Ciekawostka przyrodnicza, czyli: klient kupuje – kurier paczki wozi

Wiecie co mi się marzy? Nie jest to oczywiście marzenie, które zajmuje na mojej osobistej liście pierwsze miejsce :) Otóż, chciałbym doczekać fizycznego sklepu Apple Store, fajnie gdyby był bliżej niż w stolicy… Póki co nie mam co liczyć nawet na iSpota, ani w mojej miejscowości ani w najbliższej okolicy – pewnie bardziej się opłaca otworzyć dziesięć iSklepików w Warszawie niż po jednym w każdym województwie :] Tak, burzę się. Wkurza mnie to traktowanie Polski północnej przez właściciela tejże sieci po macoszemu. Ale ja nie o tym.

Zakupy online też mają swój urok i zalety, więc cieszę się, że działa u nas Apple Online Store. Można w nim znaleźć produkty w rozsądnych cenach, załapać się na darmową wysyłkę a towar pojawia się u progu naszych drzwi w naprawdę ekspresowym tempie. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że przesyłka z upragnionym towarem pokonuje wiele setek kilometrów.Tak, Apple nie ma w Polsce magazynu, i jak sądzę podobnie jest w większości innych krajów.

W Black Friday zamówiłem w sklepie Apple Online Store stację AirPort Express (opisaną w poprzednim artykule). To nie pierwszy towar zakupiony przeze mnie w ten sposób, Apple TV również nabyłem tą drogą. Ale tym razem przyjrzałem się dokładnie drodze, którą pokonuje paczka, nim trafi do adresata.

Zamówienie złożyłem o godzinie 7:20, potwierdzenie przyszło praktycznie natychmiastowo, a już o godz. 12:03 kolejny mail informował o wysłaniu paczki! Nie łudziłem się oczywiście, że towar dotrze do mnie kolejnego dnia, a wg informacji zawartych w wiadomości ostateczną datą doręczenia miał być wtorek, 27 listopada.

W poniedziałek skorzystałem więc z opcji śledzenia przesyłki. Informacje na stronie Apple są dość powściągliwe, zatem dysponując numerem listu przewozowego, posłużyłem się nim na witrynie przewoźnika – w tym wypadku była to firma kurierska UPS. Oto co zobaczyłem:

 

Niestety wyczekiwany AirPort Express dotarł do mnie dopiero kolejnego dnia, zgodnie z planem. Około godziny 15:30.

Po co to wszystko piszę? Tak z ciekawości i dla refleksji :) Otóż z Pragi w Czechach do mojej mieściny jest wg map Google (jadąc samochodem) nieco ponad 2100 km, a gdy pomiaru dokonamy w linii prostej (uwzględniając rzecz jasna wszystkie punkty pośrednie) – tak jak by tę trasę pokonał ptak – to wyjdzie nam jakieś 1800 km. Oczywiście w rzeczywistości część trasy (jak się domyślam Praga – Warszawa) pokonana została samolotem, pozostała zaś – samochodem.

Od momentu dokonania zamówienia do chwili odebrania przesyłki od kuriera minęło 104 godziny, ale numer listu przewozowego nadano ponad 4 godziny później, więc przyjmijmy za początkowy czas dostawy południe, 23 listopada. Do wtorkowego popołudnia minie więc 99,5 godziny. Daje to średnią przy krótszej trasie (1800 km): 18 km/h, przy dłuższej (2100 km): 21 km/h. Najlepsze jest to, że ostatni odcinek trasy, czyli 50 kilometrów dzielące magazyn UPS w Bydgoszcz i mój blok, został pokonany w ciągu około 27 godzin, co daje średnią prędkość – niecałe 2 km/h ;) Dobre, prawda?

Ja wiem, że od poniedziałkowego południa do wtorkowego poranku, paczka leżała sobie grzecznie z tysiącem innych przesyłek w bydgoskim magazynie. Wiem też, że samolot z Pragi do Kolonii nie leciał w sobotę i niedzielę 53 godzin. Tak sobie tylko dywaguję ile kilometrów przemierza, jakie miejsca odwiedza, ile czasu spędza zamówiony przez nas towar, nim przywitamy go w domku :)

Tak na marginesie… Według informacji trackingowej AirPort Express leciał do mnie z Czech, ale adres nadawcy na kartonie stanowi, że przesyłka wyszła z firmy Syncreon Technology mieszczącej się w miejscowości Waalwijk w Holandii – czy ktoś potrafi to wytłumaczyć? :D