Pozorna JAKOŚĆ
Jakość – słowo znane każdemu z nas, ale czy jednakowo postrzegane? Jestem wręcz pewny, że nie. Z czego ono jednak wynika, czy to pojęcie kreuje się w nas mimowolnie i w zależności od cech charakteru nabiera swojego kształtu? Być może było tak jakiś czas temu, jednak aktualnie myślę że większość z nas poddaje się innym czynnikom, które tą wartość kształtują. Spokojnie, mimo natchnionego wstępu nie planuję tutaj żadnych filozoficznych rozważań a jedynie chciałbym przedstawić mój pogląd na temat, który dotyczy każdego z nas. W kierunku tej tematyki skłoniły mnie obserwacje, jak moje otoczenie zaczyna postrzegać pewne cechy przedmiotów jako wyznaczniki klasy i jakości. Skupię się tutaj na dwóch przykładach, które myślę że wyjaśnią wam skąd biorą się moje wątpliwości.
Umieśćmy klasycznego Kowalskiego w sklepie ze sprzętem RTV i postawmy go przed zakupem nowego telewizora. Stawiam, że jego głównym problemem będzie wybór pomiędzy wyświetlaczem plazmowym a LED. Co będzie wyznacznikiem w trakcie wyboru? Oczywiście jakość obrazu jakiej uświadczy on w trakcie porównywania poszczególnych modeli. Zdecydowanie większe wrażenie wywoła odbiornik, który wręcz oślepi potencjalnego nabywcę paletą barw i jasnością ekranu, a nagromadzenie funkcji wystarczy na kilka dni intensywnej nauki obsługi z instrukcją w ręku. Te właśnie cechy pozornie stworzą wrażenie jakości, jednak ile to ma wspólnego z naturalną kolorystyką i komfortowym oglądaniem? Praktycznie nic. Jednak w oczach takiego nabywcy, to właśnie będzie produkt najwyższej jakości. Nie ma tutaj miejsca na poszukiwanie obrazu w naturalnej formie. Nie szuka się tutaj parametrów technicznych, które rzeczywiście zawstydzają konkurencję i nie są jednocześnie tylko marketingową papką. Ma być z przytupem i sąsiad ma łzawić z wrażenia. To się liczy. Warto również zwrócić uwagę na to jak łatwo możemy dać sobą manipulować, wystarczy że sprzedawca stara się sprzedać jak największą liczbę odbiorników danego producenta lub modelu i odpowiednio obniży jakość pozostałych wyświetlaczy bez większego wysiłku zmniejszając kontrasty, nasycenia i tym podobne, a już ma w większości przypadków zagwarantowaną podniesioną sprzedaż względem innych modeli, które w przedbiegach przegrywają walkę o prym w kwestii jakości obrazu. Myślę że takich przypadków jest co nie miara, a jeszcze więcej sukcesów marketingowych osiągniętych tą właśnie drogą.
Szybko przechodzimy do drugiej historii. Nasz Kowalski widzący świat w szarej postaci, po tym jak jego nowy telewizor przyzwyczaił go do feerii barw, postanawia dać oczom odrobinę odpoczynku i zaczyna interesować się sprzętem audio. Zadowolony z poprzedniego zakupu udaje się w to samo miejsce i już na progu działu audio zostaje wymasowany basowym pomrukiem i zaatakowany jazgotem wysokich tonów. Mając jednak do czynienia na co dzień ze zwykłym radiem lub dźwiękiem wydobywającym się z telewizora, ten spójrzmy prawdzie w oczy hałas, będzie stanowił dla niego coś godnego uwagi. Kolejny raz szybkie i intensywne odczucia takie jak natłok dźwięków brzmiących agresywnie i wręcz wpychających się w uszy sprawi, że dla potencjalnego nabywcy sprzęt wyda się czymś o wysokiej jakości. Przykuwa uwagę, atakuje frontalnie, robi wrażenie od pierwszego dźwięku, przecież o to właśnie chodzi a sprzedawca utwierdzi każdego w tym przekonaniu.
Po co tak właściwie te przydługie wywody? Chcę zwrócić waszą uwagę na to jakie metody są wykorzystywane w trakcie nakierowywania konsumenta na zakup. Zwłaszcza tego nieświadomego, który tak naprawdę sam nie wie czego chce. Aktualnie panuje trend typu głośniej, jaśniej, bardziej kolorowo. Powoduje to, że coraz częściej czujemy potrzebę wymiany naszego elektronicznego arsenału. Zatracamy potrzebę cieszenia się szczegółem, wyszukiwania według własnych potrzeb i odczuć. Jesteśmy atakowani i najczęściej się poddajemy. Z drugiej strony spójrzmy prawdzie w oczy, nie chodzimy do Biedronki żeby kupić dobry kawior i tak samo z elektroniką nie spodziewajcie się zakupu wyjątkowego sprzętu w markecie RTV. Oczywiście miejsca takie posiadają w ofercie produkty wysokiej klasy ale giną one w natłoku krzyczących dookoła przepełnionych wodotryskami sprzętów.
Dlaczego najlepsze albumy w historii muzyki wymagają od nas uwagi, kilku przesłuchań, skupienia i z czasem cenimy je coraz bardziej? To pytanie niech przewrotnie stanie się odpowiedzią na sens tego tekstu.
