Odpowiedzialność, solidność, słowność – dinozaury na wymarciu

Kolejny tydzień na boku i w sumie to człowiek powinien już żyć weekendem, żegnać piątek z przysłowiowym bananem na ustach. Jednak nie rzadko zdarza się coś, co sprawia, że nastrój aż tak szampański, nie dopisuje. Nie zamierzam nikomu psuć humoru tym wpisem, co to to nie. Zdaję sobie sprawę, że będzie to głos wołającego na puszczy – choćby z tego powodu, że to nie Wy, czytelnicy jesteście winni opisanych poniżej sytuacji. Ale jak wyrzucę te smuty z siebie to będzie mi odrobinę lżej :) Od czasu do czasu może przecież być mniej technicznie na applesauce

Nie macie chwilami wrażenia, że te bardzo dobre i pożądane cechy, wymienione w tytule, się aktualnie zdewaluowały i stały towarem deficytowym?

W minionym tygodniu dwie różne sytuacje dowiodły, że żyjemy w epoce bylejakości, znieczulicy, tumiwisizmu, niesłowności i braku odpowiedzialności.

Sytuacja I

Zamowiłem sprzęt do testów (niedługo ów test zagości na łamach bloga). W sobotę. Wiadomo, w weekend nic się nie dzieje, zatem spodziewałem się wysyłki w poniedziałek. We wtorek dzwonię do użyczającego sprzęt – otrzymuję informację, że faktycznie paczkę nadał dzień wcześniej. Otrzymałem numer listu przewozowego, oraz nazwę firmy kurierskiej – DPD. Nie wiem jak Wy, ale ja, gdy wiem, że coś do mnie jedzie, to cytując kumpla: „jaram się jak stóg siana” ;) Jako, że większość dnia spędzam niestety w pracy, a powrót do domu zajmuje też dobrą godzinę, zadzwoniłem do kuriera pytając o to czy ma paczkę na mój adres i prosząc by zjawił się w porze, kiedy będę już na miejscu. Człowiek akurat kierował, więc nie mógł sprawdzić czy faktycznie ma coś dla mnie, ale przyjął do wiadomości, by w razie czego, zostawił sobie wizytę u mnie na koniec pracy.

Jak się domyślacie kurier się nie pojawił, więc odwiedziłem witrynę DPD w celu sprawdzenia losów paczki. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że w systemie nie ma przesyłki o takim numerze! No to dzwonię do użyczającego – sprawdzamy ponownie numer, żadnej literówki nie ma, proszę więc człowieka by sam sprawdził co się dzieje z paczką. Okazało się, że nie może sprawdzić statusu, żadnej z paczek wysłanych w poniedziałek/wtorek, system wyświetla tylko piątkowe i wcześniejsze…

Postanowiłem zadzwonić do Biura Obsługi Klienta DPD. Za drugim razem ktoś wreszcie odebrał :> Chciałbym napisać, że zrobiła to  „miła pani”, ale ten przymiotnik pasował do niej jak świni siodło. Po podaniu numeru listu przewozowego stwierdziła, że nie ma takiej paczki w systemie więc, albo numer jest błędny, albo nie została nadana. Na moje pytanie czy może w takim razie sprawdzić czy na moje nazwisko i adres jakakolwiek przesyłka w ich systemie występuje, otrzymałem odpowiedź, że ich system nie pozwala na wyszukiwanie paczek wg innego kryterium niż numer listu przewozowego! Przecież to kpina, a co więcej, śmiem twierdzić, że również wierutne kłamstwo.

Pani na zakończenie stwierdziła, że ja to mogę co najwyżej poprzeklinać, lub opierdziulić nadawcę i zmotywować go by wysłał do nich skan listu przewozowego, wtedy zaczną procedurę wyjaśniania… Rozmowę przeprowadziłem po godzinie 20-ej.

Na drugi dzień rano, ten sam numer listu przewozowego nagle stał się właściwym. Czary! Wg informacji na witrynie firmy, paczkę odebrano od nadawcy nie w poniedziałek, a we wtorek i to o godzinie 19 z minutami. Jest to o tyle dziwne, że to już po za godzinami pracy użyczającego. A skoro niby w systemie zaznaczono przyjęcie paczki o tej porze, to dlaczego w tym samym systemie, owego zdarzenia nie widziała prawie godzinę później pani, z którą miałem wątpliwą przyjemność prowadzić dysputę?

Ktoś tu najwyraźniej minął się z prawdą. I wiecie co? Nie chodzi mi o to, że paczki nie dostarczono w 24 godziny, choć przecież czas dostawy to jeden z najważniejszych powodów, dla którego nie wybieramy usług Poczty Polskiej, odbioru w paczkomatach InPostu tylko właśnie firmę kurierską, prawda? Chodzi mi o to, że firma biorąca pieniądze za usługę, ma głęboko w dupie odbiorcę (i nadawcę poniekąd też) i robi z niego idiotę, kłamiąc bez mrugnięcia okiem. Osobiście czułbym się zdecydowanie lepiej, gdybym usłyszał np., że z powodu problemów z systemem, korkami, czy jakiejkolwiek innej, mniej lub bardziej realnej przyczyny, moja paczka będzie dostarczona następnego dnia. Małe „przepraszamy” załatwiłoby sprawę, a ja nie niepokoiłbym nadawcy, który ze swojej obietnicy się wywiązał…

Sytuacja II

Szukałem dość rzadko spotykanego kabelka w otchłaniach polskiego Internetu. Znalazłem na allegro, ale niestety wersję dwukrotnie dłuższą niż jest mi potrzebna. No to dawaj – telefon do sprzedawcy, kilka pytań, okazuje się, że owszem, mają na magazynie taki, jaki szukam, ale nie jest dostępny na aukcji więc jeśli się zdecyduję, mam pisać maila i temat zostanie załatwiony. Przespałem się z decyzją i na drugi dzień (czwartek) około godziny 10:10, wysłałem maila z potwierdzeniem chęci zakupu kabla, w cenie zasłyszanej przez telefon. Poprosiłem również o przesłanie mi danych do przelewu. Zaznaczyłem, że bardzo zależy mi na czasie i chciałbym, aby towar dojechał do mnie dziś, znaczy się przed weekendem. Ba! Spytałem, czy wystarczy im potwierdzenie złożenia przelewu wygenerowane do pliku PDF ze strony konta bankowego, poprosiłem – gdyby okazało się, że nie i, że będą czekać na zaksięgowanie – by wysłali paczkę za pobraniem. Tak, by nie opóźniać wysyłki. Chwilę po wysłaniu maila, zadzwoniłem do sklepu z pytaniem czy doszedł i, że proszę o niezwłoczne powiadomienie, czy towar nadano, wraz z podaniem numeru listu przewozowego.

Oczywiście, na obietnicach bez pokrycia się skończyło. Czekałem do 15:30 po czym wykonałem kolejny telefon. Właściciel stwierdził, że dziś to on już raczej tego nie wyśle, bo za późno. Ale zadeklarował się, że jeszcze sprawdzi i mnie poinformuje. Tiaaa… Dziś rano około 8:30 dostałem tylko lakoniczną wiadomość z informacją, że wczoraj nie wysłali i że jeśli nadal jestem zainteresowany kablem to mogą wysłać dziś z dostawą na poniedziałek.

Cóż, z uwagi na niewielką popularność i podaż kabla, musiałem ponownie potwierdzić chęć zakupu. Oczywiście mimo kolejnej prośby o informacje po dokonaniu wysyłki – zostałem typowo, „po polsku”, zignorowany. Olany ciepłym, parującym moczem. Nie wiem, czy towar został wysłany czy nie. Z jakim wyprzedzeniem mam zamawiać? Czy w ogóle ktoś czyta uwagi dołączane do zamówienia? Dlaczego przepływ informacji jest tak problematycznym zadaniem?

Kurwa mać. Chyba nie ma wyjścia, jak tylko zacząć się zachowywać tak jak inni. Olewać, nie dotrzymywać danych słów, nie dbać o innych. Może jest w tym jakiś boski plan? Jak to mawia gimbaza: „miej wyjebane a będzie ci dane”?

Stary jestem. Zdecydowanie za stary. Nie czuję tych dzisiejszych „zasad”. Idę zrobić sobie drinka. Bez odbioru.

PS. Dla wszystkich kobiet (za wyjątkiem tej niemiłej z DPD) najlepsze życzenia z okazji Waszego święta :)

0 0 votes
Article Rating