Prawie robi wielką różnicę, czyli niedzielne popołudnie ze Smart TV Toshiba
Jakiś czas temu opisywałem na łamach applesauce swoje boje ze Smart TV od Samsunga, jako drugi, mały odbiornik do sypialni :) Po niespełna siedmiu miesiącach zostałem zatrudniony przez rodzinę do ponownego rekonesansu po ofercie polskich sklepów w celu wybrania sensownego cenowo, jakościowo i „funkcjonalnościowo” telewizora.
Najprościej byłoby wybrać model, który sam zakupiłem, ale po pierwsze nie znalazłem go w żadnym sklepie internetowym ani fizycznym w okolicy, po drugie sypialnia docelowa jest zdecydowanie większa niż moja, w związku z czym 26″ okazałoby się przekątną niewystarczającą.
Zatem wspólnie sprecyzowaliśmy parametry brzegowe dla nowego nabytku:
- przekątna 32″ (ew. 37″ – raczej mało realne przy zakładanym budżecie)
- matryca LCD z podświetleniem LED
- rozdzielczość FullHD (1920 x 1080)
- łączność przewodowa (Ethernet) i bezprzewodowa (WiFi – ZINTEGROWANE!) – to była moja sugestia
- wsparcie dla technologii DLNA
- funkcje Smart TV
- cena: maksymalnie do 1800 zł
- brak zbędnych dziwactw, typu 3D
Generalnie – budżetowy odbiornik oferujący dobrą jakość, przyzwoite parametry, użyteczne funkcje, za rozsądne pieniądze. Funkcje Smart i sieciowe głownie po to by móc obejrzeć zdjęcia i filmy z komputera bez uprzedniego kopiowania na pendrive, przejrzeć wideo z YouTube czy na szybko przeczytać newsy na wbudowanej przeglądarce WWW, bez potrzeby włączania komputera. WiFi po to, by nie musieć kombinować z poprowadzeniem kabla, po za tym jako router funkcjonuje tam Livebox, w którym oba porty Ethernet są już zajęte…
Rozpocząłem poszukiwania. Pierwsze przymiarki – totalna klapa. Lokalne sklepy, przetrzebione w okresie przedświątecznym mogły co najwyżej „pochwalić” się telewizorami z wbudowanym WiFi i matrycą z rozdzielczością HD Ready w cenach od 1999 zł w górę. Praktycznie dopiero kwota około 2400,00 pozwalała na zakup TV spełniającego wyżej postawione kryteria. Pozostały poszukiwania w sieci. I tu nie było wcale prosto, dlatego że rzadko która porównywarka cen czy nawet sklep internetowy, zawierają kompletne i rzetelne informacje na temat możliwości przyłączenia TV do sieci WiFi. Najczęściej okazywało się, – po wykonaniu telefonu do sklepu lub wysłaniu e-maila z pytaniem – że odbiornik jest WiFi Ready i trzeba dodatkowo dokupić „dongla” na USB i to najlepiej dedykowanego, tego samego producenta, za 100-150 zł i więcej, bo inne mogą, i to raczej na pewno, nie zadziałać…
I tu mam pytanie do sprzedawców: czy Wy naprawdę wciąż podchodzicie do sprzedaży kierując się maksymą, że „dobry klient, to klient zdezinformowany”? Naprawdę, kontrast na poziomie 1 000 000 : 1 czy odświeżanie 400, ba! 600 Hz mają dla mnie mniejsze znaczenie, niż to czy będę mógł OOTB przyłączyć TV do swojej sieci bezprzewodowej. Serio. Nie mierzcie nas klientów tą samą miarką, nie traktujcie wszystkich jak debili, których do rozkoszy doprowadzą cyferki i technobełkot.
Summa summarum po kilku dniach poszukiwań, dyskusji, porównywań, czytania opinii, itp. wybrałem godnego – jak przypuszczałem – zawodnika: Toshiba SmartTV LED 32RL939G (model na rok 2012 :))
THE GOOD
To co mi się bardzo podoba w odbiorniku to jego stylistyka. Jest foremny, skromny, minimalistyczny, elegancki po prostu piękny! Ekran otacza cieniutka rameczka, a podkreślający smukłość srebrny, poziomy paseczek poniżej, ozdabiają małe kwadratowe diody emitujące subtelne barwy i nie straszące w nocy irytującą poświatą. Grubość urządzenia również nie rozczarowuje, przeciwnie – w porównaniu z tą Toshibą, mój Samsung to straszny grubas!
Oczywiście TV to nie mebel i nie modelka ;) i ważniejsze od jego wyglądu jest to, jak potrafi odtworzyć audiowizualne dane. Tu również trudno cokolwiek zarzucić – kąty widzenia rewelacyjne, jasność, kontrast, szczegółowość, to wszystko stoi na naprawdę wysokim poziomie (oczywiście biorąc pod uwagę klasę sprzętu i jego cenę). Szybkiemu ruchowi na ekranie nie towarzyszy żadne smużenie, czerń przyzwoita. Generowany przez głośniki dźwięk również nie odstaje jakością od reszty. Wiadomo, że wymagający „oglądacze” i tak zainwestują w kino domowe i nagłośnienie wysokiej klasy.
Menu Toshiby jest całkiem estetyczne i czytelne, ale już nie tak intuicyjne, jak można by się było spodziewać, ale o tym później.
Reasumując: pierwsze wrażenie, po wyjęciu z pudełka, włączeniu oraz dostrojeniu tunera DVB-T do odbioru ogólnopolskich piętnastu kanałów cyfrowej telewizji naziemnej, dobre, a nawet bardzo dobre.
A gdy spojrzy się na bogatą specyfikację, która potrafi zrobić wrażenie – nabiera się apetytu na dalszą zabawę i zdecydowanie podnosi poziom oczekiwań względem urządzenia.
THE BAD
Kolejnym etapem było usieciowanie (usieciowienie?) TV tak, by aktywne stały się jedne z bardziej interesujących opcji w menu, czyli: Network Media Player oraz Toshiba Places (która to właśnie opcja m.in. powoduje, że odbiornik ma prawo szczycić się etykietą Smart TV). Tu zaczęły się schody. Po pierwsze słaba intuicyjność ustawień w menu oraz polskie nazewnictwo opcji, za które można by przyznać osobie dokonującej translacji nagrodę Złotego Buraka Roku. No bo skoro „Open System” w opcjach autentykacji sieci bezprzewodowej ktoś tłumaczy jako „System Otwarcia” to ja wymiękam. Ale nie o czepianie się słówek chodzi, a np. o fakt, że wyjście z ustawień przyciskiem Back na pilocie ignoruje wprowadzone zmiany, nawet jeśli wcześniej zatwierdziliśmy zmiany przyciskiem OK, równoważnym z wybraniem klawisza menu o nazwie Wykonano. Trzeba opuścić menu przyciskiem Exit. Choć wg instrukcji sekwencja: Wykonano -> OK -> Back powinna wystarczyć. Po kilku próbach udało się wreszcie podłączyć do sieci bezprzewodowej Liveboksa i ikonka Toshiba Places stała się aktywna. No to sprawdzamy co tu na nas czeka. Toshiba Places wygląda całkiem sympatycznie, ale działa wooolno. Chodzi o uruchamianie się poszczególnych aplikacji i przełączanie między kategoriami „Places” (szybkość wczytywania danych z Internetu, buforowania YouTube itp. to kwestia Liveboksa, a raczej prędkości łącza internetowego – aktualnie ma ono niecałe 8 Mbps). No i jak to bywa w oprogramowaniu tego typu w telewizorach, wyjście z aplikacji powoduje opuszczenie obszaru Smart TV i przełączenie na obraz z tunera/anteny.
Największą wadą jest jednak wg mnie brak możliwości doinstalowania innych aplikacji niż standardowe. Jesteśmy zdani na to co oferuje Toshiba… Mamy VOD Onetu, jest WP.TV, ale o TVN playerze czy ipli można póki co zapomnieć. Lipa.
Jest przeglądarka WWW, tak samo siermiężna jak samsungowa. Toporność polega na powolnym i niewygodnym jej obsługiwaniu dołączanym pilotem. Jako niechciany bonus stwierdziłem nie działające dodawanie adresów stron do ulubionych. Przeglądarka przestaje reagować na wciśnięcia przycisków pilota, po za jednym – Exit.
Artykuł nie ma być stricte recenzją odbiornika ani tym bardziej usługi Toshiba Places, więc dalej skupię się na obsłudze DLNA, czyli możliwości odtworzenia multimediów z komputera.
Samsung na swojej witrynie udostępnia darmowy serwer mediów o nazwie All Share, co prawda tylko pod Windows, ale zawsze! Toshibę taka szczodrość przerosła, trzeba więc we własnym zakresie zadbać o oprogramowanie, ew. – gdy mamy peceta z Win 7 – sprawdzić konfigurację wbudowanego w system rozwiązania.
Komputer użytkowany przez rodzinę to dość leciwy pecet pracujący pod archaicznym ;) Windows XP, więc stwierdziłem, że zainstaluję na nim darmowy serwer TVMOBiLi, który to sprawuje się bezproblemowo na moim iMacu, współpracując ze Smart TV Samsunga. Kilka minut walki i… jest, ale nie działa :/ Restart peceta nie pomógł :) Serwer zgłasza się jako włączony, ale nawet aplikacja AirAV (aktualnie nie dostępna w App Store) na iPhone ani AcePlayer na iPadzie serwera w sieci nie widzą. Ciekawa sprawa. Nie miałem jednak czasu na przeprowadzenie śledztwa więc postanowiłem sprawdzić inne darmowe oprogramowanie, mianowicie Serviio. Odinstalowałem TVMOBiLi, zainstalowałem Serviio, trochę pobawiłem się konfiguracją, dodałem foldery na dysku, sprawdziłem łączność z poziomu iUrządzeń i wyglądało na to, ze wszystko gra. No to teraz test połączenia telewizorowego Network Media Player z PC.
Na pierwszy ogień oczywiście poszły filmy. Foldery widoczne, przeglądać zasoby można, ale już próba odtworzenia zakończona niepowodzeniem… Ok, wracamy do Serviio, sprawdzamy ustawienia no i zmieniamy profil renderera mediów z Generic na Toshiba Regza, może pomoże. Udało się, obraz jest, dźwięk jest, ale okazuje się, że o przewijaniu w przód, wstecz czy nawet pauzie można zapomnieć :| Czyli bierzemy pop-corn, colę, siadamy przed TV i jak w kinie, bez przerw musimy wytrwać cały seans. Szkoda, bo na Samsungu działa to wszystko bez problemu, ba! na Toshibie działa też bez problemu, ale tylko gdy odgrywamy materiał z USB, po sieci – nie nada…
THE UGLY
Skoro wideo działa w miarę, to czas sprawdzić inne media.
Muzyka. Oczywiście nie liczyłem na wsparcie biblioteki iTunes (które na PC jak najbardziej poprawnie działa :)). Foldery widoczne, pliki również, ale już nie wszystkie bez problemu dają się odtworzyć. Przyznam szczerze, że nie chciało mi się już sprawdzać czy może w fonotece są pliki w innych formatach niż mp3 i z jakim bitrate. Akurat odtwarzanie muzyki jest opcją, która nie byłaby wykorzystywana zbyt często, więc ją pominąłem i przeszedłem do obrazów statycznych.
Zdjęcia. Zawartość folderów skonfigurowana w Serviio wyświetla się bez problemu na ekranie TV. Wciśnięcie przycisku OK powoduje wczytanie fotografii. I tu kiszka na maksa! Raz, że trwa to wieki całe, a dwa, że wyświetleniu towarzyszy totalnie zbędna, irytująca, prymitywna animacja, jak podczas pokazu slajdów! I cholera nie znalazłem opcji jak to dziadostwo wyłączyć. Być może gdzieś w instrukcji to jest opisane, ale skoro opcja ta nie ujawniła się podczas buszowania po menu Toshiby, to przyjąłem, że jej nie ma. Ja rozumiem, że sieć bezprzewodowa Liveboksa to tylko 802.11g, liche 54 Mbps, ale skoro idzie odtworzyć płynnie film, to dlaczego wyświetlenie zdjęcia o rozdzielczości 3872 x 2592 zabiera cenne 5-6 sekund mojego życia, skoro to samo zdjęcie na iPhonie/iPadzie wyświetla się z dysku peceta natychmiastowo?
Czy oni włożyli do telewizora 640 kB pamięci jak sugerował kiedyś Gates, czy może „procesor” z zegarka elektronicznego? Sprzęt wyprodukowany w 2012 roku wyświetla zdjęcie wolniej niż moja już chyba 6-letnia Wiwa. Porażka. Pewnie znów księgowi przyjęli za cel tak przykręcić finansowy kurek, by urządzenie mogłoby służyć klientom jako narzędzie do ćwiczenia cierpliwości.
Przyszła kolej na sprawdzenie czy zadziała coś a’la AirPlay, czyli, czy będę mógł streamować bezprzewodowo film, zdjęcie bądź utwór muzyczny z iPhone/iPada. Na Samsungu było to możliwe. Jak się domyślacie na Toshibie – nie. Sprawdziłem appki takie jak iMediaShare Lite czy Skifta, niestety bez pozytywnego rezultatu.
Udało się odtworzyć film i zdjęcie z iPhone, dopiero po zainstalowaniu i uruchomieniu na nim serwera DLNA, w tym wypadku był to program media:connect. Ale wyboru pliku trzeba było dokonywać na TV, więc bez sensu.
Pozostało mi jeszcze sprawdzić, czy producent zadbał przynajmniej o możliwość sterowania swoim produktem z poziomu smartfona. Owszem, w App Store bez problemu znajdziemy appkę o nazwie Toshiba Remote (jest też wersja na Androida, w sklepie Google Play). Appka „kupiona” (dobrze, że darmowa :>) odpalamy. I co? I nic. Tryb demo dostępny, telewizora na liście brak. Oba urządzenia (Toshiba oraz iPhone) w tej samej sieci WiFi. Czas poczytać instrukcję :] Ok, mamy jakiś ślad. Wchodzę w menu TV, Konfiguracja -> Preferencje -> Konfig. Urządzenia sieciowego -> Ustawienia sterowania zewnętrznego -> Profil sterowania Apps -> Wykrywanie nowych urządzeń, tu zmieniam opcję na Dostępny. Na tym ustawienia telewizora się kończą, ale appka na iPhone nadal nie działa jak należy, choć jest i tak postęp! Odbiornik jest na liście, widać jego nazwę, adres IP, adres MAC, ale po chwili pojawia się komunikat jak poniżej:
Jaki znowu kod? :O Szukam jakiejś pomocy w instrukcji od telewizora. Bezskutecznie. Zakładam konto na www.toshibaplaces.com i rejestruje tam odbiornik, który posiada przepiękny numer ID :) Ustawiam tam również czterocyfrowy PIN, ale to i tak nie wystarcza, by iPhone otrzymał błogosławieństwo i mógł zastąpić oryginalnego pilota.
Nie będę udawać, że spłynęło to wszystko po mnie jak po kaczce. Jestem w zasadzie przyzwyczajony do braku spójności, logiki i intuicyjności w różnych urządzeniach, systemach czy aplikacjach. Ale moja irytacja zaczęła przybierać niebezpieczny poziom. Postanowiłem jeszcze raz wczytać się bardziej wnikliwie w instrukcję obsługi znajdującą się w aplikacji Toshiba Remote. No i znalazłem, jak się chwilę później okazało, przyczynę.
Otóż, jeśli telewizor podłączony jest do NIEZABEZPIECZONEJ siec bezprzewodowej – wtedy kod uwierzytelniający, pozwalający na sparowanie urządzeń się nie pojawi! To jakaś kpina, prawda? (Spytacie pewnie czemu sieć nie jest zahasłowana? Po pierwsze: sieć obsługuje wolno stojący domek jednorodzinny z nie małym obejściem, po drugie z sąsiadami rodzina żyje w zgodzie :) po trzecie zasięg sieci z Livebox jest tak kiepski, że nie ma szans by ktoś się podłączył na dziko, nawet stojąc blisko budynku).
Ok, loguję się do panelu admina w routerze, zakładam hasło, podłączam raz jeszcze iPhone i TV do sieci. Uruchamiam Toshiba Remote, wybieram TV z listy i coś się dzieje: na ekranie TV pojawił się czterocyfrowy kod, a w appce na smartfonie monit o jego wprowadzenie. Ucieszyłem się jak dziecko, ale (jak to mawiają hamerykanie) WHAT THE… FROG?! Appka przyjęła kod, i wyświetla ładny interface pilota, ale już tapanie po przyciskach niczego (po za dźwiękami aplikacji) nie wywołuje…
Na tym zakończyłem tę niehumanitarną i przydługą walkę. Ileż można?!
Jaka konkluzja? Rodzina jest w sumie zadowolona: mają ładny TV, wyświetlający śliczny obraz, mogą oglądać filmy z Internetu i sieci lokalnej. Pozostałe braki i niedoróbki akceptują. Oglądać zdjęć raczej nie będą bo mimo nieco bardziej zaawansowanego wieku niż mój, aż o tyle bardziej cierpliwi nie są ;)
A ja doceniam swojego Samsunga i widzę, że dzięki temu, że ta koreańska firma mogła przyglądać się Apple i bezkarnie kopiować rozwiązania, ich produkty są zdecydowanie bardziej przyjazne i proste w obsłudze. A Toshiba? Cóż, mają jeszcze sporo do poprawienia, póki co ich Smart TV jest bardziej „dumb” niż „smart” (ewentualnie „wannabe smart”) – jak śliczna blondynka, która jest… śliczna, tylko śliczna. :) Toshiba 32RL939G miał być urządzeniem dla zwykłego użytkownika, a sprawił mi, osobie która z technologiami jest zdecydowanie bliżej niż ZU, sporo kłopotów…
Muszę jednak też bez przyznać, że nie miałem możliwości sprawdzenia, jak działa obsługiwana przez tę Toshibę, funkcja połączenia bezprzewodowego w technologii Intel Wireless Display, może tu byłbym bardziej pozytywnie zaskoczony…?