzadziej resztę pakietu iWork.
Na iOS (iPhone): Poza systemowymi (głownie: Mail, Safari, Mapy, Przypomnienia i Kalendarz) to własny kalkulator (mój pierwszy program na iOS) QSCalcRPN. Na rower (takie drugie hobby): Wahoo Fitness oraz Strava, do innych aktywności: RunKeeper, Pact dla motywacji, techBASIC, społecznościowe Twitter i Facebook, iMovie (czasem szybciej można zmontować film w iPhone), programy do obsługi banków, MetaTrader, Withings…

MT: Twój stosunek do pecetów jest dość jasny :) Czy taki nonkonformizm spowodował, że byłeś postawiony w niezręcznej, czy wręcz kłopotliwej sytuacji? Czy pamiętasz jakieś przygody, których wspomnienie wywołuje Twoje rozbawienie?

JK: W zasadzie całe życie udawało mi się unikać PeCetow. Nawet jak pracowałem jako sprzedawca Apple w „PeCetowej” firmie to Windowsa (3.11) do księgowości uruchamiałem na PowerMac 6100 wyposażonym w sprzętowy emulator PC Houdini (Apple DOS Compatibility Card – przyp. MT). W czasach systemów klasycznych niejednokrotnie nie było łatwo, bo wiele plików miało inne formaty i trzeba się było nagimnastykować z konwersją (choćby polskie znaki w innych standardach). Ale nigdy nie było tak, aby się czegoś nie dało zrobić. Inne zalety pracy na Maczkach rekompensowały te niezbyt wielkie niedogodności. Wszystko zależało od podejścia. Jakichś większych problemów czy stresów nie pamiętam poza jednym. Ówczesne Maczki miały jeszcze stacje dyskietek. Stacje były oczywiście bez guzika, bo wyjmowanie dyskietki następowało przez nałożenie jej ikonki na ikonkę śmietnika na Biurku (napęd sam wysuwał dyskietkę). PowerMac 6100 miał pewną wadę projektową: wyłącznik zasilania był pod stacją dyskietek. To powodowało, że PeCetowcy chcąc wyjąć dyskietkę często wyłączali mi komputer! Musiałem zaklejać ten włącznik, gdy zbyt wielu PeCetowców kręciło się w pobliżu.

MT: Prowadziłeś i chyba wciąż to robisz, własną firmę-sklep. QART Serwis, prawda? Jak wyglądała Twoja współpraca z SADem, czy możesz jako ówczesny reseller (bo chyba taki status wtedy miałeś) rzucić trochę światła na metody działania, zalety i wady takiej kooperacji? Co stwarzało najwięcej problemów: dostępność towarów, warunki finansowe, pozyskanie klienta, itp.? Dziś w wielu miastach funkcjonują różne sklepy ze sprzętem Apple, komputery są dostępne nawet w marketach, ale kilkanaście lat temu było inaczej.

JK: Najpierw pracowałem w firmach, które współpracowały z SAD’em. Sam pod własnym szyldem zaopatrywałem się w Maczki do odsprzedaży u większych zaznajomionych reselerów np. w Cortlandzie czy USE (teraz też Cortland). Z pozyskaniem klienta nie było większych problemów bo obracałem się w odpowiednim środowisku. Czasem większe problemy sprawiała właśnie dostępność, zwłaszcza nowości. Marże też nie były zadowalające. Wtedy nie było iPhonów, dopiero co pojawiły się iPody więc sprzęt Apple nie był specjalnie popularny „pod strzechami”, a większość prywatnych użytkowników komputerów Apple znała się nawet w takim mieście jak Wrocław.

MT: Miałeś kontakt z jakimiś interesującymi, znanymi osobistościami podczas swojej dotychczasowej maczkowej aktywności zawodowej?

JK: W zasadzie to największe wrażenie wywarło na mnie spotkanie z programistą, który pracował bezpośrednio w siedzibie Apple w Cupertino, a pochodził z Opola. W bardzo oryginalny sposób trafił do Apple. Spotkaliśmy się z nim podczas jednego z MacWro organizowanego przez Zbyszka Pilipa. Ten programista sam się do nas zgłosił bo chciał spotkać polskich MacUserów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

MacWyznawca i wehikuł czasu ;) Jaromir w 1989 i 2009 roku.

MT: Możesz zdradzić jak ten programista z Opola trafił do Apple?

JK: Kolega był chemikiem po Wrocławskiej politechnice. Wyemigrował do Niemiec i tam pracował w dużym koncernie chemicznym. Miał w domu Macintosha, nabył książkę dla programistów Apple: „Inside Macintosh” i zaczął programować. Gdy koncern zamknął jego oddział i stał się bezrobotnym trafił na targi komputerowe, gdzie na pewno znana starszym Mac Userom firma z branży multimediów i tworzenia prezentacji[!] – Astarte (ta od Toast do nagrywania CD/DVD) – poszukiwała programistów. Zgłosił się i został przyjęty. Rozpoczął pracę przy programie do tworzenia płyt DVD. Niedługo potem Apple chcąc rozbudować swój pakiet Final Cut o program do płyt DVD, przejęła dział Astarte zajmujący się tym oprogramowaniem i wszyscy programiści dostali propozycję zatrudnienia w siedzibie przy Infinite Loop 1 w Cupertino. Miał okazję osobiście poznać Jobsa, którego biura mieściły się jakieś dwa piętra nad działem „DVD”.

MT: Co stanowi Twoje obecne zajęcie? Jesteś człowiekiem wszechstronnym i zauważyłem, że piszesz programy dla systemów OS X / iOS, dłubiesz w elektronice sterowanej iUrządzeniami, itp. Traktujesz te działania hobbystycznie, czy jako źródło dochodu i kierunek obrany na przyszłość?

JK: Troszkę handluję akcesoriami komputerowymi, w tym oczywiście do urządzeń Apple. Napisałem w FileMakerze program do wystawiania faktur na Maczka: Faqt (już w 2008 roku) i piszę własne drobne programy na iOS. „Elektroniczne zabawki” traktuję raczej zabawowo, tego dopiero się uczę. Byłbym zadowolony gdyby udało się utrzymać z własnych programów na iOS i OS X i staram się dążyć do tego. Mam sporo jeszcze niezrealizowanych pomysłów ;-)

Jaromir-x1

PowerBook Titanium i MacBook White (2002 r.)

MT: A’propos niezrealizowanych planów odnośnie programowania, pracujesz nad jakimś projektem? Program na Maca czy iOS? Jakie przeznaczenie?

JK: To jeszcze tajemnica ;-) Jeden z pomysłów, to coś spokrewnione z socjal-mediami (ale nie za blisko) oraz tyczące się trochę kontaktów międzyludzkich. Na razie tyle musi wystarczyć. Jestem na etapie planowania i zaczynam tworzyć „prototyp”, bo projekt jest dość duży i raczej jedna osoba całości nie podoła. Będzie trzeba poszukać inwestora lub chętnych do współpracy. Drugi pomysł (równie tajemniczy) jest z tematu lokalizacji przy użyciu Bluetooth. Jest teraz na etapie „rozpiski zadań” i sprawdzania co i jak da się zrobić. Też ma to być „grubsza sprawa”. Oba projekty będą realizowane najpierw na iOS ale i na OS X mają rację bytu (zwłaszcza ten pierwszy). Potem (po jakimś czasie) nie są wykluczone inne „wraże” platformy (sorry Winnetou, business is business ;-)).

MT: Co najbardziej cenisz w jabłuszkach? Które rozwiązania stawiasz wysoko nad konkurencją, a co Cię najbardziej w produktach Apple irytuje?

JK: To dla mnie trudne pytanie… przez te 22 lata użytkowania po prostu przywykłem. Najbardziej podoba mi się prostota i w urządzeniach, i w oprogramowaniu. Brak przełączników, diodek czy innych wihajstrów, które do szaleństwa doprowadzają mnie przy sporadycznych kontaktach ze sprzętem windowsowym. Niezawodność systemów opartych na „unixowych” podstawach, łatwość i intuicyjność obsługi przy jednoczesnej możliwości grzebania (w OS X jak ktoś się nie boi terminala). Choć teraz od nadmiernego grzebania już odwykłem. Wspaniały jest też brak konieczności przeinstalowywania systemu co jakiś czas, aby lepiej działał. Sam od lat przenoszę system z komputera na komputer tylko aktualizując. No i teraz coraz większa spójność systemu „stacjonarnego” i „mobilnego” od Apple.
Po prostu urządzenia od Apple są piękne i jak na swoją (dla niektórych wysoką) cenę bardzo wydajne i sprawne. A! I jeszcze bardzo bogaty pakiet oprogramowania jakie dostajemy w cenie komputera, iPhona czy iPada. Tego się nie spotyka nigdzie poza Apple.

MT: Jak oceniasz Apple na przestrzeni dziejów? Czy bez Steve Jobsa firma straciła swój charakter?

JK: Muszę zaznaczyć, że ja rozpocząłem przygodę z Apple jakieś 7 lat po tym jak Jobsa „wylali z roboty”. Apple wtedy fascynował swoimi produktami (choć potrafił wypuścić nawet 50 modeli komputerów jednego roku, robił drukarki, skanery, monitory i modemy) ale przynosił ogromne straty. Jobs został wykupiony wraz z systemem NeXTStep w momencie, jak napisanie nowej wersji systemy Apple nie powiodło się (jakoś 1997 r.). Jobs zrobił porządek ograniczając strasznie rozbudowane linie produktów Apple i dokonując bardzo ostrej selekcji pomysłów oraz stawiając wysoko poprzeczkę jak na początku działalności Apple. Ale on nie jest niezastąpiony i Apple radzi sobie dobrze również 3 lata po jego śmierci. Choć ostatnio jedna rzecz mnie „przestraszyła”. Po ostatniej prezentacji nowych iPadów zprzerażeniem zauważyłem, że jednocześnie w sprzedaży jest ich aż 5 modeli (plus warianty kolorystyczne, pojemnościowe i modemowe). Coś jak kiedyś z tymi 50 modelami komputerów… ;-)

arple

MT: Również pamiętam ten rok, kiedy co dwa tygodnie wręcz pojawiał się nowy model Maca, niespecjalnie zresztą wnoszący wiele nowego, za to różniący się drobiazgami, które powodowały iż ew. serwisowanie wiązało się z większymi wydatkami, ze względu na udziwnienia i tworzenie kolejnych pseudostandardów ;) Nie nadążali prawie drukować uaktualnianych Arpli :P Pamiętam też wewnętrzne materiały przedstawiające założenia Coplanda, oraz zabawy z BeOSem. Jaki jest/był Twój punkt widzenia na te próby stworzenia nowego systemu? I jak oceniasz Mac OS Classic oraz OS X w porównaniu z genialnym (jak na tamte czasy), przejrzystym i elastycznym Amiga OS?

JK: Mam jeszcze kilka Arpli w kolekcji ;-) jakoś z 1994 i 95 roku. BeOSem bawiłem się bez entuzjazmu większego ale Amiga OS to co innego, używałem go ponad 5 lat. Miał sporo przewag nad klasycznym systemem. Choćby multitasking znacznie lepszy (bo z wywłaszczeniem) ale też bez ochrony pamięci, więc awaria jednego programu mogła (choć nie musiała) wyłożyć cały system. W końcu Amiga OS był oparty na systemie TRIPOS który powstał na minikomputery (takie co to zajmowały cały pokój) PDP-11. Ówczesny system Apple (System 7) nie potrafił „podbierać” czasu uruchomionym aplikacjom i programy „same” decydowały ile czasu mogą oddać innym (oczywiście w dużym uproszczeniu). Ale za to system Apple był znacznie bardziej poukładany i pewniejszy w działaniu nie wspominając o ilości dostępnych aplikacji. Trzeba jeszcze zauważyć, że Amiga znacznie przed Apple w swoich systemach miała język skryptowy do sterowania aplikacjami (ARexx) odpowiednik późniejszego Apple Script, oraz system lokalizacji aplikacji, którego Apple doczekał się dopiero w systemach X. Czyli za czasów istnienia Commodore system Amigi był nowocześniejszy ale nawet dalej rozwijany jako MorphOS nie dogania OS X. System OS X jest naprawdę dopracowany, elastyczny, bezpieczny i wygodny. Wiemy jak łatwo można go przystosowywać do różnych platform. Najpierw działał na PowerPC, teraz Intelach, a pod postacią iOS również ARM (choć przeczuwam, że Apple już ma wersję OS X na procesory ARM i potajemnie rozwija je w swoich laboratoriach). iOS to też przecież OS X tylko ciut okrojony i z innym interfejsem – środeczek ma prawie taki sam.
Podsumowując: mile wspominam czasy Amigi ale już bez sentymentów ;-)

MT: Poza prowadzeniem bloga udzielasz się gdzieś jeszcze w sieci? Planujesz dotrzeć do większego grona odbiorców?

JK: Poza MacWyznawca.pl piszę czasem dla Apple-User.pl i biorę udział w podcastach: Pear 2 Pear czyli w cieniu gruszy oraz w Jabłeczniku. Nie stornię też od gościnnego udziału w innych projektach.

MT: Chciałbyś coś przekazać czytelnikom applesauce na koniec? :)

JK: Nie dajcie się przekonać, że produkty Apple są zbyt drogie. Jak się dobrze policzy to często wychodzą taniej lub „konkurencja” nie jest w stanie zaproponować odpowiednika (sprzętowego).
Mam też „apel” do „starej gwardii” applowskiej. Coraz częściej słyszę wśród moich rówieśników (stażem jako Apple User) narzekania, że Apple schodzi na psy bo nakłada ograniczenia na użytkownika, ogranicza możliwość używania sprzętu itp.. Nie bądźcie zgryźliwymi tetrykami ;-) przypomnijcie sobie boje z SCSI, dziwnymi gniazdkami, AAUI, nietypowym formatem plików (data fork, resource fork), gniazdami ADB czy modemowo-drukarkowymi. Teraz to dopiero mamy swobodę! ;-)

MT: Dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów!

JK: Wzajemnie! I również dziękuję!

Poprzednie wywiady:

Legendarni Sadownicy – wywiad z Grzegorzem Kaźmierczakiem

gk-photo

Zapraszamy do kolejnego wywiadu, który wyjątkowo swoją premierę ma na początku miesiąca. Do tej pory mieliśmy przyjemność przedstawić sylwetki osób mających bezpośredni wpływ na wprowadzenie komputerów Apple do Polski. Dziś, dla odmiany rozmawiamy z osobą, która z Maków korzysta zawodowo od wielu lat – naszym gościem jest Grzegorz Kaźmierczak: poeta, autor tekstów, wokalista i lider zespołu Variété, oraz producent muzyczny.

Marek Telecki (MT): Witaj Grzesiu. Nasz pierwszy kontakt miał miejsce wieki temu. O ile mnie pamięć nie zawodzi, pracując jeszcze w firmie S.O.S., pomagałem Ci wtedy rozwiązać problemy z komputerem PowerMacintosh G3 (tzw. „szarak”) oraz oprogramowaniem Avid Pro Tools. I miało to miejsce w Twoim studio nagraniowym w Bydgoszczy. Pracowałeś wtedy jeszcze na klasycznym Mac OS. Pamiętasz tę sytuację?

Grzegorz Kaźmierczak (GK): Było tak na pewno, ale jakiego konkretnie problemu dotyczyła Twoja pomoc już nie pamiętam, Były to czasu początków Pro Toolsa i maszyny bywały jeszcze zbyt słabe.

protools10-ui

MT: Jeśli się nie mylę nadal pracujesz na Maczkach. Zdradzisz nam swoją aktualną konfigurację sprzętu i oprogramowania, która stanowi podporę nowego warszawskiego studia? Nadal podstawowy software to Pro Tools czy może Logic Pro X?

GK: Oczywiście dalej jest to Pro Tools (wersja 10), a moim głównym komputerem jest MacBook Pro (procesor i7), który łączę poprzez port Thunderbolt z interfacem Universal Audio Apollo. Jest to fantastycznie brzmiący i do tego bardzo poręczny i mobilny zestaw. Poza Pro Toolsem mam oczywiście Logica, który jest chyba nadal dostępny tylko na Maka, To dobry program dla muzyków, ale jeśli chodzi o realizację, ergonomię pracy oraz szybkość i wygodę edycji Pro Tools nie ma konkurencji, po za tym jest to standard we wszystkich studiach nagraniowych świata.

apollo_front_sq

MT: Trywialne, choć myślę zasadne pytanie: dlaczego Apple? Jaką przewagę według Ciebie ma ta platforma na alternatywami w postaci Windows/Linux? Pytam, ponieważ Maki przez lata były postrzegane głównie jako bezkonkurencyjne stacje graficzne/DTP. A Ty działasz w branży muzycznej.

GK: Maki są nadal bardziej niezawodne i prostsze w obsłudze (Windows 8 – brrr…!) Choć muszę powiedzieć – aby oddać sprawiedliwość – że pracuję również w Dzień Dobry TVN jako realizator dźwięku postprodukcji, oczywiście na Pro Toolsie, ale uwaga! – na PC-cie. Są tam jednak poważne maszyny HP Z800, których cena jest porównywalna z Makami Pro, poza tym są systematycznie serwisowane, mamy również 24 godzinną pomoc informatyczną wewnątrz firmy. No i muszę powiedzieć, że ten sprzęt jest równie niezawodny.

MT: Czy po za rejestrowaniem i obróbką dźwięku, sprzęt z nadgryzionym jabłuszkiem wspomaga Cię i Twój zespół np. podczas koncertów? Jeśli tak to w jakim zakresie?

iTrack_Dock

GK: Tak, używam na scenie MacBooka Pro, z którego wypuszczam dodatkowe ślady instrumentalne oraz ślad klika dla perkusisty. Poza tym używam iPada mini, jako modułu brzmieniowego (jest umieszczony w stacji dokującej Focusrite iTrack Dock). Korzystam przede wszystkim z fantastycznego syntezatora Animoog, dostępnego tylko na iPada.

MT: Czy reszta „załogi” Variete również preferuje jabłka? Możesz wskazać innych muzyków czy znane Ci osoby w branży, które swój warsztat pracy opierają na Macach?

GK: Właściwie wszyscy znani mi muzycy, którzy korzystają z komputerów na scenie używają Maków, obecnie są to przede wszystkim laptopy MacBook Pro.

MT: Ciekaw jestem, czy przez te wszystkie lata próbowałeś, czy choćby myślałeś o zmianie platformy? Wiele osób uważa, że Maki są zbyt drogie i inwestycja w taki sprzęt nie ma sensu.

GK: Na scenie, tak jak i w studiu, liczy się przede wszystkim niezawodność. I wydanie kilku tysięcy więcej na pewno nie należy do przyjemności, ale w zamian zyskuje się pewność, że komputer nie zawiesi się w środku piosenki podczas koncertu przy pełnej widowni. Chociaż mówiąc szczerze znam przypadki, że i Maki zawodziły.

variete_on-stage

MT: Czy obecny „park maszynowy”spełnia wszystkie Twoje wymagania i oczekiwania? Planujesz zmiany bądź rozbudowę?

GK: Na razie jest ok, choć oczywiście cudów nie ma i jeśli w czasie miksowania piosenki zapnie się na śladach jakąś monstrualną ilość plug-inów to zdarzają się niespodzianki. Choć Pro Tools, kiedy nie daje już rady, ma cudowną cechę, że wyświetla komunikat, że właśnie nie daje już rady i prosi żeby nazwać i zapisać sesję, a dopiero później się wywala. Nigdy nie robi tego bez ostrzeżenia.

MT: Jak oceniasz popularność marki Apple w naszym kraju i zagranicą (często koncertujesz, więc masz porównanie)?

GK: Maki są podstawowym komputerem muzyków i realizatorów na świecie. PC-ty na scenie i w studiu spotyka się bardzo rzadko.

MT: Na koniec chciałbym spytać jak Variete zostało przyjęte przez publiczność po reaktywacji? Macie więcej starych czy nowych fanów? Czy więcej czasu poświęcasz własnemu zespołowi, czy spędzasz w studio nagrywając materiał innych? Pracujesz z zespołem nad nową płytą?

variete-piosenki

GK: Reaktywacja to niewłaściwe określenie, gramy cały czas, ale faktycznie po ostatniej płycie Piosenki kolonistów, która ukazała się w listopadzie zeszłego roku zrobiło się dużo szumu wokół zespołu. Zagraliśmy tego lata na większości dużych festiwali w Polsce, graliśmy w Rzymie, Wilnie etc. Płyta i koncerty zostały świetnie przyjęte, no i zaczynamy powoli myśleć o kolejnym wydawnictwie.

MT: Dziękuję Grzesiu za rozmowę i życzę wielu sukcesów artystyczych. Przy owocnym (i w zasadzie owocowym) udziale nadgryzionych jabłuszek!

GK: Dziękuję bardzo.

MT: Wszystkich zainteresowanym zapraszamy do odwiedzenia witryny zespołu Variete, fanpageprofilu Grzesia na facebooku i zapoznania się z twórczością naszego gościa.

Poprzednie wywiady:

Legendarni Sadownicy – wywiad z Adamem Sikorskim

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ten artykuł będzie – mam nadzieję – zaczątkiem dłuższego cyklu. Cyklu, w którym osoby może niekoniecznie wam znane, będą dzielić się wspomnieniami z dawnych czasów, które nierozerwalnie były powiązane z Apple. Wypowiedzą się na wiele różnych kwestii: Dlaczego Mac? Jak platforma Apple usprawnia moją pracę? Jak się odnajdują we współczesnym jabłkowym świecie? I wiele, wiele innych. Zapraszamy!

Marek Telecki (MT): Witaj Adamie.

Adam Sikorski (AS): Witaj.

MT: Jesteś osobą, która na rynku Apple w Polsce działa od bardzo długiego czasu, prawda?

AS: Z tego co pamiętam, zanim ja usiadłem do Maków w Polsce było kilka osób, dosłownie kilka: Kuba Tatarkiewicz, Bogdan Jędrzejczyk, Czesiu Niemen i może ktoś tam jeszcze, którzy pracowali na tych komputerach w ogóle. Natomiast był taki moment, 1990 rok gdzie komputery te miały trafić do sprzedaży masowej. Więc to naprawdę zamierzchłe czasy i można powiedzieć, że od tych pierwszych sprzedawanych kartonów moja przygoda z Makami się zaczęła.

MT: Właśnie, jak wyglądało Twoje pierwsze zetknięcie z komputerami Apple?

AS: To bardzo ciekawa historia jest, ponieważ po studiach pracowałem w pewnej firmie, gdzie kolega zaproponował mi żebyśmy zrobili taką prywatną szkolę komputerową. Przygotowaliśmy lokal, wszystko fajnie, zwolniłem się z etatu po czym okazało się, że ten lokal znajduje się w miejscu gdzie miasto podniosło czynsz 2-3 razy i musieliśmy zrezygnować. Ja zostałem bez pracy i zacząłem szukać, rozpytywać po ludziach. Kolega, Wiktor Żwikiewicz (który zresztą później robił wiele rzeczy graficznie na Makach), którego znałem z klubu fantastyki zadzwonił do mnie z informacją “Szukamy kogoś, kto się zajmował komputerami wcześniej. Coś wiesz o Makach?” – “nie mam pojęcia co to jest w ogóle” – odpowiedziałem. “A postscript?” – “no o postscripcie coś tam słyszałem”. Poszedłem więc na spotkanie, okazało się że mój były nauczyciel (niecałe dwa lata starszy ode mnie) Grzegorz Grosskreutz mnie przyjmował wtedy, zadał serię pytań, na które pisemnie musiałem odpowiedzieć. Odnośnie wspomnianego postscriptu to ciekawe były odpowiedzi innych kandydatów, np. “postcript to jest taki system sterowania myszką” [śmiech]. Byłem więc jedyną osobą, która coś w tym temacie wie, więc z klucza mnie wzięli, a ja nic nie wiedziałem o Makach… To był gdzieś październik, listopad 1990 roku.

MT: Czy później rozwinięciem idei, która przyświecała tamtym osobom był Madland?

AS: Tak, tzn. taką ideę fix aby wprowadzić Maki do Polski miał Bogdan Jędrzejczyk, człowiek który wcześniej sporo jeździł po świecie i miał do czynienia z tymi komputerami. I chciał na bazie biznesu, który prowadził w Polsce stworzyć przedstawicielstwo Apple. To był w zasadzie początek choć zaczynaliśmy od takich rzeczy jak naświetlarki, które z Makami działały mieliśmy małe studio graficzne, ale w zamyśle było to wszystko po to byśmy się z tym sprzętem oswoili i ostatecznie mogli stanowić wsparcie zaplecza biznesowego tego przedstawicielstwa, które miało powstać.

MT: Czy w tym czasie obowiązywał jeszcze COCOM? Potrzebne były zezwolenia na ten sprzęt?

AS: Tak, choć nie na wszystkie urządzenia. Pierwszy komputer jaki bardzo dobrze pamiętam, na którym pracowałem, Macintosh IIfx musiał mieć specjalne pozwolenie COCOMu właśnie i musiała być jawna informacja gdzie on stoi.

MT: Czyli sprzęt, na którym pracowaliście był nabyty oficjalnymi kanałami?

AS: Tak, tak! To było wszystko załatwiane oficjalnie. Były rozmowy z Apple o przedstawicielstwie, zresztą uwieńczone sukcesem, bo to przedstawicielstwo powstało później, w roku 1991. Nie była więc to szara strefa, prywatna inicjatywa tylko normalny biznes, który miał funkcjonować.

MT: Czy ta Wasza pierwsza firma nazywała się Madland?

AS: Nie, to zresztą też długa historia, ponieważ pierwszy pomysł na nazwę firmy to było Jabłko. Już mieliśmy wizytówki z taką nazwą ale się okazało, że dla amerykanów jest to zbyt dosłowne tłumaczenie Apple i oni nie pozwalają na to. No i powstał Sad jako centrala, natomiast Madland był pierwszym detalicznym sprzedawcą. Sad był partnerem biznesowym Apple czyli IMC (Independent Marketing Center) a Madland VAR (Value Added Reseller). Sad prowadził sam tylko duże kontrakty, np. dla szkół, centralne rzeczy.

Madland

MT: Czy od samego początku było tak, że Sad był w Warszawie a Madland w Bydgoszczy, czy obie firmy były najpierw w Bydgoszczy?

AS: Nie, nie tak. Najpierw było przywiezionych do Bydgoszczy kilka komputerów przeznaczonych do nauki i zapoznania się. Od spraw technicznych, postscriptu, programów byłe w zasadzie tylko ja. Grzegorz Grosskreutz zajmował się innymi rzeczami, jak bazy danych. W naszym małym studio graficznym przygotowaliśmy kilkanaście projektów w oparciu o ten sprzęt makowy już (pierwszy raz wtedy widziałem skaner [śmiech]). Była naświetlarka, drukarka laserowa, którą we trzech się nosiło bo nie była taka leciutka. I to był taki przyczółek by się tego sprzętu nauczyć. Jednocześnie były prowadzone rozmowy z Applem i gdy udało się je sfinalizować zapadła decyzja, że w Warszawie powstanie centrala, studio w Bydgoszczy nadal będzie funkcjonować jako osobny organizm. Przy czym całe to zaplecze studia przez pierwsze miesiące siedziało w stolicy i pomagało zorganizować i uruchomić to przedstawicielstwo. Natomiast Madland powstał później, po ustanowieniu przedstawicielstwa, gdzieś w drugiej połowie 1991 roku.

MT: Jak się zatem nazywało to studio?

AS: Studio najpierw nazywało się MadMac potem ktoś uznał, że Apple znów może się czepiać słowa “Mac” w nazwie, ktoś inny więc wymyślił MadPear (Szalona Gruszka) ale się nie przyjęło i został na końcu Madland. I cztery lata firma pod taką nazwą funkcjonowała. Czyli firma Madland miała studio graficzne (i mały oddział handlowy) pod tą samą nazwą w Bydgoszczy, oraz główny, duży oddział handlowy w Warszawie. Później jeszcze powstał mały oddział handlowy w Poznaniu.

MT: Czy Twoja współpraca w Sadzie ograniczała się do tego okresu “rozruchowego” a główne działania prowadziłeś w Madlandzie?

AS: Ja miałem stosunkowo niewielkie kontakty w Sadzie, później – pamiętam – była akcja, zestaw specjalny dla prawników i myśmy z Piotrem Wesołowski wtedy się zadeklarowali, że możemy prowadzić tę sprawę i to był taki większy bezpośredni kontakt z Sadem. Był kontrakt między Sadem a naszą firmą, którą już wtedy wspólnie prowadziliśmy (S.O.S. s.c.). Generalnie, co było potrzeba to Sad zlecał Madlandowi, no a tutaj w Madlandzie to już sobie dzieliliśmy pracę, bo już tych ludzi technicznych potem było coraz więcej.

MT: O ile dobrze pamiętam, byłeś odpowiedzialny za makową wersję programu SuperMemo?

AS: A tak, rzeczywiście, ale to już dużo później. Bardzo prężnie działająca w swoim czasie firma SuperMemo World chciała wydać wersję na Maka i już nie pamiętam czy oni się do nas zwrócili czy ja do nich, czy ktoś inny. W każdym bądź razie padło na to, że możemy taki projekt zrobić. Było to chyba 1995 rok, w zasadzie końcówka firmy Madland, która zniknęła bodajże w 1996 roku. A w 1995 roku my, tzn. ja z Piotrem Wesołowskim, byli pracownicy Madlandu, założyliśmy własną firmę, która się nazywała S.O.S., i część spraw madlandowych, w tym wersję makową SuperMemo przejęliśmy. I rzeczywiście ja ten program pisałem od początku, chociaż szczerze mówiąc no to była trochę partyzantka. Ludzi, którzy pisali na Maka w Polsce można było wtedy na palcach jednej ręki policzyć. To była taka samoróbka, bo sam się wszystkiego uczyłem i nie można powiedzieć by to był jakiś bardzo profesjonalny program. Był, działał, robił to co trzeba rzeczywiście, nauka była, ale w żadnym stopniu dziś nie byłbym z tego programu zadowolony. Wszystko w zasadzie do poprawki, co tam zrobiłem się kwalifikuje [śmiech]. Jako ciekawostkę dodam, że logo tego programu stanowiło nadgryzione serduszko, stylizowane na jabłko Apple.

SuperMemo

MT: Kwestia wprowadzenia Maków na polski rynek, jak przypominasz sobie, co stanowiło największy problem? Czy obwarowania COCOM czy jakieś inne?

AS: Powiem tak, ja mało pracowałem przy tym od strony handlowej, głównie od strony technicznej więc największą barierą była nieznajomość platformy, zresztą do dzisiaj jest. Jest oczywiście lepiej, bo są iPhone’y, ale i tak z tego co widzę system operacyjny jako taki jest bardzo słabo znany ludziom, mówią – “a ty masz jakieś dziwne windowsy”. Wtedy to w ogóle była masakra pod tym względem, bo nikt nie wiedział. Tam był DOS i koniec i właściwie tylko to się liczyło, Maki to był zupełnie inny świat i naprawdę niewielka grupa ludzi wiedziała cokolwiek. Głównie były to osoby, które wcześniej pracowały na stacjach Silicon Graphics, nawet wiem że robiliśmy pokazy w Gdańsku na Akademii Sztuk Pięknych zdaje się czy podobnym wydziale. Czyli głównym problemem było to, że trzeba było ludziom wytłumaczyć co to w ogóle jest. Tak więc była tutaj duża praca do zrobienia w sensie edukacyjnym powiedzmy, żeby ten rynek powstał dopiero.

MT: Mac był pierwszym komputerem ze spolszczonym systemem operacyjnym, tak?

AS: Tak, wejście Maka do Polski było od zera robione z takim bardzo profesjonalnym podejściem. Pamiętam jak dziś, gdy Bogdan Jędrzejczyk pokazywał nam po podpisaniu wstępnych porozumień z Apple: “Proszę bardzo, tu macie plan jak co wprowadzamy”. Jaka jest ścieżka krytyczna, które działania trzeba wykonać najpierw, które potem, jak lokalizacja będzie przebiegała, ilu ludzi potrzeba – to wszystko mieliśmy rozpisane. W momencie, kiedy Apple zdecydował się tutaj wejść, był komplet dokumentacji potrzebnej do spolszczenia systemu. Jedną z osób, które wykonywały tłumaczenie był właśnie Grzegorz Grosskreutz, prowadził też nad tym nadzór. O, ciekawostka a’propos tłumaczenia: router pierwotnie jak po polsku się nazywał? Dróżnik [śmiech]. Szukano takich bardzo polskich wyrazów, nie zawsze to się dobrze udawało…

MT: Czy właśnie to, że system był po polsku pomogło w popularyzacji komputerów Apple?

AS: Tak, to bardzo pomogło, to wielu ludzi przekonywało. Niestety prawda jest taka, sam system to niewiele, spolszczone muszą być też programy. Na systemie, fajnie, można nauczyć się obsługi komputera, ale na tym się nie popracuje. Musi być edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, itd. I to się troszkę później urodziło, jednym z takich pierwszych pakietów był Great Works, też całkowicie po polsku, z grubym podręcznikiem po polsku. Teraz to nie wydaje się takie niezwykłe, ale wtedy to było naprawdę wyjątkowe ponieważ rzadko w Polsce kupowano legalnie oprogramowanie, najczęściej były kopiowane, natomiast podręczniki do tych programów tłumaczył pan Bielecki, który tak naprawdę tłumaczył podręczniki wydawane przez inne firmy. Kwestia praw autorskich nie funkcjonowała tak jak dziś, więc program zdobywało się jak kto mógł, a podręcznik był tłumaczony i wydawany przez niezależne wydawnictwa. Tutaj nie było takiej partyzantki ponieważ wszystko było robione profesjonalnie, producent dawał pełne materiały, przedstawiciel miał obowiązek zrobić lokalizację systemu, programów, podręczników. My jeszcze później różne książki dotyczące Maków pisaliśmy po kawałku, każdy jakiś rozdział dodawał od siebie.

MT: Miałeś też epizod z tworzenie programów dla iPhone.

AS: A tak, miałem ale to już dużo później, zresztą o tym doskonale wiesz, bo żeśmy to razem robili [śmiech].

PSiP2

MT: Ja znam przyczyny dlaczego zaniechałeś tego, natomiast czy rozważasz powrót do tematu – biorąc pod uwagę np. Swift, zaprezentowany przez Apple na WWDC?

AS: Powiem tak, gdybym miał nowo wybierać ścieżkę zawodową to na pewno chciałbym być programistą, bo to jest to co bardzo lubię robić. Natomiast od czasów, kiedy byłem dobrym programistą (czyli początek lat 90-tych) tyle rzeczy się zmieniło a ja w tym nie uczestniczyłem, nie miałem na bieżąco tej wiedzy uzupełnianej i w tej chwili nie byłbym absolutnie w stanie tego dobrze zrobić. To właśnie spowodowało, że zarzuciłem pisanie na iPhone, bo wymagało to jeszcze wiele nauki ode mnie. Poświęciłem mniej więcej półtora roku nauki aby opanować to na tyle by udało się te programy stworzyć – coś tam się udało jak wiesz. Wydaje mi się że to dużo za mało jeszcze…

MT: W tej chwili zajmujesz się zupełnie czym innym, ale do tej pory pozostałeś wierny platformie, tak?

AS: Tak, w zasadzie od kiedy pierwszy raz zasiadłem przed Macintoshem, to do dziś wykonuję wszystkie prace tylko na Makach. Mam gdzieś jakiegoś peceta w domu, ale tylko z uwagi na kilka aplikacji, występujących tylko na platformę Windows (ZUSowskie, itp.) i niektóre gry, które nie ukazały się na Maka. Ilość oprogramowania na PC ciągle jest większa niż na Maki, choć to już tak nie boli.

MT: Chyba sporo masz tych Maków i to z różnych epok?

AS: Jeśli policzyć wszystkie łącznie z tymi, które teściom postawiłem, to na pewno kilkanaście. Aktualnie aktywnie działających jest sześć. Od G4-ki, której używam, bo mam Photoshopa na PPC do Maca mini na Intelu (jeden z pierwszych modeli).

MT: A jeśli chodzi o urządzenia pracujące pod iOS?

AS: Tylko iPhone. Był jeszcze iPod touch, ale to też zabawna historia bo najpierw miałem zupełnie pierwszą wersją iPoda, biały klasyczny (ze złączem FireWire) , i używałem go bardzo często jako dysk zewnętrzny. Bardzo sobie to rozwiązanie chwaliłem. Dysk jak dysk, 1.8” zdaje się, po kilku latach zaczął niedomagać. Więc stwierdziłem, że sobie kupię nowszą wersję iPoda i się zdziwiłem, że w tak samo prosty sposób nie dało się go używać jako dysku przenośnego. Po około dwóch miesiącach walki trafił do szuflady, ale w końcu znalazł bardzo dobre zastosowanie, ponieważ mój teść, który jest połowicznie sparaliżowany dostał go kiedyś ode mnie tak, do obejrzenia. I jak go dostał do ręki to nie wypuścił do dzisiaj, po prostu jedną ręką sobie bardzo dobrze radzi z tym urządzeniem, obsługuje cały czas. Dziś ma co prawda nowszą wersję, ale ten sam mechanizm. Zatem iPod touch znalazł sobie u nas w domu zupełnie inne miejsce niż było planowane.

MT: To, że wtedy nie udało się podłączyć dysku iPoda touch do komputera było zdaje się wynikiem tego, że nie było jeszcze sklepu App Store, a co za tym idzie, oprogramowania pozwalającego na taki manewr.

AS: Tak, ale nawet dziś nie da się chyba uruchomić Maka z dysku iPoda. Przynajmniej ja nie znam takiej możliwości. A tego pierwszego iPoda właśnie w ten sposób między innymi używałem, miałem awaryjny (ratunkowy) system.

MT: A masz jeszcze tego pierwszego iPoda?

AS: Mam, ale on jest rozebrany bo w nim grzebałem aby dysk wymienić.

MT: Bo są sposoby, wymiany wewnętrznego dysku na kartę pamięci…

AS: Tak, też o takiej możliwości słyszałem. Ja zresztą nawet odpowiedni dysk zakupiłem ale jak to bywało z Apple, do urządzeń trafiały określone serie, z “pobłogosławionym” firmware i ten mój nie chciał zadziałać.

MT: Co zabawnego pamiętasz z tych dawnych czasów?

AS: Hmm, to opowiem może anegdotę z początku wprowadzania Maków do Polski. Komputery te posiadały takie bardzo podobne okrągłe łącza: szeregowe (RS232 / LocalTalk) i do myszy/klawiatury (ADB), prawie identyczne, różniły się ilością i rozłożeniem pinów. Któregoś razu przychodzimy do pracy i nic nam nie działa. Szukamy… mysz nie działa, łączności brak, no co się stało? Po pół dnia walki okazało się, że pani sprzątaczka tak szybko sprzątała, że powypadały jej te kabelki no i włożyła je tylko, że odwrotnie. Nie wiem jak to się jej udało, na siłę wcisnęła i zadowolona poszła do domu. Cud, że to wszystko się nie uszkodziło, nie popaliło – to historia, którą pamiętam do dzisiaj [śmiech].

MT: Wiele osób dzieli rozdziały w istnieniu firmy Apple na ten gdy był Stefani na obecny, pod rządami Tima Cooka. Jak Ty oceniasz kierunek, w którym rozwija się i podąża Apple? Sam pamiętam czasy, kiedy Apple niby jakoś funkcjonowało, ale doszło też do momentu, gdy firmie groziło bankructwo. Dziś sytuacja wygląda inaczej.

AS: Zacznę od końca, ponieważ ja raczej słabo na bieżąco obserwuję co się dzieje, jestem już w zasadzie tylko użytkownikiem i nie mam jakichś specjalnych wymagań, potrzeby nowego oprogramowania, działam na bardzo starych rzeczach. W związku z tym wystarcza mi również ten stary sprzęt, który posiadam. Natomiast jeśli chodzi o ocenę historii Apple to dostrzegam niewątpliwie duży wpływ Jobsa na te pierwsze konstrukcje i na to, że później uratował firmę. W momencie, kiedy wydawało się, że pomysł na biznes bez Jobsa też jest świetny, bo miały być klony Maków – ja zresztą tych klonów dużo instalowałem, to mogę powiedzieć jak one faktycznie działały i miały tą makową spójność powiedzmy, a różnie z tym bywało. Ten pomysł nie wypalił i o mało co skończył się bankructwem i faktycznie uratowanie firmy, to jest uważam zasługa Jobsa. Cokolwiek by nie mówić, ja go jako człowieka nawet jakoś nieszczególnie nawet lubię, nie można mu odebrać jednego, że on był wizjonerem. Miał rewelacyjne pomysły, warto tu przypomnieć Newtona…

MT: Ale de facto Steve Jobs zabił Newtona po powrocie do Apple.

AS: Zabił dlatego, że za wcześnie z nim wyszedł. Jobs chciał uzyskać to co teraz jest normalnie gdy korzystamy z iPhone, np. wymiana informacji, wizytówek na spotkaniu między urządzeniami mobilnymi. Ale to było ponad dwadzieścia lat temu, więc nic dziwnego, że się nie przyjęło. Nie było zresztą technologii wystarczających żeby te rzeczy się działy. Zresztą sporo inny ciekawych pomysłów wtedy było, jak rozpoznawanie mowy i obrazu. I to było wiele lat temu, właśnie w okolicach 1995 roku, zdaje się. Może troszeczkę później, ale niewiele. No to do dziś w zasadzie z tymi technologiami tak do końca elegancko się nie uporano. Generowanie dźwięku OK, mowa też działa można powiedzieć, ale np. rozumienie tekstu, tak by można było mówić a komputer w edytorze automatycznie pisze też perfekcyjne jeszcze nie jest.

MT: IBM miał ViaVoice czy coś takiego, a Apple wprowadziło PlainTalk (wraz z Speakable Items) w 1993 roku bodajże (bo syntezator był dużo wcześniej). Dzisiejsze rozwiązania działają dużo lepiej, choć nadal problem stanowi ograniczenie rozpoznawania do jednego języka. Bo jak mówimy np. po polsku i wtrącimy wyrażenie w języku angielskim to się system pogubi.

AS: Te projekty, których nazw niestety nie pamiętam, one zakładały nawet rozróżnianie dialektów. Miało być tam nagrane ileś tekstów z różnych języków i na podstawie tego komputer miał znajdować składowe elementarne i rozpoznawać dźwięki. Nie za bardzo to się udało. Za wysoki pułap na tamte czasy.

MT: To teraz pytanie z innej beczki: jakich programów na Maku i na iPhonie używasz najczęściej?

AS: Na iPhone używam programu do telefonowania [śmiech]. Mam coś tam poinstalowane, ale nie używam czegoś konkretnego na dłuższą metę. Na Maku to zupełnie inna historia, bo np. bez Quark XPressa to ja w ogóle nie funkcjonuję.

MT: Jeśli chodzi o komputery to pracujesz już tylko pod OS X czy nadal jesteś zmuszony korzystać z systemu w wersi klasycznej?

AS: Nie, Mac OS 9 mam tylko na PowerMac G4 i tylko z powodu, że mam oryginalnego Photoshopa pudełkowego, właśnie pod 9-tkę. Czasami, żeby nie szukać, nie marnować czasu biorę po prostu narzędzie, które znam i mi wystarcza. Dlatego odpalam Mac OS Classica ale to bardzo sporadycznie już w tej chwili, bo mało graficznych rzeczy robię. Natomiast bardzo dużo tekstów piszę i przetwarzam, dlatego QXP (wersja 8) to moje podstawowe narzędzie pracy. Dosyć często używam też NeoOffice, głównie jako arkusza kalkulacyjnego.

MT: A jeżeli chodzi o Windowsa? [śmiech].

AS: Jakiego używam? XP [śmiech].

MT: Jesteś praktykującym, zapalonym graczem.

AS: Tak, mniej już teraz ale rzeczywiście był taki okres, że bardzo dużo gier kolekcjonowałem. Z graniem nie było aż tak namiętnie, ale cały czas lubię sobie z pół godziny dziennie “popykać”.

MT: Twój ulubiony gatunek gier? Albo może tytuł?

AS: Na pewno gatunek – RPG, to jest mój ulubiony, a gra Star Wars: Knights of the Old Republic (Lucas Arts) – to jest zdecydowanie numer 1, dalej Morrowind (Bethesda) i Gothic. Mam również SW: KotOR oryginał na Maka (chyba jedyna gra, którą mam na Maka [śmiech]). Na Maka było dużo darmowych gier dołączanych do komputerów, pamiętam tytuł, który robił wielkie wrażenie: Daedalus Encounter.

MT: Zgadza się, pamiętam że w DE było wiele scen FMV (Full Motion Video), a wielką frajdę sprawiało wysoki poziom interakcji.

AS: No to był ten czas kiedy hasło “multimedia” robiło furorę, choć pierwsze napędy optyczne kosztowały fortunę.

MT: Dziękuję za rozmowę i życzę owocnego i bezproblemowego czasu z produktami z nadgryzionym jabłuszkiem.

AS: Ja również dziękuję.

Od siebie dodam, że Adam Sikorski był jedną z osób, która mnie zatrudniała, gdy byłem jeszcze na 5-tym roku studiów. Nie skrzywił się a wręcz ucieszył, że mam Amigę i doświadczenie z innym systemem niż DOS/Windows. Co więcej, to właśnie Adam zaszczepił we mnie apetyt na jabłka, nauczył wiele w tematach rozwiązywania problemów sprzętowych i programowych oraz przybliżył bardzo mocno wspomnianego Quarka.