iA Writer 3 – Recenzja
Przez długi czas poszukiwałem tego jednego, jedynego miejsca w którym mogą powstawać moje artykuły. Ostatecznie najbardziej przypadły mi do gustu minimalistyczne edytory tekstu, które wspierają składnię markdown. Wśród dostępnych produktów mój wybór padł na aplikację iA Writer. W głównej mierze ze względu na fakt niezwykle udanej premiery trzeciej wersji. Przyznaję jednak, że rozważałem przesiadkę na konkurencyjnego Ulyssesa. Pozwólcie więc, że przybliżę Wam mój ostateczny wybór.
Po uruchomieniu aplikacji użytkownik otrzymuje czystą białą stronę, która będąc tłem dla migającej karetki od pierwszej chwili zachęca do pisania. Sam za każdym razem uruchamiam iA Writer w trybie pełnoekranowym, co pozwala mi całkowicie skupić się na powstającym tekście. Jednym z moich ulubionych elementów tej aplikacji jest możliwość uruchomienia widoku, który wspomaga skupienie. Powoduje on, że całość tekstu pozostaje wyszarzona, a jedynie aktualnie powstające zdanie pozostaje w pełni widoczne. Dodatkowo powstający w danej chwili wiersz zawsze znajduje się w centrum ekranu, co kojarzy się z pracą przy użyciu klasycznej maszyny do pisania.
Oczywiście iA Writer pozwala na wykorzystywanie znaczników markdown, które można dodawać do tekstu przy użyciu skrótów klawiaturowych. Powoduje to, że widzimy zarówno zastosowaną składnie jak i efekty jej działania, takie jak pogrubienie czy kursywa. Dodatkowo najechanie kursorem myszki na dolną krawędź interfejsu pozwala na podejrzenie podstawowych statystyk takich jak liczba użytych znaków, słów, czy szacunkowa ilość czasu potrzebna na przeczytanie powstałego tekstu.
Nowa wersja programu przyniosła również użyteczne gesty, które ułatwiają dostęp do kolejnych dwóch istotnych elementów interfejsu. Przesunięcie dwoma palcami w lewą stronę powoduje pokazanie poglądu tekstu w sformatowanej postaci. Korzystam z tej funkcji na ostatnim etapie pisania, kiedy to redaguję treść i wprowadzam niezbędne korekty. Podgląd ten można uruchomić również poświęcając mu część ekranu – co ułatwia edycję w obszarze przeznaczonym do edycji – oraz z trybie pełnoekranowym.
Z kolei gest w stronę prawą uruchamia menu nawigacji po zebranych plikach. Dzięki temu rozwiązaniu autor ma możliwość nawigowania po stworzonych dokumentach bez potrzeby opuszczania aplikacji. Obszar ten pozwala na podstawowe operacje, takie jak przenoszenie pomiędzy katalogami czy zmiana nazwy plików. Z mojej perspektywy to bardzo użyteczny dodatek. W momencie kiedy nie muszę opuszczać aplikacji aby zarządzać biblioteką znacząco spada szansa na to, że natrafię na jakiś rozpraszający mnie element.
Niestety w naszym rodzimym języku nie działa jedna z ciekawszych opcji, jaką jest kontrola składni. Funkcja ta w obsługiwanych językach weryfikuje wykorzystane słowa oraz złożoność zdań sugerując ewentualne zmiany mające na celu poprawę jakości i czytelności tekstu. Mam szczerą nadzieję, że w przyszłości doczekam się działania tego mechanizmu dla języka polskiego, jednak jego brak w żaden sposób nie zmniejsza w mojej opinii wartości aplikacji jako takiej.
Niezwykle istotna w przypadku iA Writer jest niezależność w kwestii platformy. Twórcy stworzyli wersje dla wszystkich urządzeń z systemem iOS. Dokładając do tego pracę i synchronizację w chmurze iCloud praca na różnych urządzeniach jest doskonale rozwiązana. Niezwykle często zdarza mi się pisać artykuł na MacBooku po czym etap edycji i korekty przeprowadzać na iPadzie lub rzadziej iPhone. Dodatkowo, szkice tekstów, na które pomysły pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach mogę tworzyć przy użyciu telefonu mając świadomość, że kiedy usiądę do komputera, będącego moją podstawową maszyną do pisania, wszystko będzie zsynchronizowane i gotowe do dalszej pracy.
Mimo chwilowych romansów z konkurencją dla iA Writer, nie zdarzyło mi się do niego nie wrócić.. To co utwierdziło mnie w dotychczasowym wyborze była premiera wersji trzeciej aplikacji i kierunek rozwoju aktualnej iteracji. To wszystko powoduje, że wciąż jest to dla mnie edytor tekstu numer jeden i Wam również serdecznie go polecam.
Artykuł ten ukazał się pierwotnie w styczniowym wydaniu Mój Mac Magazyn. Serdecznie zapraszam do subskrypcji do której możecie zapisać się w tym miejscu. Zdecydowanie polecam!