Audiomagic

Test słuchawek Brainwavz HM3 i M2

Dzięki uprzejmości dystrybutora sprzętu, gadżetów i akcesoriów audio, sklepu Audiomagic.pl mogłem przetestować kolejne słuchawki. Właściwie, to po wcześniejszych doświadczeniach z rewelacyjnymi Westonami, nie miałem na to jakiejś wyjątkowo przemożnej ochoty, wychodząc z założenia, że teraz może być już tylko gorzej. Sami wiecie jak to jest, gdy się spędzi trochę czasu z czymś wyjątkowym, trudno później odczuwać przyjemność obcując z czymś pospolitym…

Audiomagic_04

Tym razem miały do mnie przyjechać produkty firmy Brainwavz. O ile nazwa była mi znana ze słyszenia, to firmę rozpatrywałem raczej w kategoriach ciekawostek. Przecież to nie Westone, Sennheisery, Shure czy Phonaki. Trudno nawet znaleźć w sieci jakieś bogatsze informacje na temat tego producenta, żadnej 50-letniej historii, nazwisk… Ale przecież lubię nowe zabawki :) Gdy dowiedziałem się, że przyjadą do mnie dwa modele słuchawek, HM3 oraz M2, nawet nie chciało mi się zaglądać do sklepu by zobaczyć, z czym będę mieć do czynienia. Żadnego wertowania Internetu w poszukiwaniu testów, opinii, zdjęć, itp. Chciałem, by recenzja zachowała neutralny charakter. I w jak najmniejszym stopniu była naznaczona porównaniami do innych znanych mi emiterów dźwięku. Taka randka w ciemno. Postanowiłem dać się zaskoczyć, i wiecie co? słuchawkom Brainwavz udało się tego dokonać znakomicie!

bw

Gdy kurier dostarczył paczkę, dość sporych rozmiarów, zostawiłem ją na kilka godzin i zająłem się zwykłymi domowymi obowiązkami. Pod wieczór nieśpiesznie ją otworzyłem i ze zdziwieniem stwierdziłem, że tym razem będę testował dwa różne rodzaje słuchawek: dokanałowe (model M2) oraz nauszne (HM3).

Zacząłem od tych ostatnich. W sumie po to, by jak najszybciej schować je z powrotem do pudełka. Nie jestem jakimś zagorzałym amatorem tego typu „nauszników”, tym bardziej nie wyobrażam sobie paradowania z czymś takim na głowie, idąc ulicą… A w domu, jeśli mogę to staram się słuchać muzyki na kolumnach. Aczkolwiek, miałem do czynienia z dużymi słuchawkami już wcześniej. Były to modele Grado Alessandro MS-1i oraz Creative Aurvana Live! (incydentalnie na mojej głowie znalazły się również AKG, Sennheisery, Kossy i inne, których symboli nie pamiętam).

hm3_2

Pierwsze wrażenie po wyjęciu HM3 z pudełka było pozytywne. Produkt wykonany estetycznie, schludnie, niezbyt ciężki. Pady oraz pokrycie pałąka z miłego w dotyku, miękkiego i przypominającego skórę tworzywa. Uniwersalne połączenie kolorystyczne: czerń i srebrne wstawki i nadruki, stonowana stylistyka – Brainwavz HM3 mogą się podobać i nie sprawiają, że ich właściciel będzie wyglądać jak palant :)

Instalacja HM3 na głowie jest bezproblemowa, trzeba mieć naprawdę sporej wielkości uszyska, by nie zmieściły się w muszlach słuchawek. Pałąk nie zsuwa się samoczynnie, nawet gdy kiwamy czerepem w takt ulubionych rytmów. Mimo wszystko komfort jaki oferują nie jest wybitny. Dłuższa nasiadówa w słuchawkach powoduje zmęczenie materiału… Ucisk po obu stronach głowy gwarantujący stabilne i pewne trzymanie, jest odczuwalny i zmusza do robienia przerw, które zostaną przyjęte przez małżowiny uszne z ulgą. Słuchawki są zamknięte więc większość głośniejszych odgłosów otoczenia jest skutecznie eliminowanych, ale mimo stosunkowo skromnej wentylacji, uszy się nie pocą. Porównując HM3 do poprzednich dużych słuchawek, zaryzykuję stwierdzenie, że bardziej męczyły mnie Alessandro MS-1i, a lepiej czułem się z Aurvanami. Przyznać muszę, że jako fanatyk słuchawek dokanałowych, inne traktuję mało obiektywnie, dlatego być może na Waszych głowach Brainwavzy będą superhiperwygodne.

hm3_1

Ostatni element, który mogę poddać krytyce, to kabel – giętki, nie plącze się, nie przenosi niepożądanych dźwięków otarć o ubranie, ale chyba wolałbym, aby pod szyją rozgałęział się do obu przetworników.

Czas rozpocząć przesłuchania. Jako podstawowy grajek służy mi iPhone 5. Standardowo załączam po kolei utwory testowe (Infinite Dreams – Iron Maiden, Enter Sandman – Metallica, Phantom Antichrist – Kreator, Keep on Rotting in the Free World – Carcass i kilka innych) i aż chce się słuchać! Słuchawki są zadziwiająco dobrze wyważone w całym zakresie barw. Między utworami nie ma żadnych szumów i przydźwięków. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jakieś pasmo jest faworyzowane. Bas jest bardziej słyszalny niż odczuwalny ale nie miałem wrażenia, że jakoś dokuczliwie go brakuje. Nie schodzi wybitnie nisko, nie nakłada się na pozostałe pasma. Właściwie, to ma się wrażenie, że bas cały czas jest obecny, na dalszym planie. Ale, niczym szara eminencja, potrafi zamanifestować swoją siłę z zaskoczenia, wprawiając w intensywne drgania membrany, tłocząc powietrze w głąb kanałów słuchowych. Nie można więc narzekać na brak dynamiki, również dzięki zrównoważonej średnicy i stosunkowo czystym wysokim tonom. W sumie, to HM3 potrafią chwilami grać niesamowicie szczegółowo a w innym momencie sprawić wrażenie, że się odrobinę gubią… Wybrzmiewanie talerzy pozostawia niedosyt, ale już riffy gitarowe brzmią świetnie. Nie są to na pewno słuchawki analityczne, chłodno rozprawiające się z każdym instrumentem i wygenerowaną przezeń nutą. Muszę przyznać, że o ile słuchanie znanych mi przecież bardzo dobrze kawałków, nie powodowało odkrywania ich na nowo, to sprawiało sporo przyjemności. Gdy po kilkudziesięciu minutach pierwszego „seansu muzycznego” z Brainwavz HM3 zrobiłem przerwę i zajrzałem do sklepu by sprawdzić ich cenę, zdziwiłem się po raz kolejny. Spodziewałem się kwoty około 300-400 zł a okazało się, że model ten wyceniony jest na zaledwie 229 zł! Za to, co usłyszałem, to nie tylko rozsądna cena, to bardzo dobra cena.

Zdaję sobie sprawę, że na rynku istnieją słuchawki nauszne grające lepiej, kosztujące podobne a być może i mniejsze pieniądze, ale mnie HM3 mimo swoich niedoskonałości do siebie przekonały, a do marki Brainwavz nabrałem respektu.

m2_2

I z jeszcze większą ochotą sięgnąłem po drugi model, tym razem dokanałówki – Brainwavz M2. Cena 199 zł. Wyposażenie całkiem przyzwoite: kilka kompletów różnej wielkości tipsów (6x silikon, 1x pianki), klips do przypięcia kabla do ubrania oraz sympatyczne etui zapinane na zamek, z wyprofilowanym logo firmy. Wygląd słuchawek może nie powala, ale przecież po włożeniu w uszy, tracimy je z zasięgu wzroku :) Jakość wykonania – biorąc pod uwagę cenę – nie wywołuje negatywnych wrażeń. Kabel przypomina bardzo ten zastosowany w Westonach, i choć na pewno nie jest tak dobry, to nie plącze się, co niestety w większości słuchawek dokanałowych ma miejsce. Plus dla Brainwavz za zastosowanie takiego okablowania. Pierwszy odsłuch, po zdjęciu HM3 z głowy był szokiem. Ile basu! Tyle, że aż przeszkadzał, więc postanowiłem zrobić przerwę, odpocząć, dać swoim receptorom dźwięku czas na „reset”. M2 to IEMy dynamiczne, podobnie jak używane przeze mnie na co dzień NuForce NE-700M. I w zbliżonej cenie. Niestety M2 nie posiadają mikrofonu, za to model M4 w cenie 255 zł już tak.

m2_1

Po przerwie, obejrzeniu serialu i wypiciu szklanki whisky podłączyłem do iPhone najpierw NE-700M i załączyłem Hit Me with Your Best Shot – Pat Benatar. Było poprawnie, przecież znam swoje njuforsy na wylot i wiem, że z iPhone 5 (a może z iOS 6.x?) nie lubią się tak dobrze jak z czwórką… Ok, czas zamienić odsłuchy na Brainwavz M2. Ewidentnie posiadają zupełnie inną charakterystykę i cholernie trudno wybrać lepsze słuchawki. Dalej jest coraz gorzej, w tym sensie, że przy każdym utworze ma się ochotę zmienić zdanie… Muszę pochwalić Brainwavz za niezłą scenę, bardzo dobrą separację instrumentów i dynamikę. Zestawić NuForce z M2 to trochę jakby porównać wodę mineralną niegazowaną z tą wzbogaconą CO2. Ta druga świetnie orzeźwia, ale nie każdy lubi bąbelki, lub gdy mu się potem odbija. Brainwavz dają więcej „czadu” (i przy tych samych ustawieniach grają głośniej), za to NE-700M lepiej trzymają dźwięki w ryzach sprawiając poczucie posiadania kontroli nad fonicznym teatrem. Z drugiej strony, NuForce spłaszczają nieco odbiór, przy zachowaniu większej równowagi i naturalności. W M2 natomiast,  bardziej zdecydowany i nachalny bas oraz soczyste, przebijające się soprany, wlewają ogrom energii w uszy, odrobinę podkolorowując przekaz… Dawno nie miałem takiego problemu, by wybrać słuchawki, bardziej odpowiadające moim gustom. Porównywalny poziom cenowy, zbliżona jakość. Mimo wszystko, mam nieodparte wrażenie, że w przypadku M2 przydałaby się precyzyjna korekcja dźwięku w odtwarzaczu. M2 są mniej przewidywalne niż NE-700M, czym potrafią bardzo pozytywnie zakoczyć.

m2_3

Z uwagi na specyficzny i wymagający tor audio w iPhone 5, podłączyłem M2 do moich pozostałych grajków: iPada 2, iPoda shufle 1G, iPoda nano 4G. Rezultaty? Poniżej:

  • iPod nano 4G – nie najgorsze zestawienie, w większości przypadków muzyka brzmi akceptowalnie, bas nie jest aż tak dominujący jak w iPhone, niestety głucho dudni średnica, a wysokie tony zdają się być wyzbyte życia,
  • iPod shuffle 1G – odtwarzacz wg mnie zdecydowanie lepszy od nano 4G, całość brzmi bardziej dynamicznie i choć niskie tony przytłaczają zbytnio całą resztę, to idzie się przyzwyczaić, a soprany  zaznaczają swoją obecność w żywiołowy sposób,
  • iPad 2 – dość równo reprodukowane całe pasmo przenoszenia, poprawna dynamika, dobra stereofonia, przyjemne wokale, sympatycznie wybrzmiewające talerze.

Zdecydowanie, ściana dźwięku w utworze Kreatora jest dużym wyzwaniem, zresztą nie tylko dla Brainwavz M2. W innych utworach i gatunkach muzycznych jest dobrze a czasem bardzo dobrze. Słuchanie nie jest ani przez chwilę bolesnym doświadczeniem, a – przeciwnie – przyjemnym przeżyciem. Im dłużej słuchałem Brainwavz M2 tym byłem bardziej skołowany, bo to naprawdę świetne słuchawki! Przy jednym kawałku przełączenie się na NE dawało lepszy efekt, przy innym – brakło tej energii, której tyle w sobie mają M2.

Podsumowując: nie pozostaje mi nic innego jak tylko stwierdzić, że naprawdę warto zainteresować się marką Brainwavz. Sam nabrałem ochoty, by posłuchać innych modeli słuchawek tego producenta. Przetestowane egzemplarze dowodzą, że wcale nie trzeba wydawać wielu setek czy nawet tysięcy złotych by znaleźć rozsądny kompromis i zadowolenie z obcowania z ulubioną muzyką. Śmiem stwierdzić, że jakość zarezerwowana kiedyś dla bardziej zamożnych, staje się dostępna na każdą kieszeń.

Jeśli ktoś jest zadowolony ze stockowych słuchawek, dołączanych do większości odtwarzaczy, smartfonów i innych podobnych urządzeń, po podłączeniu Brainwavz będzie zauroczony. Przynajmniej, dopóki nie posłucha Westone 4 :)

A ja? Po dokonanych odsłuchach, mimo swojej olbrzymiej sympatii do IEMów, z tych dwóch Brainwavz’ów wybieram HM3.

Test porównawczy słuchawek Westone

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce… nie, to nie tak! Dość dawno temu szukałem świętego Graala wśród słuchawek a moje spostrzeżenia spisałem w recenzjach NuForce NE-7M oraz NuForce NE-700M. Jak można łatwo zauważyć preferuję słuchawki dokanałowe, zwane również IEM-ami (In-Ear Monitors). Nie będę tu uzasadniać swojego wyboru ponieważ musiałbym powtórzyć kwestie z poprzednich wpisów. Mimo iż opisałem na łamach applesauce wyłącznie produkty amerykańskiej firmy NuForce to w moich uszach gościły również inne dokanałówki: Phonak Audéo PFE 112 Rev. 1, ADDIEM czyli Apple Dual Drivers In-Ear Monitors, UltimateEars metro.fi 220vi, Radius Atomic Bass RK-CA511K, Griffin TuneBuds Mobile, MacAlly TunePal. Każdy model posiadał zintegrowany mikrofon – warunek konieczny z uwagi na użytkowanie słuchawek praktycznie tylko z iPhone’ami (wciąż posiadam iPoda shuffle 1G oraz iPoda nano 4G, ale obecnie praktycznie ich nie używam). Kolejnym elementem zawężającym listę kandydatów do roli ulubionych IEMów była oczywiście cena. Akceptowalny przeze mnie zakres zawierał się w widełkach 100 – 600 zł brutto. Z perspektywy czasu mój werdykt pozostał praktycznie bez zmian, miejsca na podium zajmują kolejno:

  1. Phonak Audéo PFE 112
  2. exequo: NuForce NE-700M oraz ADDIEM
  3. NuForce NE-7M

PREAMBUŁA

Na co dzień przez 98% czasu (słuchania muzyki rzecz jasna) używam NuForce NE-700M. Muszę przyznać, że synergia tych dynamicznych IEMów wraz z iPhone 4 jest doskonała, a aktualizacja oprogramowania iOS do wersji 6.0 jeszcze poprawiła jakość doznań słuchowych, dźwięk stał się bardziej hm… aksamitny. Nie miałem do czynienia z iPhone 4S ale na forach przewijały się krytyczne opinie dotyczące jakości audio w tym modelu. A jak się spisuje muzycznie iPhone 5? Nie wnikam w różnice anatomiczne występujące w kolejnych generacjach iPhone’a ale mogę bez wahania stwierdzić fakt, że już tak perfekcyjnie się NE-700M z najnowszym modelem nie zgrywają… Dźwięk jest po prostu inny, bas, którego nigdy nie brakowało w NuForce’ach zaczyna górować nad pozostałymi pasmami, co – zwłaszcza w bogatych instrumentalnie i intensywnych dźwiękowo gatunkach muzycznych – przeszkadza. Oczywiście da się z tym żyć, ale postanowiłem wypróbować inne dostępne na rynku słuchawki dokanałowe by ocenić jak faktycznie gra nowy iPhone.

Z pomocą przyszedł Patryk z zaprzyjaźnionej firmy audiomagic – oferując chęć wypożyczenia kilku par słuchawek, z czego chętnie skorzystałem. Kilka dni z testowymi egzemplarzami w uszach było na tyle interesującym doświadczeniem, że postanowiłem podzielić się swoimi wrażeniami. Zapraszam zatem do mini-testu porównawczego.

Audiomagic_03

HEROSI

Właściwie to do samego końca nie wiedziałem jakie konkretnie słuchawki i w jakiej ilości przyjadą do mnie w paczce… Gdy więc wreszcie odprawiłem kuriera i wybebeszyłem pokaźnych gabarytów karton moim oczom ukazały się opakowania trzech różnych modeli IEMów tego samego producenta:

No to elegancko, w końcu poznam produkty uznanej i chwalonej bądź co bądź firmy! No tak, ale po pierwsze ich cena jest znacznie wyższa niż wcześniej określony próg a po drugie: żaden zestaw nie posiada zintegrowanego mikrofonu, więc prowadzenie rozmów w tym wypadku odpada… Ale czy dyskwalifikuje te produkty? Absolutnie nie! To już nie sprzęt klasy Hi-Fi, to sprzęt audiofilski. A w takim wypadku jedynym kompromisem, którego nie bierze się pod uwagę jest jakość dźwięku. Każdy z tych zestawów słuchawkowych to konstrukcja oparta na przetwornikach elektrodynamicznych z kotwicą zrównoważoną (Balanced Armature).

CO JEST GRANE

Mając do dyspozycji 3 modele słuchawek tego samego producenta postanowiłem skupić się na ich porównaniu jednocześnie spychając na dalszy plan współpracę IEMów z różnymi źródłami dźwięku. Skoro moim podstawowym grajkiem jest iPhone 5 to właśnie on będzie stanowić punkt odniesienia. Z premedytacją nie korzystam już ani na co dzień ani tym bardziej w takich porównaniach, ze wzmacniaczy słuchawkowych i korektora dźwięku. Zresztą realizacja tego ostatniego w iOS w postaci presetów miast suwaków dla różnych pasm jest co najmniej dyskusyjne. Zdaję sobie oczywiście sprawę z różnej jakości nagrania muzyki w studio, masteringu płyt czy wreszcie strat wynikających z kompresji. Już słyszę te głosy zarzutu, że muzykę powinno się słuchać z winyli, SACD lub DATa, ewentualnie w formatach bezstratnych jak ALAC czy FLAC. Cóż, jestem bardziej melomanem niż audiofilem, na ścianach i sufitach w domu nie mam mat wygłuszających, kolumn nie obkładam workami z piaskiem o określonej gramaturze, i nie zadłużyłem się w Providencie by kupić hi-endowe klocki Rotela czy Onkyo. Mam za to sporo płyt audio zripowanych do iTunes w formacie MP3 320 kbps z VBR oraz korzystam z iTunes Match, gdzie utwory są przechowywane w formacie iTunes Plus czyli AAC 256 kbps VBR. Poza tym chodzi o porównanie słuchawek, sprawdzenie jak poradzą sobie z przeciętnym źródłem i sygnałem a nie ocenę odtwarzaczy i wierności odtwarzania przez nie muzyki.

Moje preferencje muzyczne znacząco wpłynęły na dobór repertuaru użytego do testów. Metal w różnych odmianach czy rock progresywny to dość specyficzne gatunki wymagające od słuchacza nie tylko odporności na wysoki poziom decybeli ale przede wszystkim wrażliwości i otwartości na bogactwo dźwięków bombardujące narządy słuchu. To również muzyka wymagająca sporo od słuchawek właśnie. Pop brzmi dobrze chyba na wszystkim a rapu i podobnych gatunków nie słucham. Za to wszystkie Westony sprawdziłem też z bluesem, jazzem, muzyką instrumentalną oraz nagraniami koncertowymi.

Lista (nie pełna) przesłuchanych (oczywiście nie w całości) płyt wygląda następująco:

  • Carcass – Swansong
  • Kreator – Phantom Antichrist
  • Arch Enemy – The Root of All Evil
  • Iron Maiden – Seventh Son of a Seventh Son
  • Metallica – Master of Puppets
  • Metallica – …and Justice for All!
  • Metallica – The Black album
  • Slayer – Seasons in the Abyss
  • Death – The Sound of Perserverance
  • Massacre – From Beyond
  • Mike Oldfield – Amarok
  • Mike Oldfield – Tubulat Bells I i II
  • Pendragon – Not of This World
  • Pendragon – The Window of Life
  • Rush – Time Machine Live In Cleveland
  • Andy McKee – Art of Motion
  • Amy Winehouse – Back to Black
  • Norah Jones – Come Away with Me
  • Andrzej Zaucha – Czarny Alibaba
  • Andrzej Piaseczny / Seweryn Krajewski – Na przekór nowym czasom
  • Audiofeels – Uncovered
  • Dżem – Akustycznie
  • The Corrs – In Blue
  • Jazzkantine – Hell’s Kitchen
  • Martin Kesici – Em Kay
  • Blue October – History for Sale
  • Happy Rhodes – Rhodes I
  • Jeff Wayne – The War of the Worlds

Większość z wymienionych to dla Was starocie, co? :)

ORGANOLEPTYKA

Westony, które otrzymałem do testów na co dzień służą w celach prezentacyjnych, klienci dokonują w nich odsłuchu przed dokonaniem zakupu dzięki czemu mogą wybrać model który spełnia ich oczekiwania. Zatem możliwość delektowania się kompletnym wyposażeniem i celebrowania unboxingiem czy też unpackingiem musi zaczekać do chwili kiedy zakupię takie słuchawki na własność. Oczywiście w żadnym stopniu nie utrudniło to testów i nie zmniejszyło przyjemności z obcowania z tymi małymi dziełami sztuki. Prawdę mówiąc samo opakowanie nie jest szczególnie atrakcyjne, ale nie ono stanowi o poziomie produktu. Jakość wykonania słuchawek stoi na naprawdę wysokim poziomie, z drugiej strony nawet gdyby było z tym słabo to od wyglądu ważniejsze jest to co w środku, to co odpowiada za emisję dźwięku, prawda? Reasumując: obudowy Westonów są odlane z wysokiej jakości tworzywa sztucznego, łączenia gładkie i idealnie spasowane. Ale słuchawki trzyma się nie w rękach a w… uszach. I jeśli o to chodzi, to każdy z testowanych modeli idealnie wpasowuje się w zagłębienia małżowin usznych co w połączeniu z niewielką masą sprawia, że Westony są niesamowicie wygodne i nawet wielogodzinny seans z fonoteką nie wywoła większego zmęczenia ani tym bardziej bólu naszych uszu. Myślę, że nawet zaśnięcie z Westonami nie zaowocowałoby bólem małżowin i kanałów usznych po przebudzeniu. Nie odstają jak np. NE-700M/Ne-7M a fakt, że kształtem wypełniają uszy gwarantuje, że się nie wysuną i nie zmienią swojego pierwotnego ulokowania.

Oczywiście, to słuchawki dokanałowe, więc producent zadbał by wpasować się w kanały uszne każdego słuchacza oferując bogaty zestaw wkładek/tipsów w różnych rozmiarach i stopniach twardości. W kompletnym opakowaniu można więc znaleźć zarówno ciemne miękkie tipsy (olives), mleczne silikonowe tipsy, wkładki trój-kołnierzowe (tri-flange) oraz pianki Comply Foam. Zabawa w dopasowywanie wszystkim możliwych opcji potwierdziła wcześniejsze doświadczenia – tylko miękkie „oliwki” w rozmiarze M oraz pianki Comply zapewniają odpowiedni poziom wygody i izolacji moich wybrednych uszu. Trudno pominąć nie mniej istotny fakt integralnego wyposażenia słuchawek – specyficzny kabel, który nawet dorobił się własnej nazwy: Epic. Jak wygląda widzicie na dołączonych zdjęciach, ja zaś dodam, że ta wyjątkowa konstrukcja kabla minimalizuje nie tylko prawdopodobieństwo plątania się kabla ale też praktycznie eliminuje występowanie tzw. efektu mikrofonowego! Oczywiście poprawnym sposobem noszenia Westonów jest tu over-the-ear, czyli kabel owijamy wokół uszu.

Kabel od strony odtwarzacza zakończony jest kątowym wtykiem mini-jack a w komplecie znajduje się adapter na „dużego dżeka” oraz dołączany potencjometr pozwalający na regulację głośności bez wyciągania odtwarzacza z kieszeni np. podczas porannego joggingu.

GRUNT RZECZY

Na początek warto przybliżyć pewne technikalia, zestawiające porównywane modele co może już na samym początku podpowiedzieć jaki zapadnie finalnie wyrok:

„Mięsem armatnim” mojego testu były Westony 3, najtańszy ($499.00) model (sic!) z całej trójki. Przymierzone i zainstalowane wcześniej na dyszach tipsy czekały by się wcisnąć w moje kanały, po chwili się tam znalazły a ja załączyłem tytułowy utwór z płyty Kreatora, pt. „Phantom Antichrist”. Pierwsze wrażenie było mało pozytywne, bliskie rozczarowaniu. Nie tego spodziewałem się po słuchawkach uznawanych za referencyjne! Nawet jeśli tytuł ten przyznano kilka lat temu. W paśmie wysokich tonów zdecydowanie pojawiały się sybilanty zaś moje uszy przyzwyczajone do sporej ilości basu zastanawiały się gdzie się te niskie tony podziały? Werble grały głucho prawie jak na płycie „St. Anger” zespołu Metallica, zaś średnica panoszyła się strasznie i wraz z wysokimi tonami wprowadzała do przekazu swoisty niepokój, muzyczny bezład. Wbrew obiegowej opinii, że metal pobudza do agresji ja słuchając tak energetycznej muzyki może się nie wyciszam ale potrafię dzięki tej dynamice i różnorodności zachować emocje w ryzach, uporządkować je i utrzymać kontrolę. Tutaj jednak kolejne takty wywoływały coraz większą frustrację, ściana dźwięku przytłaczała zamiast pozytywnie zaskakiwać. Ok, zmieniamy repertuar, drastycznie, na „Szczęście jest blisko” z płyty koncertowej Piaska i Seweryna Krajewskiego. No i tu zdecydowanie na plus, basu wreszcie dosyć, dynamika jak należy. Powrót do mocniejszych brzmień: Massacre – „Dawn of Eternity” no i prawie to samo co w przypadku Kreatora, istotne elementy perkusji (bębny, nie talerze) trochę jakby wycofane, pozbawione „mięsa”. Gitarowe riffy w normie.

Diabeł tkwi w detalach a tym detalem w przypadku W3 były tipsy, po zmianie średnich „oliwek” na Comply, Westony zaczęły grać równiej, w bardziej kontrolowany sposób. Pianki zaradziły też na syczące chwilami wysokie nuty, było znacznie lepiej, na tyle dobrze, że po przesłuchaniu utworu Kreatora do końca byłem ciekaw jak zagrają inne utwory. Comply występują w różnych wielkościach i kształtach. Ja do dyspozycji miałem tylko jeden rodzaj – P-Series (rozmiar: medium), które są dość spore przez co na dłuższą metę dla moich uszu uciążliwe (ale nie aż tak jak hardcorowe trój-kołnierzowe, których aplikację zarzuciłem z obawy o deflorację błony bębenkowej…). Mimo to spędziłem kilka godzin słuchając wu-trójek i muszę stwierdzić, że to naprawdę doskonałe słuchawki i nie bez powodu znalazły tylu zadowolonych użytkowników. Dają radę stworzyć piękną, rozległą scenę, muzyczną perspektywę, grają zdecydowanie a dźwięków nie słyszymy w środku głowy, to naszą głowę otaczają dźwięki. Dzięki sile tonów i szczegółom w średnim i wysokim paśmie można pozwolić sobie na słuchanie tych samych utworów ciszej bez utraty istotnych informacji. Ale to niekoniecznie najlepszy wybór – zwłaszcza z testowanej trójcy – jeśli chodzi o mocne i szybkie brzmienia.

Westone UM3X to kolejny zestaw, jakim uraczyłem swój narząd słuchu. Oczywiście 3-ka w oznaczeniu modelu sugeruje bliskość z wcześniej opisywanym modelem. Nie do końca, właściwie poza faktem, że słuchawki pracują też w oparciu o trzy przetworniki (czy identycznie jak w modelu W3? nie mam pojęcia) reszta już się znacząco różni, poczynając od półprzezroczystej obudowy, odczepianego kabla z profilowanymi pałąkami ułatwiającymi objęcie uszu, poprzez większą impedancję, wyższą czułość (od obu tych parametrów zależy to jak głośno słuchawki grają przy tym samym ustawieniu suwaka głośności w odtwarzaczu) a na różnicy w reprodukcji dźwięku kończąc.

UM3X reklamowane są jako IEMy dla muzyków grających na scenie. Myślę, że wynika to w znacznej mierze z powodu odłączanego kabla, który przy aktywnej eksploatacji może faktycznie pomimo swojej wytrzymałej konstrukcji stanowić pierwszy element podatny za zużycie bądź zniszczenie. Mimo braku sceny i własnych instrumentów zabrałem się za testy.

Pierwsze wrażenie w porównaniu z W3: jest głośniej! Trzeba więc ściszyć nieco iPhone. Basy, już przy wykorzystaniu silikonowych tipsów są bardziej wyraziste, głębsze i pełniejsze. Syczenie wysokich tonów praktycznie nie występuje, na brak dynamiki nie można narzekać, przetworniki nadążają z szybkimi kawalkadami dźwięków. Bębny otwierające „Civilization Collapse” Kreatora biją z wyraźnym echem, większą przestrzenią a gitary akustyczne w „Autsajderze” Dżemu z płyty „Akustycznie” zaskakują swoim harmonicznym brzmieniem. Zmiana tipsów na Comply z jednej strony zabiera nieco szczegółów w wysokich tonach, a z drugiej zaś zapewnia nieco lepszą izolację od otoczenia i sprawia, że dźwięk nie jest aż tak nachalny w swoim impecie. Dla mnie w tym wypadku – głównie ze względu na rodzaj pianek, którymi dysponowałem – silikonowe „oliwki” zostały naturalnym wyborem. UM3X są zaledwie 10% droższe ($549.00) od W3 a grają zauważalnie lepiej, a przy tym wyglądają bardziej „szpanersko” i w razie uszkodzenia okablowania można je uzdatnić bez wysyłania do specjalistycznego serwisu. Profilowany pałąk dodatkowo zapewnia pewne prowadzenie kabli za uszami dzięki czemu nie ma konieczności zaciągania suwaka pod brodą (Kowboj Zuzia style :)) aby nie było słychać szumów ocierających się np. o ubranie kabli.

Czas na najdroższe Westony 4 ($639.00). Czy czwarty przetwornik robi słyszalną różnicę? Patrząc na parametry, dolny próg pasma przenoszenia rozpoczyna się już od 10 Hz, ale większość przenośnych grajków dostępnych na rynku reprodukuje dźwięki w zakresie 20 Hz – 20 000 Hz a pliki audio w formatach stratnych mają prawdopodobnie składowe harmoniczne o niższych częstotliwościach „na dzień dobry” wycięte w procesie kompresji… Na szczęście firma nie poszła na łatwiznę, nie poprzestała na dołożeniu kolejnego przetwornika ale też zdecydowanie inaczej wysterowała słuchawki. Dość powiedzieć, że kilka sekund, kilka dźwięków po ich założeniu uśmiech pojawił się na zadowolonym obliczu i sam do siebie bezgłośnie powiedziałem: to jest właśnie to czego oczekuję od słuchawek referencyjnych! Uprzednio testowane modele grają bardzo dobrze, powiedziałbym nawet, że rewelacyjnie – gdyby nie cena. W4 mimo jeszcze wyższej ceny, w moim odczuciu grają wybitnie! Takiego realizmu, wierności, przestrzeni a przede wszystkim liniowej neutralności w całym zakresie tonów do tej pory żadne z testowanych przeze mnie słuchawek, nie tylko dokanałowych, nie oferowały. Żadne nie potrafiły sobie również poradzić tak sprawnie, ze skomasowanym atakiem dźwięków w metalowych kawałkach. Przepiękna, wręcz niebywała separacja poszczególnych instrumentów wraz z ich precyzyjnym rozlokowaniem w przestrzeni zaskoczyły mnie zupełnie. Nie czułem się jak uczestnik koncertu, o nie, czułem się jak mikrofon w studio nagrań, zdolny do uchwycenia każdego niuansu, każdej nuty, półnuty, ósemki szesnastki i trzydziestkidwójki, flażoletów, przydźwięków, przypadkowych muśnięć, uderzeń strun o progi, przesunięć dłoni po gryfie czy dźwięków poruszającej się stopy bębna basowego zestawu perkusyjnego (popularnej centralki).

Większość słuchawek emitując fale dźwiękowe dodaje swoją sygnaturę, dumnie się chwaląc: tak pięknie brzmimy! W4 grają wyjątkowo transparentnie jakby chciały dać słuchaczowi do zrozumienia: tak pięknie brzmi utwór. Przyznać muszę, że po założeniu czwórek niechętnie wracałem do W3 i UM3X, ale taka żonglerka była niezbędna na potrzeby testu. Jednak to właśnie W4 pozwoliły mi na nawiązanie intymnej relacji z artystami, na zrozumienie ich intencji oraz emocji, które chcieli przekazać w swoich utworach. Przecudne wybrzmiewanie talerza ride w „Infinite dreams” Irona Maiden, szelesty hi-hat’a w „Don’t know why” Norah Jones, rzewne brzmienie saksofonu w „C’es la vie – Paryż z pocztówki” Andrzeja Zauchy czy wreszcie łkająca gitara Kirka Hammeta w tytułowym „Master of Puppets” – sprawiły, że zatopiłem się w muzyce całkowicie, wzruszony, z bijącym w przyspieszonym tempie sercem i zdziwieniem. Bo przecież tyle razy już słuchałem tych utworów a dzięki Westonom 4 zabrzmiały jakże inaczej, tak bezkompromisowo.

CODA

Mógłbym rozpisać się bardziej o każdym przesłuchanym utworze ale to nie ma sensu i nie zmieni werdyktu. Bez wątpienia produkty firmy Westone to nie dzieła przypadku a efekty wieloletnich doświadczeń. Każdy z testowanych modeli zasługuje na wyróżnienie, każdemu udało się dokonać rzeczy zarezerwowanej zwykle dla dużych nausznych słuchawek – sprawić by dźwięk był naprawdę przestrzenny. Wszystkie grają szczegółowo, wręcz analitycznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, niestety to skutkuje też obnażaniem ułomności odtwarzanego materiału. Wszelkie zniekształcenia wynikające z kompresji oraz inne błędy słychać wyraźnie, ale przecież np. słuchając muzyki z winyli, dźwięk igły szurającej w rowkach czarnej płyty też akceptujemy i nie wymieniamy płyty na nową po kilku odsłuchaniach, prawda? Lepiej słyszeć więcej niż mniej :)

Dla mnie zdecydowanym liderem testu jest model Westone 4. Najlepiej zgrywają się z iPhone 5 – zapewne przez nie faworyzowanie konkretnego pasma częstotiwości. Właściwie to jestem na te słuchawki zły, bo obecnie moje NE-700M wydają się brzmieć tak tragicznie, że nie wiem czy jeszcze będę ich używać do muzyki czy już tylko do prowadzenia rozmów.

W4 jako jedyne poradziły sobie zwycięsko z różnymi odmianami metalu. Wyróżnić w ścianie galopujących dźwięków wiele płaszczyzn, nadążyć „w punkt” z ich odwzorowaniem przy zachowaniu głębi, soczystości i życia to nie łatwe zadanie. Jestem przekonany, że amatorzy lżejszych gatunków muzycznych będą zadowoleni z trój-przetwornikowych modeli, przynajmniej dopóki nie usłyszą czwórek ;)

W4 to nowsza konstrukcja, lepsza technicznie ale i – przede wszystkim – brzmieniowo. Droższa, ale znów nie na tyle na ile wskazywałaby różnica w oferowanej jakości dźwięku. Inaczej mówiąc przy cenach W3 i UM3X, Westone 4 zdają się być okazją nie do przegapienia. Zejdźmy jednak na ziemię, już Westone 3 kosztują u nas ponad 1300 zł, a to tylko słuchawki, dokanałowe, które nie trudno zgubić, zniszczyć, itd. Jeśli jednak macie wystarczający budżet nie oszczędzajcie, naprawdę warto zainwestować w taki odsłuch. Tym bardziej, że skoro w połączeniu z iPhonem daje tak wyśmienite rezultaty to po podłączeniu do jeszcze lepszego jakościowo odtwarzacza, podaniu pliku audio w bezstratnym formacie – może być tylko lepiej, nawet nie wiem czy jestem w stanie to sobie wyobrazić.

Pamiętajcie jednak, że narząd słuchu u każdego z nas ma nieco inną percepcję, a recenzje takie jak ta, którą czytacie przedstawiają bardzo subiektywny punkt… słyszenia, więc nie podejmujcie decyzji bez przeprowadzenia własnych testów!

Na koniec pozostaje mi tylko dodać, że mimo iż z założenia ten wpis jest testem porównawczym Westonów, to nie mogę powstrzymać się przed małą dygresją: Westone z czterema przetwornikami grają wybitnie i zjawiskowo, z trzema przetwornikami: doskonale a 3 razy tańsze Phonaki PFE112 z jednym driverem wypadają w tym zestawieniu naprawdę przyzwoicie. Naprawdę ciekaw jestem modelu PFE232 tej szwajcarskiej firmy… Czy nowa dwu-przetwornikowa i niestety znacząco droższa konstrukcja jest w stanie zdetronizować mojego aktualnego faworyta Westone 4? Być może kiedyś będę miał okazję się o tym przekonać :)